Przejdź do głównej zawartości

Czy w Toronto można się bawić?


Replay. Replay. Replay. Są takie materiały, po wysłuchaniu których pierwsza myśl to wciśnięcie tego przycisku. Tym razem, niespodzianka, jest to debiutancki solowy materiał Sule, czyli Toronto is fun. Zapraszam do zapętlania wraz ze mną.

Pod pseudonimem Sule ukrywa się Janek Wachnowski, muzyk znanego czytelnikom Odbioru zespołu Red Cape Wolf, The Botanists oraz interesującej świeżynki, Empty Sunday. Jakoś tak jest, że ufam mu w kwestii jakości, gdy widzę nowości na jego profilu na Soundcloudzie, więc rzucone na Instagramie info o wypuszczeniu na światło dzienne Toronto is fun sprawiło, że rzuciłem wszystko, co w danej chwili robiłem - a było to zajmujące - i natychmiast odpaliłem Youtube. Reakcja była dość wyrazista.

"O kurwa."


W krótkim czasie poświęconym na wyszukiwanie postanowiłem, że jeśli rzecz będzie przynajmniej spoko, to o niej napiszę, a jeśli nie do końca, to się mocno zastanowię, bo nie lubię wypowiadać się negatywnie o debiutantach. Widać, jak wyszło. Jak wyżej, spodziewałem się dostarczenia bardzo dobrego towaru, ale akurat to przeszło nawet oczekiwania. 

Toronto... jest pamiątką, którą stworzył Sule, by upamiętnić czas spędzony w czasie wakacji w Kanadzie. Do nagrań użył wyłącznie swojego głosu, gitary akustycznej i abletona. W dwudziestu czterech minutach i osiemnastu sekundach mieści się osiem tracków. Zaczyna się od instrumentalnego, ale potem napięcie rośnie. Od delikatnych, lekkich drgań strun do przesterowania gitary. Nad akompaniamentem płynie głos wokalisty, odpowiednio dopasowany, raz melorecytujący powoli, innym razem przechodzący w pełen emocji krzyk.

Nieskomplikowane teksty są ponure i melancholijne, co trochę kontrastuje w zawartym w opisie pod filmem I met some wonderful people there oraz z tytułem albumu. Trafimy w nich na zrezygnowanie, zmartwienia, niepewność, porzucenie. Na niską samoocenę, na bijącą ze słów chandrę. Brzmi to niepokojąco szczerze. Mimo tego, brzmienie nie zawsze daje to odczuć. Oczywiście, mamy numer Worn, z którego ten klimat aż bije, a druga zwrotka Wegtsbys przypomina mi Get Out Archive. Nie zrozumcie mnie źle, bo nie ma tu wesołkowania. Nie ma po prostu również smęcenia. Brzmieniowo oscylujemy na granicy lo-fi (planowanego lub wynikającego z warunków), psychedelic (biorącego się choćby z mnogich ścieżek wokalu) oraz rocka (trudno mówić o konkretnym rodzaju, lecz mamy i typowo alternatywne akustyczne brzmienia, jak i brudne przestery).

Chcesz być na bieżąco? Polub nasz fanpage!

Imponuje mi przede wszystkim, że to kompletnie solowy album. Poza sporadycznym samplowaniem Sule wszystko nagrał sam. Warto wspomnieć, że gość jest tuż po liceum. Wiadomo, że w 2018 roku, gdy od kilku lat działają Let's Eat Grandma czy Yung Lean, a u nas choćby Młody Łucznik, trafia się już nierzadko na takie przypadki, ale niezmiennie mnie porusza, jak jakościowe rzeczy potrafimy stworzyć tak szybko. Aż miło posłuchać.

Fun fact: gdy niespełna rok temu wyszedł doskonały track Fly Me Home Red Cape Wolf, w którym Janek miał swoją skromną partię wokalną, mówiłem, że ma świetny głos. To poszukiwacz, a takich zawsze powinno się chwalić. I tak też robię, bo dobrze mieć takie postacie na (póki co) niezależnej, alternatywnej scenie, wśród wielu nieznanych projektów. To, co na najbardziej podstawowym poziomie różni Sule od tamtych pozostałych, to potencjał - a on go ma. Tak właśnie powinno się czerpać z chilloutu, stoneru, punkrocka i paru innych gatunków, których echa tu słychać.

Gdybym miał się do czegokolwiek przyczepić: nie wiem, czy to moje słuchawki, czy to bas jest aż tak potężny, ale trochę rozbolała mnie głowa. I to byłaby jedyna rzecz. Poza tym każda wypisana wada byłaby na siłę, musiałbym ich specjalnie szukać po, jak się zdaje, już piętnastym odtworzeniu dziś całości. W ciągu najbliższych dni na pewno spędzę jeszcze niejedną godzinę przy Toronto is fun. I wam też to polecam.

To co, replay, nie? No pewnie, z przyjemnością.
  • Muzyka: 8/10
  • Wokal: 9/10
  • Teksty: 8/10
  • Produkcja: 6/10
  • Total: ~7,4/10
Smoq

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Wielki strach jak cały świat

Przed wami druga rozmowa z ostatniego odcinka Spoza nurtu w Czwórce. Rozmowa z air hunger , bez szczególnej okazji - raczej w wyniku ogólnej fascynacji jego muzyką, która operuje... sugestywną delikatnością? To chyba najbardziej trafne określenie, jakie umiem znaleźć dla wycofanego wokalu, ambientu i gitarowego dronu. Pomysł na tę rozmowę ma dwa źródła: jedno to rozmowa Magdy z Filmawki pt.  Nie jestem do końca przekonany, czy na “Grace” to jestem w ogóle ja… [WYWIAD] , przeprowadzona jeszcze przed Peleton Festem, a druga to sam koncert podczas tegoż festiwalu. Nie był to pierwszy raz, gdy widziałem Dawida na żywo, choć to doświadczenie faktycznie jest dość krótkie - bo o ile muzykę znam, zdaje się, od pierwszych solowych nagrań, to live'u słuchałem dopiero przed tegorocznym koncertem Northwest w Chmurach. Grace by AIR HUNGER Był to jednak świetny występ, podobnie jak na Peletonie – i w naszej rozmowie pojawia się twinpeaksowe skojarzenie z klubem Roadhouse, z onirycznym występem