Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #53

 

Znowu się nazbierało, więc jest o czym pisać i o czym rozmawiać. Tym razem proponuję jeden wywiad, dwie relacje z koncertów, a na pewno nowości i z rodzimego niezalu, i z zagranicznej alternatywy, bo solowo wystartował przecież Grian Chatten


Pięćdziesiąty trzeci odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 17.04.2023 do 15.05.2023.


Smutna okładeczka na dobry start deszczowego tygodnia, czyli julie i ubiegłoroczny singiel pg​.​4 a picture of three hedges​/​through your window. Z tymi kawałkami usłyszeliśmy się też w Niedzieli Rezydentów, więc tym razem nie tylko estetyka, ale faktycznie, brzmienie również. Łapcie link do Bandcampa.


Wydane niedawno The Score było nieśmiałą zajawką, ale niewiele później ukazało się Fairlies, a wraz z nim zapowiedź solowej płyty Griana Chattena z Fontaines D.C. Album Chaos For The Fly wyjdzie pod koniec czerwca i wygląda na to, że podejdzie osobom, które w muzyce Irlandczyków najbardziej lubiły poetyckie teksty wokalisty. Muzycznie jest spoko, choć żałuję wyboru zauważalnie syntetycznej perkusji. Pozostała za to melodyjna melancholia, a to chyba coś, co najbardziej lubię na dotychczasowych płytach macierzystej formacji Chattena. 


Kwietniowy singiel Fetlara zapowiada płytkę, która ukaże się niedługo w Jvdasz Iskariota Rec.. Ten elektroniczno-roślinny idm brzmi dobrze, podobnie jak wcześniejszy syntetyczno-binarny album w Opus Elefantum. Niby i tu i tu mamy do czynienia z samplami ze Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia i muzyką generowaną przez algorytmy, ale zwrot tematyczny jest odczuwalny. 

Może to kwestia zwiększonej roli miękkich dźwięków, przytłumienia psyknięć i korzystania z głosu? Zobaczymy, całości posłuchamy za kilka dni, premiera w piątek.


Gdy OvE wydało drugą płytę, nad Polskę nadciągnął wyż, który przyniósł nam dobrą pogodę. Grupa z Ostrzeszowa po dwóch latach zaproponowała jeszcze więcej soulowego jazzy-r'n'b, a wraz z nim podróż zarówno po całym świecie, jak i po różnych zakątkach Polski. Tym razem wyjątkowo pojawił się też utwór z tekstem, to za sprawą Piotra Jana Brzezińskiego, który gościnnie zaśpiewał w zamykającym Veracruz

Dajcie sobie trochę lata, warto.


Zawsze miło wpaść na wydarzenie z cyklu Polska z Offu, a na to konkretne tym bardziej – aby ponownie zobaczyć cozy moss, tym razem w trochę innej formie (o tym za moment) oraz po raz pierwszy dotrzeć na guest julkę.

Jeśli chodzi o Klaudię i Czarka, to co tu dużo mówić: to, że to zawsze pełna klasa, wiemy nie od dziś, bo ta opinia ciągnie się za mną od Fali OFF Dźwięku, która odbyła się w 2020 roku. Wiadomo, doszło sporo nowych utworów, chociażby przepotężne Wołanie z Pawłem Ostrowskim, tym razem wykonali też jeden starszy utwór z Igorillą. I tu przy okazji podrzucam duet Zanim i utwór Wiele razy. Był to trochę inny koncert od premierowego występu z Requiem Records, tamten odbył się w ciasnej i ciemnej przestrzeni, inaczej niż w jasno oświetlonym Ośrodku Kultury Ochoty, było mniej mistycznie. Ale to wykonanie obroni się zawsze.

Natomiast przy guest julce zaskoczył mnie pełen zespół, z perkusją, basem, saksofonem i dwoma (trzema?) syntezatorami na żywo. Przyznaję, że w takich wersjach te kawałki brzmią mocno inaczej, grubiej, pełniej – i to nomen omen, bo akurat pełnia została przetworzona na taki stonerowy walec, że kopara opadła. O ile w przypadku cozy moss czasem łapię się na tym, że wolałbym więcej muzyki tworzonej tu i teraz (jak gitara w Wołaniu), choć wiem, że nie bardzo się da, tak w przypadku guest julki obecność zespołu miała jednak pewien minus: momentami jej wokal niemal znikał pod natłokiem instrumentów. 

Ciekaw jestem, jak ukręcą to brzmienie na lipcowym WROsoundzie, bo tu ograniczenia wynikają jednak z rodzaju sali i sceny. Sam pomysł jest świetny, bo pięknie reinterpretuje wersje znane z nagrań. Podsumowując: bardzo pozytywnie, choć jest troszkę do poprawki.


Pierwszy singiel z drugiej płyty Heimy mnie zaskoczył. Po pierwsze: że to już, bo dopiero co minął rok od debiutu. Po drugie: bo mamy tu postpunkowo-zimnofalowe brzmienie, cokolwiek inne od dotychczasowego. A co więcej – wyszło to dobrze. Od strony kompozycyjnej Heima zawsze starała się stworzyć coś ciekawego, co jest zrozumiałe w przypadku zespołu biorącego nazwę od trasy Sigur Rós, ale tym razem zrobiła duży krok do przodu. Czekam na następne.



Kilka miesięcy od ostatniej wizyty na koncercie Franka Warzywa & Młodego B (nawiasem mówiąc, co za downgrade ksywy w porównaniu z dotychczasowym "Buddą") czuję się rześki i wypoczęty, absolutnie nie zmęczony formułą. Duża głowa zapowiadająca epkę Wykopki to hit, którego refren wprasowuje się w mózg, a gromkie Święto ziemniaka wprowadziło nas za to w neofolkowe klimaty za sprawą featu od Furdy. 

Dobrze brzmiały te zapowiedzi, a pozostałe trzy piosenki dowiozły z równym sukcesem – bo nie ukrywajmy, można było się obawiać, czy taka nie-singlowa formuła się tu sprawdzi, czy nie będzie tego stylu za dużo na raz, czy uda się odnaleźć balans, a okazuje się, że jest w sam raz. Kredki są przesympatyczne, przy każdym przesłuchaniu wywołują uśmiech na buźce, Największy pomidor na świecie to energetyczny emopunkowy banger, a tytułowe i zamykające Wykopki... no, dosłuchajcie do ok. 1:40 i zrozumiecie, czemu nie mogę znaleźć słów.

Przy okazji wpadłem na jeden z koncertów premierowych, konkretnie do warszawskiego SPATiFu. Trafiłem tam po raz pierwszy, do tej pory nigdy się nie składało, bo trącący myszką wieloletni inteligencki prestiż tego miejsca jakoś nie zachęcał do wizyty, a na DJ sety, jak wiecie, nie uczęszczam. Okazało się, że w sumie klimat jest całkiem porównywalny do innych artystyczno-koncertowych piwnic. ¯\_(ツ)_/¯

Wieczór otworzył DJ BLIK w stroju truskawki, Franek i Adam natomiast weszli, elegancko zagrali i wyszli. I dali bis. Tak można to skrócić: bawiłem się świetnie. Dodajmy do tego strój ziemniaka autorstwa (podobnie jak inne stroje) Jagody Komorowskiej, tu też shoutout dla Bartka, który rozpoczął koncert właśnie w tym kostiumie. Rozmowa o maturach w trakcie Szkoły, wracający co trzy minuty wall of death, wspólne zdzieranie gardła przy tekstach i ewidentna radość chłopaków na scenie to właśnie to, po co przyszedłem – i wiem, że jeszcze wrócę.


Duet Przyborowski/Feliński opublikował już całą epkę! Nie tak dawno (no, z miesiąc temu) słuchaliśmy świetnego singla z Hanią z Free Games For May oraz Jackiem z Kwiatów i CKOD, a teraz doszły jeszcze dwa kawałki, z czego w jednym ponownie pojawia się Jacek. 

Niezmiennie: trochę brakuje mi wokalu, bo w gitarowych numerach lubię jednak usłyszeć czyjś głos.  Z drugiej strony: odpoczynek od słów czasem jest potrzebny, piosenki słyszeliśmy na solowym materiale Pawła i w każdym z zespołów, w których gra. A że Lower to bardzo mocny banger, to już nie narzekam, tylko przywołuję sobie Loveless.


Czy w tym roku Great September dociągnie do obu członów swojej nazwy? Zobaczymy. Wstępne ogłoszenia są jednak całkiem okej, bo nawet zestaw nazw pisanych dużym fontem jest całkiem przekrojowy; mamy legendy w postaci Alicji Majewskiej, mamy cool jazzik od Błota, jest etno od Trebunich-Tutek. Git. 

Natomiast te mniejsze nazwy, zwłaszcza cztery dolne linijki, są bardzo zbazowane – te składy chyba niemal wszyscy na tym blogu znamy, o takich Bytach pisałem dopiero co, są bardzo głośni OATS, jest Jan Bąk, Biały Falochron, we watch clouds, zachwyt. Widzimy też wspomnianą Furdę! Dobrze, wstępnie jestem ugłaskany, bo już z tych artystów da się ułożyć naprawdę dobry line up, mi więcej nie trzeba. Do zobaczenia we wrześniu w Łodzi. 


Niedziela Rezydentów w ostatnich tygodniach przyniosła sporo gitarek i syntezatorów, m.in. Rosę Vertov, Long Time No Talk czy wspomniane wyżej julie, do tego Szymona Burnosa, nową Annię czy EABS x Jaubi. To już chwilę temu, 30 kwietnia: 17:00 - 18:0018:00 - 19:00.

Tydzień temu graliśmy natomiast m.in. OvE, Naphtę, dwa świetne kawałki od duetu teksturie, Beach House i singiel Griana Chattena. 7 maja: 17:00 - 18:0018:00 - 19:00.

A jak było w tym tygodniu?


Właśnie tak! Drugą godzinę Niedzieli Rezydentów odwiedził oysterboy, porozmawialiśmy o jego płycie Ody Do Letnich Dni, dlatego też nie ma o niej osobnego wpisu. Czy cottagecore jest spoko, czy potrafiłem odczytać Absolutnie nic i czy Kometa może być rozumiana pozytywnie? I co z tym biednym Stratocasterem z klipu Od nowa? Między innymi o tym rozmawialiśmy, tu link: oysterboy z debiutem. "Ody do letnich dni" to historie z życia.


Do zobaczenia za tydzień!

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod