Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2018

Obywatelskie nieposłuszeństwo

Znowu po polsku, także ciągłość zostaje utrzymana. Tym razem przyjrzymy się płycie Zły obywatel od duetu  Nagłośnienie . Czy w drugiej połowie 2018 można jeszcze zarapować bez wodotrysków? A można. Panowie Tomasz Pacholczyk (Tommy Zvierz) i Oskar Stefański (Yogi d'Bear) są osadzeni w smutnym mieście Łódź. Może to dlatego ich krążek ma przedstawiać historię człowieka, który na skutek odrzucenia traci kontrolę nad swoimi negatywnymi cechami i zamienia się w tytułowego "Złego obywatela" (cytuję za Tomkiem). Nie, żebym się przywalał do swojego rodzinnego miasta, ale już nieraz widziałem równie przyjazne dla świata zespoły, które stąd wychodziły. Byłem ciekaw, co mogło wyjść z albumu, który łapie się pod gatunek eksploatowany obecnie na potęgę i u nas, i za granicą. Ostatnio widziałem plakat któregoś festiwalu hiphopowego i na rozpisce artystów znalazł się chyba każdy, kto mógł – od cholery nazwisk i ksyw, od dużych przez małe, w sumie kilkadziesiąt. O ilu z nich m

Ona znowu chce się powiesić

Reedycja albumu nagranego w szafie. Surowa Kara Za Grzechy - czy na co dzień komuś to coś mówi? Dobra, gdzieś na pewno znajdzie się ileś takich osób. W szerszej pamięci został jednak Afrojax, tutaj obecny jak Jimmy Dean. O co chodziło z tym jednorazowym skokiem? Początek wieku XXI. Według tego, co można wyczytać z Bandcampu , Afrojax (Michał Hoffmann) prawdopodobnie był wkurwiony na to, że debiut Afro Kolektywu miał kiepską promocję. Ewentualnie po prostu chciał spróbować czegoś innego. Wraz ze Skarlett (Ulą Hołub), również związaną z AK, nagrali album mający być powrotem do lat 80., dekady, na której oboje się muzycznie wychowali. Tak powstało 1984 [+24] , czyli nieśmiałe, amatorskie naśladownictwo   dźwięków zapamiętanych z dzieciństwa , cytując Hoffmanna, oraz jedno z fajniejszych doświadczeń w moim życiu - punkowe okrzyki do wnęki w meblościance, gdzie stał mikrofon, jakieś zabytkowe komiksy i stare zdjęcia... no i wyjątkowo cierpliwi rodzice za ścianą , idąc za Hołub.

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod

Rzuciłem palenie

Lipcowe świeżynki rozpoczynają się dla Odbioru zdecydowanie wakacyjnie. Najpierw Foghorn, na podróż lub odludzie, a teraz trio Dym ze swoim debiutanckim albumem Czerwone usta . Wyjątkowo między tekstami – płyta przede wszystkim akustyczna. Ciekawe są koleje losu. Na  fanpage'u  zespołu możemy przeczytać, że cały skład Dymu można było poznać już wcześniej przy różnych okazjach, łączy ich natomiast granie jako 3/4 składu Patrick the Pan. Byłem na paru koncertach tegoż, we Wrocławiu na Męskim Graniu oraz w Krakowie, lecz od tych dni minęło już sporo czasu. Pojawiła się też taka płyta, odstająca klimatem od znanych mi wcześniej.  Panowie jako źródła inspiracji wymieniają VooVoo, Raz Dwa Trzy i Toma Waitsa. Sam dodałbym jeszcze częściowo choćby Organka czy side projecty Waglewskiego. O ile podczas słuchania dość oczywiste wydają mi się te dwie pierwsze, tak wokalnie Kuba Duda od Waitsa różni się ogromnie ze swoim czystym i łagodnym głosem. Mimo takich łatwych do odgadnięcia

Korona (ta polska, nie czeska)

Opus Elefantum Collective znam dzięki całemu składowi Vysoké Čelo i solowej twórczości Janusza Jurgi, skądinąd bardzo szanowanej. Można z łatwością stwierdzić, że  Foghorn   wpisuje się swoim debiutanckim  albumem Corona  w program labelu. Ale warto też spytać, czy udało się uciec od kalki? Radiostacja Corona nadaje w siedmiu odcinkach, z czego najdłuższe są pierwszy i ostatni. Bydgoski prezenter, Tomasz Turski, od początku stawia sprawę jasno, ukazując rozciągłość gatunkową albumu: od delikatnego plumkania na gitarze do noisowych ścian dźwięku. Brzmi interesująco? To płyta nocna, ewentualnie na mglisty dzień. Spieszy się rzadko, nawet gdy hałasuje. Nie sposób nie zauważyć akcentów przywodzących na myśl album  Űrutazás , momentami nawet w sposobie prowadzenia kompozycji. A i to poniekąd dzięki gościom w postaciach Zguby (blackmetalowy projekt Widziadło) i Jurgi. Tu jednak jest bardziej wokalnie i mniej tłoczno realizacyjnie, bardziej za to kameralnie. Gdy ścieżki mieszają s