Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #35

  

Tydzień. A w zasadzie kilka tygodni. Duuużo rzeczy się dokonało w międzyczasie, jeszcze więcej wyszło. Czy będzie to najdłuższy z dotychczasowych postów? Być może. Zapraszam na podróż od Doktora Kroolika przez sadzę, która się osadza do ogromnego pająka atakującego Warszawę. Relacje z Peleton Festu, CKOD i Great September znajdziecie w osobnych postach.

Trzydziesty piąty odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 10.10 do 6.11.2022.


No faktycznie, jest to album typu: okładka lepsza niż muzyka. O ile podeszło mi Folklore, tak najnowsza Tay-Tay już gorzej. Ja wiem, dużo osób lubi Midnights, pod kątem technicznym to też świetnie wyprodukowany album. Sam natomiast wolę popatrzeć na tę grafikę.


Znacie go jako Piotra Kierzka, znacie go jako admina Słucham muzyki czysto ironicznie, znacie go jako Dra Kroolika. Grunt, że nagrał covery Sparks, czyli zespołu chyba dość niedocenianego i bardzo banieczkowego. Wybór jest przekrojowy, a dystansik przy słuchaniu konieczny. Bawcie się dobrze.


Violet Dogs, autorzy wydanej w tej roku epki Sok z mango zawierającej takie hity jak Mandarynki czy Rozjebany polonez świętują dwa lata od opublikowania debiutu. Tym samym na ich social media trafił zestaw coverów w wykonaniu nie mniej wybornych artystów, głównie w klimacie hc punk i noise rock  w stronę podchodzącą pod jakiś śmierdzący grind (patrzę na was, Oczy i Teenage Trial). Obok tego: hyperpopowa nutka Kiepana, producenta mającego na koncie kawałki z kanału indabaloon


A pamiętacie może MopSa? Oj, trochę czasu minęło, trochę się zmieniło i teraz projekt nosi - moim zdaniem mało fortunną, bo łatwą do zgubienia - nazwę 99. Tak czy inaczej: dostaliśmy dwa tracki, z czego jeden nosi nazwę Tarantula i w momencie pisania tego posta ma jeszcze tytuł związany z akcją przeciwko manipulacji w mediach (link tutaj). To też ten ostrzejszy, bardziej w stylu zbliżającym 99 do Atari Teenage Riot czy The Prodigy. Drugi, La La La (It certainly does nothing to make the skeleton more realistic) to już przyjemny, w zasadzie deephousowy kawałek, jak na moje raczej miły przerywnik i chwila na oddech podczas koncertu. Będzie obserwowane.


Bardzo gorąca zimnofalowa rzecz w Kotach, czyli Kryształ z płytą s/t. Na przestrzeni dziewięciu kompozycji znalazło się kilka zapadających w pamięć w bardzo intensywny sposób, tu sugeruję na przykład Dom czy Nową falę satanizmu. Ten zespół pojawiał się już w poprzednich postach, więc nie powinny dziwić określenia takie jak post-punk czy shoegaze – połączcie to z początkowym opisem i dostaniecie ogólny obraz krążka. Zważcie jednak na to, że Kryształ nie poszedł w tę dość mocno eksploatowaną przebojową sovietcore-molchatdoma wersję cold wave'u, nie poszedł też w stronę Gang of Four. Mamy to do czynienia z gęstym, powolnym, smolistym graniem, które, jeśli już szukać porównań do wzorców, można skojarzyć z Day Of The Lords Joy Division, a nie ładno-smutnymi piosenkami.

Przy okazji: za tydzień odbywa się Willa Kosmos, Kryształ, Szacunek / 16.11 / Warszawa, Chmury.


W przyjemną, piosenkową stronę poszła za to Feral Atom z kawałkiem Floating. Trochę trip-hopowy bit, całkiem psychodelicznie raggujące gitary i dreampopowy, zawieszony wokal łączą się w fajny numer, którego warto posłuchać. Kolejny teledysk Magdy Wołowskiej to ponownie dzieło, na widok którego może nie opadnie wam szczęka, ale nadal nastrojowe, a przede wszystkim – inne niż poprzednio, widać tu dbanie o różnorodność formy.


Niedawno podesłał mi się trójmiejski zespół FellowB. Ich epka Pulsar ukazała się nakładem Asfaltu, a zawiera sześć tracków, które w skrócie można by było nazwać psych-popowymi, z czego ten pierwszy człon wiązałby się raczej z Chamber of Reflection Maca Demmarco albo Speaking Gently BadBadNotGood niż z Gizzardami. Wersja live kawałka DM z udziałem Dory Theisebach też robi świetne wrażenie - już w studyjnej edycji wchodzi on w jazzowe rejestry, a one mają to do siebie, że w takich sytuacjach lepiej mi podchodzą. 


Swego czasu na peju pojawił się duet Wizja płynna, a skoro Zuzia i Antek opublikowali ostatnio nowe kawałki, to czas na aktualizację. Chowam świat pod wodę i W budynek w którym mieszkam uderzają fale nie powinny was zaskoczyć, jeśli słuchaliście wcześniej Akwarium, bo i tutaj mamy melorecytowany, lekko podśpiewywany poetycki tekst otoczony eterycznym ambientem. 


