Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2017

John Cena zapłodnij moją córkę

Który z zapaśników WWE jest grzecznym chłopcem i zawsze po skończonej zabawie odkłada zabawki na miejsce? Któremu w trakcie walki chce się siku, a czyj pęcherz jest nad wyraz wytrzymały? Kto skrycie myśli o całowaniu się ze swoim rywalem i kto ma największego penisa? A przede wszystkim: kto zostanie gwiazdą gali tego wieczoru? Hot Dad na te i wiele innych pytań odpowiada na swoim albumie Wrestle. Od tygodnia to jedyna rzecz, którą usłyszycie z moich słuchawek. Serio. Jestem zauroczony, zainspirowany i mam lekką erekcję. Nie umiem do końca opisać czemu. Chyba chodzi przede wszystkim o to, że twór Gorącego Tatuśka jest równie durny, co jego pseudonim. I to durny w tak cudowny sposób, że słuchanie go bez permanentnego banana na ryju jest niemożliwe. Wrestle by Hot Dad Z niemałym wstydem przyznaję, że w wieku dwunastu lat jaraliśmy się z kumplami amerykańskim wrestlingiem. Drugi w tym roku album amerykańskiego muzyka to dwadzieścia pięć nieprzekraczających dwóch minut zapow

Ja trwam, my trwamy, wytrwamy

Syny, Syny, Syny... A tu myk, nieprawda, bo to Piernikowski solo. Przeglądam Spotify i widzę, że zapisałem sobie No Fun . Pobrałem, przesłuchałem. Trwamy, trwamy, trwamy, trwamy, trwamy. Zapraszam do klaustrofobicznego świata (sic!). Wysiadam z auta na przystanku, dziękuję za podwózkę. Jest środa wieczór, a ja mam przed sobą parę kilometrów do domu. Nie chcę jechać autobusem, mam ciepłą kurtkę. Słuchawki w uszy, telefon w dłoń - czterdzieści minut przede mną. Teksty proste jak naleśnik i beaty ciężkie jak słoń. To mogę powiedzieć jako tldr . Co jednak sprawia, że No Fun pasuje do chłodnego listopadowego dnia? Prozaicznie – klimat. To krótki post o tym, jak twarde pięści i cieknące łzy pasują do deszczu. Te częściowo pisane na wolno niewymiarowe zwroty o blokach, życiu, Atari i bluzie Nike. Klasyk? Trochę tak. Ale chciałbym umieć znaleźć coś, co zahacza o tę psychodelę, a jednocześnie też buja. Coś innego niż otoczenie Piernikowskiego.  Gdy mijam Torwar i st

Let as bi tugewer, bejbi

Bardzo cieszy mnie kierunek, w którym idzie od pewnego czasu polski pop, w tym Coals . Artyści podążają za trendami i inspiracjami z rozmysłem, technologia też poszła naprzód. Coraz trudniej o tracki na miarę ewrynajt Mandaryny. Poniekąd też szkoda, ale dzięki temu mamy takie perełki, jak   bohaterowie dzisiejszego tekstu. Pierwsze wspólne nagrania Katarzyny Kowalczyk i Łukasza Rozmysłowskiego pochodzą z 2014r. Wtedy zaczęli dość prostą współpracę, która przekształciła się w zespół. Stworzyli jeden utwór, wydali epkę, a w tym roku na jesieni pełnoprawny longplay.  Przyznają się do wielu inspiracji. Niektóre można łatwo załapać - Yung Lean, Sigur Rós. Inne - trochę trudniej, jak Miley Cyrus. Bywali kojarzeni z The Dumplings. Moim zdaniem nie bez powodu, skoro jedni i drudzy grają dream pop. W dodatku nie taki odległy od siebie, bo nawet przed poczytaniem o nich pomyślałem o pierogach. Czynnikiem wspólnym jest też fakt, że jedno i drugie to duet.  Teraz, po przesłuchani

Scoobiedoo ya

"[...] Wakacje, kemping, muzyka. Impreza, alkohol, narkotyki. [...]" Dobra, to akurat TDF, ale EPka powstała właśnie o tej porze roku. Polska, Miasto Doznań, psychodelic pop rock. Zajrzyjmy do krążka Pies - Minus . No dobra. Przeglądam internet, trafiam na rzeczy. Dobre półtora miesiąca temu dowiedziałem się od przyjaciół, że fajne byłoby pisanie o polskich rzeczach, a nie tylko kolejny projekt z USA z fanbase'm rzędu piętnastu osób, w tym rodziny muzyków.  W związku z tym, gdy trafiłem na Pies , postanowiłem sobie spojrzeć. I pierwsze wrażenia takie: no, śpiewać to tam za bardzo nie potrafią. Źle nie jest, ale to nie są czyste nuty. Nie mówię, że to coś złego - w tym przypadku tym lepiej, bo to cecha jakkolwiek charakterystyczna. Brzmienie nie jest bowiem jakieś wybitnie nowatorskie, ale przynajmniej zaśpiew w stronę lo-fi nadaje konkretny styl. minus by pies Z początku mierzymy się z rytmicznym spadkobiercą Son Of A Gun , czyli On A New Way .

Romantyczny Szajs

Czyli "romantic garbage". W ten sposób George "Joji" Miller sam określa swoją twórczość. I trafia w punkt, bo lepiej jego debiutanckiego (no, powiedzmy) EP "In Tongues" opisać się nie da. Że japońsko-australijski muzyk jest barwną postacią, potwierdzi każdy, kto cokolwiek o nim słyszał. Większość ludzi kojarzy go zapewne za sprawą jego YouTube'owego alter-ego, Filthy Franka , w roli którego jadł z kumplami ciasto z wymiotów, walczył z władcami ciemności, ostrzeliwał sobie jądra fajerwerkami, uczynił się reinkarnacją Jezusa i ogólnie rzucił dostateczną ilością obscenicznych żartów, by obrazić znaczną część populacji naszej planety. Wielu mogły się też obić się o uszy jego nagrywane w różowym spandexie romanse z rapem, w których nawija o min. cipkach, przepisach na azjatyckie dania, jedzeniu psów, czy pociągu seksualnym do kreskówkowych dziewczynek (przede wszystkim jednak o cipkach). Lecz pojebany gość, który popularność zdobył spaz