Przejdź do głównej zawartości

Chodzę po niebie jak ten młody Jedi


Nareszcie, po dłuższym czasie, doczekałem się koncertu Mopsa z nowym materiałem. Tym milej, że chłopaki do wspólnego grania zaprosili znany już na blogu z jednego wspólnego występu duet Dopustim oraz rozwijającą się grupę Empty Sunday. To jak było w niedzielę w Pogłosie?

Wyjaśnię w ogóle ton, w jakim piszę ostatnimi czasy o Mopsie: z jednej strony totalnie rozumiem ich decyzje i odwlekanie premiery singla – każdy woli, żeby wypuszczony materiał był maksymalnie dopracowany, tym bardziej, gdy pojawia się wraz z teledyskiem – ale z drugiej strony nie umiem się nie podśmiewać chociaż trochę, gdy przez dwa miesiące nie mogę w żaden sposób podzielić się opinią mimo, że mam dwa kawałki na dysku.

No, ale teraz mogę, przynajmniej co do jednego z nich. Wobec tego – nie po znajomości ani nic w tym stylu – jestem mega zaskoczony, jak dopracowany jest ten singiel, jeśli chodzi o całą kompozycję i produkcję. Dużo się tutaj dzieje na linii pomiędzy electropunkiem a rapem. Więc posłuchajcie sobie:


Anyways, do rzeczy. Mimo, że ostatnio zwykle bywam na Chłodnej, to Pogłos jest przecież dobrze znany i lubiany. Poprzednim razem klub CH25 trochę nie sprostał frekwencji, siłą rzeczy, z powodu małej salki. Burakowska 12 oferuje pod tym względem dużo lepsze warunki, co przydało się w niedzielę, bo widzów nie brakowało – łącznie było około dwieście osób. Nieźle, nie? A wiem to, bo stałem na bramce, więc liczyłem hajs z biletów i miałem pod ręką listę do wpuszczenia.

Co do zespołów.


Empty Sunday, swego czasu duet, to obecnie w zasadzie supergrupa, jeśli popatrzeć po składzie złożonym z ludzi z młodych warszawskich zespołów. Alek Woźniak na wokalu i gitarze ma za sobą różne etapy tworzenia, od solowej kariery do zespołu Red Cape Wolf, o którym pisałem, a który chyba niestety już ostatecznie padł. Janek Wachnowski to solowo Sule i również ex-RCW, a do tego część Joshua Pastel wraz z Bartkiem Sulichem, perkusistą tegoż. Basista, Mikołaj Maciejewski, którego można znać z Tourrette. Co grają? Trudno stwierdzić, bo opierają się na luźnych improwizacjach. Sami przedstawiają się jako surf jazz, a – cytując wypowiedź Alka z wywiadu dla Radia Aktywnego – „psychodeliczny rock na jazzowych akordach w kwiaciastej koszuli".


Na ten moment mogę podlinkować tylko jeden ze starszych kawałków, ale on też był grany, więc w sumie nie ma problemu. Chodzi bardziej o to, że nie ma reprezentatywnej próbki ich obecnego stylu, choć jeśli dobrze pójdzie, to w piątek w Halo, Odbiór? poleci zapis live. Jeśli chodzi o moje wrażenia z koncertu, to... nie mogę powiedzieć za wiele. To był moment, gdy bardzo dużo osób wchodziło, więc trzeba było odbierać pieniądze, wydawać resztę i każdego pieczątkować. Mimo że na bramce było nas dwóch, to mieliśmy ręce pełne roboty. Co za tym idzie: nie bardzo mogłem się skupić na Empty Sunday, czego bardzo żałuję, bo wiem, że się rozwinęli i dobrze zgrali, na pewno jest to coś wartego uwagi – pozostaje czekać na jakiekolwiek kanały społecznościowe, bo tych brakuje.


Wracając jeszcze na moment do koncertu z Chłodnej z zeszłego roku, bo tam też grał duet Dopustim: nie byłem wtedy nadmiernie entuzjastyczny wobec nich, bo miałem wrażenie, że tracki są za mało różnorodne. Okazało się, że to odczucie nie było specjalnie dalekie od prawdy, bo chłopaki ostatnio powiedzieli mi w wywiadzie, że po prostu... grali swoje kawałki po kilka razy, bo mieli ich zwyczajnie za mało. Teraz było więcej. Rozgrzeszam.