A czy chce mi się pisać o nowej Brodce? Nie wiem, czy jest o czym. Autorka podkreśla, że Sadza to odejście od jej dotychczasowego zdecydowanie artystycznego wizerunku, popowy ukłon w stronę przystępności. A jedyne, o czym ja mogę myśleć, to że ktoś naoglądał się instagrama FKA Twigs i spróbówał(a) przenieść te rozwiązania na polski grunt. Na pochwałę zasługują bity 1988, bo ratują ten album przed natłokiem nijakich, próbujących jechać po bandzie pół-wulgarnych tekstów (tytułowy numer, halo?) oraz featem Zdechłego Osy, który wysmarował zwrotkę jak ze stocka. Najlepiej posłuchać pierwszej piosenki oraz outra, które dało się pobawić starym przebojem Brodki. Reszta - cóż.


Artur Kujawa razy dwa, czyli nowość od Good Night Chicken oraz nowość od Seydy Neen. Oba te zespoły wydały nowe płyty, a dziś podrzucam wam najnowszy singiel tego drugiego. Postrockowa ballada o pięknym świecie, z teledyskiem ze scenami w rodzaju trzymania pieska na rękach - miła rzecz. Cieszę się, że nareszcie będzie z tego więcej niż pojedyncze kawałki wrzucane co pół roku. GNC wkleję w przyszłotygodniowej notce, żeby nie robić tu sztucznego tłoku.


Wracając do Tygrysów: nowy singiel wypuściła też Ewa Sad, tym razem w towarzystwie Patryka Zieliniewicza. Tanecznie, z wyrazistym basem, jak zwykle zaśpiewane raczej oszczędnie, w zasadzie bez popisów. 


Na Jana Bąka trafiłem przy wspólnej epce z Bogdanem Sękalskim, czyli pięknym Śpij już stary, ale po czasie wychodzi na to, że z tej dwójki to chyba jego twórczość bardziej cenię. Udowadnia to choćby Głuszec, śliczny triphopowy (?) singiel nagrany z Annie, już kolejny zapowiadający ich minialbum Megafauna, który ukaże się w grudniu bieżącego roku. Głuszec to hipnotyzujący utwór o zwierzęciu, które w okresie godowym nawołuje partnerów tak głośno, że na moment traci słuch – tego rodzaju metafory będą myślą przewodnią całego wydawnictwa. Przyznam, że trochę brak mi słów, bo wszystko tu gra. 


Pozostaniemy w klimatach piosenkowych między innymi za sprawą oysterboya. Piotrek podzielił się ostatnio na swoim fanpejdżu informacją, że pierwotnie Od nowa miało być kilkukrotnie wolniejsze, ale poczuł przypływ weny, a w jego głowie pojawiło się skojarzenie z letnim wiatrem i biegiem po plaży. Powiem tak: nie są to myśli odległe od moich, napisałbym coś bardzo podobnego nawet bez tego wyznania ze strony autora. A – do tego singiel zapowiada całą płytę! 


Wszyscy chyba słyszeliśmy już o tym, że Syndrom Paryski kończy działalność, ale wyda jeszcze dwa utwory. Klątwa to pierwszy z nich; co za dobór nazwy – prawie jak Plan ewakuacji. I jest to sto procent Syndromu w Syndromie, zaskoczenia nie ma, ale niezmiennie jest to naprawdę świetny numer. O wydanym samodzielnie nowym kawałku jednego z chłopaków, Wojtka Pawlaka, opowiem wam następnym razem.


Nareszcie przyszedł czas na premierę nowego albumu Naphty! Żałość to płyta, której należy słuchać z uwagą – inaczej nie sprawdzi się w roli muzyki towarzyszącej, czy to w sensie bangerów, czy ilustracji. Znajdziecie tu oba wymienione rodzaje brzmienia (czy też: nastroje), prowadzone zresztą umiejętną folktroniczną podstawą. Żałość każe myśleć o historii i tożsamości, ale przez pryzmat naszej roli w społeczeństwie oraz ekosystemie w obliczu potwornej konsumpcji i nadciągającej katastrofy klimatycznej.


Częstotliwość występowania nazwiska Hania Rani w mojej bańce oraz skończoność rozwiązań w neoklasyce sprawiła, że w pewnym momencie przestałem sprawdzać nowości z jej strony. Tymczasem nie tak wcale dawno wystąpiła ona w KEXP z niesamowitą sesją. W tej formie szczęka opada.


Oj, już jakiś czas temu w Wieczorze Rezydentów gościli Paweł Porzych i Krzysiek Sarosiek z labelu Peleton Records. Porozmawialiśmy o ogłoszeniach wydawniczych, o zbliżającym się ówcześnie festiwalu i, no właśnie, o rozpadających się zespołach. Nagranie znajdziecie tu: Gitary na emocjach. Co słychać w Peleton Records?. Zapraszam też już w najbliższy czwartek, 10.11, po 19:00 - znowu pogram trochę muzyczki, myślę że z nawiązaniami do tej zalinkowanej rozmowy.

Relację z Peleton Festu znajdziecie za to tutaj: Podnieś głowę, okoliczności są wyjątkowe.


A skoro mowa o Czwórce, to Pasjonauci tym razem bez spersonalizowanej grafiki, bo podrzucam zbiorczo co ciekawsze rozmowy z ostatniego miesiąca: Justyna Pelc o astrobiologiiAgnieszka Dragon o roli ogródków działkowychJakub Małecki o glacjologii w Arktyce i lodowcach w kosmosieFilip Dębowski o zmianach i dobrych przodkachduet 99 o wielkim pająku zauważonym w Warszawie, czyli o fake newsachJarek Kaczmarek o opowiadaniu w dzisiejszych czasach oraz Ania Krztoń o komiksie autobiograficznym i nie tylko.


Do zobaczenia za tydzień!

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod