Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #36

 

Tydzień. Tym razem naprawdę! Powoli do postów wracają koncerty, ale jednak większość info to oczywiście nowe single, może epki, a może longplaye. W tym tygodniu: Chair, Sonia pisze piosenki, pawlack, Kwiaty na żywo, jedno lekkie spojrzenie w przeszłość. 

Trzydziesty szósty odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 7.11 do 13.11.2022.


Mimo, że jeśli chodzi o muzykę King Krule, to w pamięć wbiło mi się przede wszystkim 6 Feet Beneath the Moon, to wizualnie jednak symbolem jego twórczości wydaje mi się okładka The Ooz, której słuchałem wielokrotnie mniej. Ciekawe. Niemniej: warto czasem wrócić do tych albumów, powspominać zrywanie się z majzy w trzeciej liceum i spacery po ośnieżonych Łazienkach, te sprawy. 


Wspominałem o tym w poprzednim wpisie: Wojtek Pawlak aka pawlack wydał swój solowy kawałek. Świetny, przyjazny klip to jedna sprawa, ale druga to sama muzyka. Pech to nutka, która ukoi trochę osoby opłakujące Syndrom Paryski. Nie ma ona natomiast nic wspólnego z emo, to raczej miły slackerski rock, może bedroomowy indie pop. Jest jednak pewien nieduży minus: mam wrażenie, że jest o te czterdzieści pięć sekund, może minutę za długa – w tym czasie nie dzieje się już nic, czego nie słyszelibyśmy wcześniej.


W temacie brzmień miłych nie można ominąć Sonia pisze piosenki. Kawałek Ateny ma normalną wersję studyjną oraz tę, którą zalinkowałem, czyli live nagrany w Solatorium. To ładna piosenka, popowa, a jednocześnie przecież w pełni niezalowa. Powyższe nagranie podoba mi się o tyle bardziej, że, jak to często bywa przy koncertówkach, jest cięższe, co jednak niczego nie odejmuje lekkości i bajkowości. 


Tydzień temu wspomniałem tylko o nowej płycie Good Night Chicken, to teraz może trochę więcej słów. Chyba nie spodziewałem się tego, co dostałem, bo publikowane na przestrzeni ostatnich miesięcy single zapowiadały chyba coś innego niż Los Vaqueros Muertos – jeśli już, to Niecierpliwość w moich płucach była rockandrollowa, tak to wchodziło w post- i psych-rock. A tymczasem płyta okazała się być pełna hałasującej stonerowo-garażowej gitarowej podjazdówy. No może i jest tu dalej surfrockowa baza, której zdarza się wybrzmiewać bardziej w numerach typu Prehistorik Theme, ale w większości przypadków myślę raczej o zapachu kwaśno-słodkawego dymu. 


Podrzućmy jeszcze jeden live, tym razem od zespołu Kwiaty. Nowego albumu możemy się spodziewać raczej dopiero w przyszłym roku, ale dostaliśmy drobną zajawkę – jeśli się nie mylę, to Śniłeś mi się ani nie pochodzi z debiutu, ani nie zalicza się do dotychczasowych singli. Do tego zespół zagrał Chleb, igrzyska. Dobrze się na nich patrzy, polecam wam wpaść na koncert, gdy znowu będą grać.


Dobra, ładnie już było, czas na drugą nowość w Peletonie, czyli Ugory. Zespół ponownie przysmrodził, choć osobiście nigdy nie byłem fanem skrzekliwych wokali – no nie poradzę, zawsze brzmią dla mnie karykaturalnie. Ale wiem też, że po prostu nie jestem targetem, więc nie będę wam odradzał Gnęby. Poza tym aspektem to naprawdę fajne diabły.


W temacie złych wokali: matt left & the rights. i would rather to prosty, punkowy kawałek, raczej lo-fi. Jednocześnie jest całkiem zgrabny, można zawiesić ucho. Czy na dłużej? Wątpię, ale może na to jeszcze przyjdzie czas.


Brutality Garden zapowiada drugą część płyty WoKa autorstwa Ostrowskiego, któremu załączył się tryb potańcówy. Afrohousowa pova buja, a sam klip to dość mocny psychodelik, więc ostrzegam – nie uzależnijcie się. Znacie określenie "konk"? Jeśli nie, to jest to styl reprezentowany w sporej mierze przez cały label, łączący parę rodzajów tanecznej tropikalnej muzyki, od gqomu do juke'u. 


Z innej mańki: w tym tygodniu odbył się ostatni z trzech dni showcase'u labelu Opus Elefantum – i, co za niespodzianka, tym razem zdążyłem wpaść, co prawda na samą końcówkę, ale jednak. Tym razem przeszkodziła nie noga, nie choroba, a praca, czyli wyczerpałem wszelkie żenujące wymówki poza psem zjadającym bilet miesięczny, czy coś tego rodzaju. Zupełnym przypadkiem we wtorek ukazał się też nowy kawałek narrena, który na tymże odcinku wystąpił. Tym razem okładka nie jest kosmiczna, więc należy odłożyć próżniowe skojarzenia na bok – k ii brzmi zatem jak odległy szum miasta słyszany z bezpiecznej odległości. 

Opusowcy podsumowali już cały showcase – z racji, że sam ostatecznie widziałem niedużo, muszę posłużyć się ich obserwacjami. Event pokazał przekrój słoniowej muzyki, od bałtykowych piosenek przez techniawę do powyższego ambientu; label ma swoje brzmienie, myślę że może już istnieć swego rodzaju opusowy kwantyfikator, ale nie można powiedzieć, żeby było nudno i jednorodnie. 

Co cieszy, na koncertach posprzedawały się fizyki. Szczególnie cenię sobie ten fakt, mimo że sam nie mam pod ręką odtwarzacza. Biorąc taką płytę czy kasetę do ręki czuję trochę bardziej osobistą więź z muzyką, bo kupuję tylko to, na czym szczególnie mi zależy. Nie jestem jednak pewien, czy każdy album potrzebuje wersji fizycznej, ba, w zasadzie jestem wręcz przekonany, że tak nie jest, zwłaszcza że tworzy się je jednak w celu sprzedaży, a z tą bywa różnie. 

I może warto to odrobinę bardziej dogłębnie rozpatrzeć, zanim wypuści się nawet nieduży nakład eksperymentalnego ambientu. Przynajmniej z mojej perspektywy zapotrzebowanie na takie taśmy czy cedeki jest raczej nieduże, mimo że słuchaczy może nie brakować. Ale wiadomo, każdemu jego Zwidy. 

Z dobrych informacji: dosłownie dziś Opus Elefantum ogłosiło, że wyda nadchodzący album slowcorowych Dłoni.


Ya like jazz? Na zespół Húrra w pierwszej chwili spojrzałem, gdy zobaczyłem że w składzie są Jakub Kurek, które znam z trąbienia w EABS, oraz Wojciech Warmijak, perkusista Immortal Onion. Te skojarzenia są jednak dość odległe – mimo że można wychwycić styl obu muzyków, to całość opiera się na innego rodzaju brzmieniu. Sam tytuł, In Search Of Waves, odnosi się do szumu informacyjnego, co akurat kupuję i co słyszę w dialogu hałasu z ciszą czy, ubierając to inaczej w słowa, natłoku intensywnych dźwięków z nagłym urwaniem i przejściem do spokojniejszego groove'u.


Wpadłem na koncert Seweryna (z zespołem) i Chair trochę ni z tego, ni z owego, bo z doskoku, dojeżdżając na ostatnią chwilę do default city. Dojechałem na końcówkę tego pierwszego i w sumie trochę żal, że nie zdążyłem wcześniej, bo były to naprawdę ładne piosenki; sprawdźcie zresztą najnowsze, opublikowane ledwie kilka dni temu Ad rem, przecież to jest lekki i przyjemny hit. Tym samym wracamy do kwestii niezalu będącego wyłącznie smrodami dla niepotrafiących ani śpiewać ani grać osób - z pewnością da się zrobić więcej, bo zawsze się da, ale jest to kawałek uroczej muzyki. Na żywo to również działa i dobrze brzmi. Chętnie wpadnę jeszcze raz, tym razem na dłużej.