Co do ich występu, to nadal funkcjonował czynnik przepustowości na wejściu do sali, więc nie mogłem skupić się tak, jak bym chciał. Było jednak trochę luźniej, więc usłyszałem więcej niż wcześniej. I co? I jeśli Was, tak samo jak mnie, tag rapcore w 2020 roku odstrasza, to tutaj muszę uspokoić: Serj i Andrij dali radę, łącząc newschoolową nawijkę i bity tego drugiego z gitarą pierwszego. Na pewno znowu dobrze kontaktowali się z publiką, więc ponownie podbijam ten aspekt. Póki co jest tylko jeden singiel, zalinkowany powyżej, czekam na resztę.


W połowie naszych gwiazd wieczoru mogłem już zwinąć bramkę, choć, wierzcie lub nie, do samego końca dochodzili nowi ludzie. Mops, jak można się było spodziewać po wcześniejszych koncertach i pokątnej znajomości nowego materiału, rozpierdolił. Tym razem wystąpili w czteroosobowym składzie, tj. CB Mvula na wokalu, Bartek Czapski na basie, Krzysiek Szyc na perkusji oraz Michał Głomski na syntezatorach. Nie mnie o tym decydować, ale ta pomoc od członka dawnej inkarnacji Mopsa wygląda na dobrą decyzję, więc tak tylko sugeruję, żeby to nie był jednorazowy strzał. Do samego rozpoczęcia koncertu było widać, że chłopaki się stresują, ale mam nadzieję, że po wszystkich propsach, jakie zebrał, wiedzą że nie mają się czego wstydzić. Zarówno jako całość, ale i jako poszczególni instrumentaliści.


Zespół koncertowo jest w bardzo dobrej formie. Jeśli były jakieś potknięcia, to były na tyle drobne, że ich nie wyłapałem, a jeśli chodzi o ładunek energetyczny, o możliwość poskakania czy pogowania, o chwytliwość nowych numerów – pozostaje czekać na następne występy oraz następne single i album. Co więcej można powiedzieć, gdy po prostu dobrze się zgrywają? O, może taka ciekawostka, że niedługo skończą salkę prób przy przystanku Czarnomorska na Stegnach, to jest całkiem klimatyczne miejsce, byłem i widziałem. Wiedząc, ile pracy w nią włożyli, mogę założyć, że jest warta rozważenia, jeśli ktoś szuka. 

Pozdrawiam też Olę, dzięki której w poście są foty, oraz znajomych z radia oraz spoza niego spotkanych na wejściu, bo raczej z nikim się nie minąłem. Niektórych dawno nie widziałem, m.in. dlatego, że wyprowadzili się z Warszawy, więc tym milej, że przyszli. Morał z tego taki: stawajcie na bramkach. Bo bramka krzyczy najgłośniej i bawi się najlepiej. A, wspominany wcześniej wywiad będzie można za parę dni odsłuchać na stronie.

Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod

Słyszałem, że coś mruczysz, więc powiedz to reszcie sali

To już czwarta edycja, w dodatku całkiem blisko, a ja tu dopiero pierwszy raz. No nic, kiedyś trzeba zacząć. Grodzisk Mazowiecki – jak zwykle – Park Skarbków – tym razem – i muzyka na żywo – o to chodzi: Bajzel , Nagrobki , Mikołaj Trzaska oraz Lech Janerka . Przed wami krótka relacja z Festiwalu Mięty Pole .  Na początek przyznam, że wczorajsza wizyta w Grodzisku była trochę walką na zasadzie: malutka scena vs ja, niewyspany i skacowany. Ale nawet to niczego mi nie popsuło, bo przynajmniej była ładna pogoda – jeszcze nie taki upał, jak znowu dziś, ale bardzo ciepło i słonecznie. Grodzisk Mazowiecki sam w sobie trochę mnie zaskoczył, bo obok wymarłego deptaka rodem z miejscowości ożywających tylko w czasie danego sezonu znajduje się w nim sporo fajnie ogarniętych zielonych miejsc, tj. skwerów czy parków, w tym, oczywiście, Park Skarbków, w którym trochę posiedzimy. Czym jest Mięty Pole? Wyciągając fragment wywiadu FYH z Krzysztofem Rogalskim, organizatorem: Zadaniem festi