Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2018

Keep talkin', my friend, keep talkin'

Ledwie kilkanaście godzin temu zakończył się ciekawy gig, mianowicie  NO LIMITS  w klubie  Metronom . Skład był głównie raperski, zakładam, że sporą część możecie znać, jeśli kojarzycie młodych chłopaków z warszawskiej sceny. W kolejności występowania:  TomczyTom , PiusX , Eske , MopS i Palewave . Tym razem wypowiemy się obaj. Siadam o godzinie 6:20 naprzeciwko budynków byłej ambasady radzieckiej przy ulicy Sobieskiego w Warszawie. Jest jasno, wczesny ranek, w słuchawkach gra album Idiot Iggyego Popa. Odbyłem dziś całkiem sporo ciekawych dyskusji, tych muzycznych i tych nie do końca. To była długa noc. Nieważne. Metronom  znajduje się w centrum, przy znanej już z  jednego tekstu  ulicy Chłodnej, lecz tym razem pod numerem 35/37. Ma całkiem przyjazny ogródek, w którym jest gdzie usiąść podczas przepinek między koncertami. W budynku znajdziemy salkę na parterze, w niej bar, a na piętrze kolejne pomieszczenie, tym razem ze sceną. Bardzo miło, że mają ten swój wybieg

Mała Lady Punk po latach

Po trzydziestu pięciu latach od wydania pierwszej płyty Lady Pank  pojawia się w niestandardowych wersjach. Do wykonania partii wokalnych zaproszono gości z różnych sfer aktualnej polskiej sceny okołorockowej. Tak powstało LP1 , czyli rzecz warta przesłuchania. Gdy zobaczyłem LP1 w nowych wydaniach na Spotify, przewróciłem oczami. Kolejna reedycja, albo, co gorsza, ponowne nagrania po latach. Grunt, że nie nowa płyta. Zajrzałem jednak, by się zorientować, co można znaleźć na trackliście, i miło się zaskoczyłem, widząc nazwiska kojarzące się w większości pozytywnie. Postanowiłem przesłuchać całość, ale później. W sobotę 16 czerwca w Trójce leciał wywiad Piotra Metza z Janem Borysewiczem. Kto czytał tekst o płycie  Zalewski śpiewa Niemena , ten zna moje podejście do wspomnianego dziennikarza, a raczej do jego stylu, bo merytorycznie nie zamierzam niczego odejmować. Nie określam się jako fan Lady Pank, więc z rozmowy dowiedziałem się paru ciekawostek, jak choćby o pierwsz

Rzuć to wszystko, co złe

Shiny, shiny, shiny boots of leather... Opowieści o  wręcz  legendarnej scenie punkowej nie brakuje. Dużo z nich zbiera w całość książka Legsa McNeila i Gillian McCain, Please kill me; punkowa historia punka , w równej mierze kreując obraz walczący z romantyzowaniem swoich bohaterów, co podtrzymując wspierający je mit.  Skąd w ogóle ją wziąłem? Polska wersja wyszła dopiero w tym roku w marcu (gdy pierwsze wydanie oryginału ukazało się w... 1996!), trafiłem na nią na jednym z blogów muzycznych. Gdy już dostałem Please kill me  w swoje ręce i zacząłem czytać, nie mogłem się oderwać. Autorami są Gillian McCain, kanadyjska poetka, oraz Legs McNeil, jeden z ojców założycieli słynnego zinu Punk , mocno powiązanego z rozwojem ówczesnej sceny, praktycznie prekursora dotyczącej jej prasy. W posłowiu możemy się dowiedzieć, jak wyglądał ich proces twórczy w wypadku Please... - wybrali setki wywiadów autorstwa wielu dziennikarzy, a po przebraniu rzeczy nienajważniejszych wywalili o

Gdy nie ma dzieci w domu

Dzień Dziecka, rok 2018. W VooDoo Clubie zagrało pięć młodych zespołów, po kumpelsku i bez spiny. Frekwencja dopisała, obsuwy były do przeżycia, muzyka zdała egzamin. Wystąpili TouRREttE , Red Cape Wolf , Club , My Own Wasteland i MopS . Pewnego majowego poranka dowiedziałem się, że kumpel zamierza zorganizować takie wydarzenie. Coś tam, zapraszamy znajome zespoły, coś tam, wpadną ziomki. W sumie wszystko miał już dogadane, trzeba było tylko porozgłaszać wśród ludzi i czekać na Dzień Dziecka. Tak też się stało. W dodatku zostałem bramkarzem. Zaczęło się trochę po czasie ze względów organizacyjnych. Na pierwszym koncercie, czyli Tourrette , było już trochę widowni, ale większość miała dopiero nadejść. Zagrali w standardowym składzie: bas, gitara, perkusja, wokal; ich stylistyka jest, w skrócie, rapcorowa. Mnie nie do końca przekonują, choć wydaje mi się, że to głównie sprawą wokalu, którego po prostu nie trawię, w przeciwieństwie do instrumentalu, ale za to do spółki z teks

Wake up, Mr. West

Chyba jest już tradycją, że każdemu nowemu wydaniu self-titled geniusza i zbawcy świata towarzyszy nakręcona przez niego medialna burza. Chociaż jeśli szum wokół The Life of Pablo nazwać burzą, to teraz byliśmy świadkami huraganu. I oto jest Ye. Ale czy Westowi znów udało się wyjść z całego tego zamętu obronną ręką? Pomijając konflikt z Taylor Swift, rzeczy towarzyszące premierze ostatniego albumu Kanyego Westa w 2016 były z dzisiejszej perspektywy nad wyraz lajtowe. Nikt już nie pamięta tego całego burdelu. Teraz może być inaczej. Słowa poparcia dla obecnego prezydenta USA i innych, jeszcze skrajniej prawicowych postaci, które Yeezy ostatnimi czasy wyrażał, były tylko początkiem. Potem mamy wywiad w TMZ, w trakcie którego muzyk powstał i zaczął przemawiać do całej redakcji, a także rzucił stwierdzeniem że "niewolnictwo było wyborem". Gdy ludzie oczekiwali wyjaśnień, na singlu Lift yourself Kanye odpowiedział im tak: Poopy-di scoop Scoop-diddy-whoop Whoop-d

Woda za progiem

Gdy nie do końca trawi się metal, można mieć problem z odpowiednim odbiorem albumów tego typu. Potem nagle pojawia się płyta, która balansuje na granicy różnych gatunków, wprowadzając ostrzejsze smaczki wraz z nimi. Dziś słuchamy albumu Czarna woda zespołu Alameda 4 . Wyobraźcie sobie tygrysa, który siedzi w zaroślach, czając się na zdobycz. W pewnym stopniu panuje półmrok, który wam przyćmiewa wzrok, ale on widzi wszystko doskonale. A potem nagle haps – zwierzę bez ostrzeżenia łapie ofiarę w szpony i wgryza się w nią ze smakiem. Tak pokrótce oceniłbym moje wstępne odczucia związane z Czarną wodą , albumem składu Alameda 4 , skądinąd ogólnie bardzo interesującego. Bo posłuchajcie sobie singla od Alamedy 5, gdyż właśnie o nim mówię w tym kontekście. Trochę inny styl, nie? Co ciekawe, został on wydany trzy tygodnie przed premierą LP będącego tematem dzisiejszego posta. Ale ale, przejdźmy do treści. W skład czwartej inkarnacji zespołu wchodzą Tomasz Popowski (perka), Mikołaj