Co do Chair, to był to ich ostatni koncert. W tym roku. Tym samym wydarzenie zyskało rangę Wydarzenia przez duże W, a na scenie pojawili się goście – znany m.in. z off-festivalowego występu zespołu Bolesław Chromry, zespół Klawo w pełnej okazałości oraz Franek Warzywa. Tylko ten ostatni miał jednak coś wspólnego z muzycznym featem, bo wbił na punkowo-metalowe wykonanie Napadu na bazar. Czy tak ludzie czują się na Wężach? Mam nadzieję, bo było ekstra, przydał się też potężny por przyniesiony przez moją siostrę. Jeśli nie wiecie, dlaczego mogło tak być, to sprawdźcie klip do wspomnianego kawałka.

Chair grali też nowy kawałek – z tego co mówili, był to debiut. Więc tak, powoli kroją się już nowe rzeczy, nie tylko krótkie współprace z Oxford Drama, Margaret i Tą Ukrainką. To, że są oni świetnymi performerami, chyba już wiemy, ale myślę że warto podkreślać ten fakt za każdym razem, bo kto nie bał się o swoje zdrowie na solówie w Money, nie pobujał się rozczulony na Love Ad czy nie ucieszył się na cover Wonderful Life, niech pierwszy rzuci krzesłem. Dodajmy do tego świetny kontakt z publiką, promienne uśmiechy i to, że fragment koncertu możecie obejrzeć, bo Cura nagrywał się do posta na insta i okazuje się, że całkiem sporo się działo. Do zobaczenia w przyszłym roku.


To akurat nie nowość, ale z polecajek mojego ulubionego polskiego peja z muzyką, czyli Hałasów i Melodii, wyciągnąłem ostatnio ubiegłoroczne Rhinestones od HTRK. Powiecie: ale hej, ten zespół istnieje dwadzieścia lat, jak można było nie znać? Ano można było. Ta konkretna płyta zawiera w sobie przepiękne pokłady sadcore'u, polecam na pogłębienie jesiennej chandry – a przynajmniej na mnie tak działają tego rodzaju brzmienia; Jędrzej pisał raczej o ukojeniu i marzycielstwie. 


Polecam fajny odcinek Wieczoru rezydentów w Czwórce. W ostatni czwartek grałem m.in. 99, Naphtę, Janusza Jurgę i Spopielonego, czyli elektronikę w różnych klimatach, ale starałem się o raczej rytmiczne rzeczy do bujania się, machania nóżką i wprawiania głowy w ruch. Tu link: Wieczór Rezydentów (10.11.2022).

Nawiasem mówiąc, w tym tygodniu Naphta zagra w Warszawie: BARDZO ETNO: Kultura klubowa, a kultura ludowa - NAPHTA. Oprócz koncertu będzie też pogadanka o muzyce. Wstęp wolny. 


Also, Pasjonauci. A w nich: Wojtek Ciuraj, autor Tryptyku Śląskiego, czyli trzech albumów dotyczących Powstań Śląskich. Wiecie, tak w temacie, bo audycja była dzień po święcie niepodległości, a jednocześnie sam projekt brzmi dość ciekawie, wzięli w nim udział ludzie z SBB czy Abradab. Link do rozmowy tutaj. W godzinie drugiej: Kasia Markiewicz i rozmowa o kostiumografii, burlesce, warunkach pracy we własnym domu. Miła rzecz do słuchania, z naprawdę fajnym vibe'em. Do tego na koniec parę słów o ostronosach rudych i okładce Abbey Road. Link tutaj.


Do zobaczenia za tydzień!

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod