Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #27

Podsumowanie tygodnia na czas? Nie może być! W środku: hałasy, krzyki, pogłosy, piosenki, biciki, zapętlenia. I trzy audycje, z czego dwie stricte muzyczne. Do tego parę koncertów, na których jeśli mogliście być, a nie byliście, toście trąby. Najwięcej będzie właśnie o nich.

Dwudziesty siódmy odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 15.08 do 21.08.2022.


Widzicie, podobnie jak w muzyce, w przypadku okładek nie potrzeba mi wiele, liczy się przede wszystkim nastrój. Tym razem podrzucam kartografię i okładkę do epki mgła, której możecie posłuchać na przykład na Bandcampie.


To na dobry początek: coś z rzeczy nadesłanych, ponieważ napisał do mnie autor projektu Krzem z informacją o świeżym albumie. Zaczynając od okładki chcę zaznaczyć, że słupy wysokiego napięcia są najpiękniejsze. Brzmieniowo za to mamy tu do czynienia z lo-fi synthem, momentami w postaci skocznych i drapiących tracków (jak Grzyby i skorupiaki albo Człowiek z anteną na głowie), innym razem w formie dark ambientu (Tu był las), a jeszcze innym – po prostu ambientu (Ciało obce). Przeważa jednak raczej ten pierwszy rodzaj. 

Trochę niepotrzebne dla tego brzmienia wydają mi się Radiacja i Obiekt 2707, ale musicie mi wybaczyć, ja po prostu mam przesyt experimentalu, zresztą będzie jeszcze o tym w notce o Flanerze. Rozumiem je za to od strony pomysłu na album, bo tu wracają wspomniane w poprzednim akapicie słupy – słuchanie stacji numerycznych, anyone? Tak czy inaczej, warto sprawdzić Fuzję od projektu Krzem.


Ukazała się już nowa, trzecia płyta Flanera Klespozy. Niezmiennie cieszy mnie fakt, że ten projekt powrócił, a wraz z nim label. Mam też nadzieję, że nie jest to jednorazowy zryw, bo trochę mi brakowało nowości w onirycznym katalogu Nagrań Somnambulicznych, a to z tego powodu, że przy okazji mają one jedną cechę – brzmią dość organicznie, niewymuszenie, są nieprzekombinowane i nie idą zbyt mocno w stronę eksperymentalnego field recordingu czy glitchy. Ale, wiecie, osobiste preferencje.

Tak czy inaczej: Dźwięki wytrawne to album, który oferuje cały kalejdoskop nastrojów i emocji. Nie brakuje tu dotychczasowej tajemniczości Flanera, choć należy przyznać, że kuleje tu za to większa spójność brzmienia. Nie musi być to wada, koncepcyjnie zresztą prowadzą nas tytuły kawałków, więc ciągłość samej narracji jest zachowana, ale czuję się odrobinę zbity z tropu przejściami między, na przykład, Taśmami o smaku noir a Piosenką o tym, że jesteśmy wszyscy razem i że jest fajnie. Mimo że oba tracki mi się podobają.

Niezależnie od tego dobrze posłuchać nowych kompozycji, ale tym razem chyba bardziej na zasadzie selekcji niż ciągiem. 


W Peletonie natomiast wyszedł najnowszy singiel Ugorów. Myślę, że można się było tego spodziewać, a w dodatku jest to jedna z najlepszych premier tego labelu od jakiegoś czasu. Nie przywykłem chyba jeszcze do faktu, że zespół liczy sobie aż dziewięć osób, wydaje mi się też, że tego nie słychać – najwyraźniej tworzą w systemie zmianowym. Ale nie ukrywam, usłyszałbym takiego potężnego kloca. Żeby nie było: Wicher również swoją moc ma. Polecanko.


Tymczasem Sea Saw zapowiada nową płytę – Surf Simulation ma się ukazać w okolicy przełomu roku, czyli blisko dwa lata od premiery debiutu, który ukazał się w lutym 2021. Jest to ich pierwszy kawałek po polsku, widać też, że podkręcili dynamikę. Po koncercie na Sea You podchodzę do tego materiału z pewną ostrożnością, ale zapowiedź siedzi. Pamiętajmy zresztą, że to były moje subiektywne zastrzeżenia, sam występ był oceniany bardzo dobrze przez innych uczestników festu. Pożyjemy, zobaczymy.


poimprezka wrzucił nowy kawałek. balonik! zaczyna się niepozornie, od lekkich klawiszy i  przejmującego wokalu, który ledwie chwilę później przechodzi w falset. Do brzmienia powoli dołączają coraz wyraźniej słyszalne drony i perkusja, a potem zaczyna się midwest emo na pełnej. Pogłos stoi na pogłosie, jest trochę marzycielsko, ale nastrój mimo wszystko oscyluje w granicach melancholii.


Teraz przed nami Tytus Długołęcki z nowym singlem. Co trzeba przyznać – tym razem dostaliśmy coś lżejszego, innego od monumentalnego styczniowego albumu The Mysteries Of The Black Hole czy nawet od ubiegłorocznego Hosianna Muscaria. To dwie przyjemne, psychodeliczne kompozycje, jednocześnie poprowadzone bardziej na poważnie niż epka Cloud Town. Mamy tu łącznie czternaście minut rozbitych na format 4+10, a służy to raczej do niezobowiązującego słuchania. Ładne.


Ależ to był wieczór! Środek tygodnia, a wyskakałem się solidnie. Na te koncerty czekałem od paru dobrych miesięcy, gdy po raz pierwszy zobaczyłem koncert Żurawi na Sea You Showcase (relacja tutaj) – i się doczekałem.

Pierwsze zagrały Pastry. Znam epkę Band Apart, dzięki uprzejmości wokalisty w ubiegłym roku wszedłem w posiadanie egzemplarza na CD. Materiał jest w porządku, ale na tamtym etapie powiedziałbym, że wolę drugi skład Pascala, czyli Free Games For May, bo bardziej kupują mnie dwa wymieniające się głosy, a do tego miałem wrażenie, że same nagrania brzmią lepiej. Ale może się mylę, zresztą byłoby to ciekawe, bo w obu przypadkach miksował i masterował je perkusista FGFM, Michał. 

W zeszłym tygodniu podrzucałem nowy singiel Pastrów, Shatter, i pisałem, że jest to najlepsza rzecz, jaką wydali. Teraz, gdy jestem już po koncercie, jestem o tym święcie przekonany – może to kwestia zmiany aranżacji, która objęła też wcześniejsze kawałki i którą słychać w nowych, ale obecne brzmienie Pastrów jest dużo pełniejsze, głębsze. Do tego należy dodać obycie ze sceną, bo nawet abstrahując od muzyki był to zwyczajnie zajmujący, dający dużo radości koncert. Nawet jeśli podczas niego wybrzmiały dźwięki Wehikułu czasu Dżemu. Chapeau bas dla całej czwórki! Ale liczę, że do Warszawy zawita też kiedyś drugi skład perkusistki, Alicji, czyli Powroty.

Byłem na jednej trzeciej Willi Kosmos, niestety, tak wyszło, musiałem wtedy opuścić Chmury. Z tego co widziałem, zespół gra bardzo równo... ale z drugiej strony, czegoś mu brakuje. Niemniej: nie chcę się na ten temat rozpisywać, bo wiem, że nie jestem rzetelny. Cieszę się za to, że zdążyłem wrócić na Żurawie, co do których miałem wysokie oczekiwania po tym, co widziałem w kwietniu. I jak myślicie, zawiodłem się?

Absolutnie nie. Cieszę się, że kupiłem teesa, będę go nosił z dumą. Daleko mi do wyrafinowanego progowego słuchacza albo muzycznego nerda, ale na tych gości po prostu chce mi się patrzeć, gdy grają, bo dzieje się dużo rzeczy. Mam wrażenie, że, biorąc pod uwagę częste zmiany instrumentów, we trzech robią za co najmniej cztero- lub pięcioosobową grupę. Dopracowany koncert, buła na ryj i szczęka w okolicach kolan. Może energii mieli aż nadmiar, bo był to dopiero pierwszy z czterech występów z trasy, a może po każdym z nich udają się na masaż; jeśli nie, to mnie samego już bolą plecy na myśl o zakwasach, jakie muszą mieć w takim przypadku.


Tę notkę mógłbym zacząć podobnie do poprzedniej, ale w zasadzie więcej było bujania niż skakania.  W tym tygodniu w ramach cyklu Lado w Mieście wystąpili reprezentant Syntetyku, czyli Dzuma z DJ setem, oraz Nihiloxica – niegdyś wydający w słynnym Nyege Nyege Tapes, a następnie debiutujący longplayem w brytyjskim Crammed Discs. 

Jak być może zdążyliście się zorientować, nie jestem zbytnim fanem setów. Wynika to głównie z prostego faktu: nie tańczę. Nie umiem, nie lubię, nie sprawia mi to przyjemności, a w dodatku raczej stronię od używek wspomagających ten rodzaj zabawy. Dlatego na Dzumę wybrałem się przede wszystkim z obowiązku, a jednak swoje wystałem. Gdy zobaczyłem zapowiedź „specjalnego afrykańsko-eksperymentalnego seciku rozgrzewkowo-klimaciarskiego” pomyślałem, że będzie ciekawie, ale bez rewelacji, a tymczasem okazało się, że z tracku na track zwiększał się współczynnik transowości brzmienia i że faktycznie nie brakowało tu gqomowej rytmiki. Rozgrzewka okazała się być idealnie w punkt!

Natomiast nie ukrywam, że od czasu ogłoszenia planów LwM na ten rok to na koncert Nihiloxiki czekałem najbardziej. Kaloli było moją zagraniczną płytą roku 2020 i gdy w ostatnich dniach przypominałem sobie ten materiał, ta fascynacja wróciła. Do tego sprawdziłem sobie ze dwa live'y i pomyślałem, że jeśli nad Wisłą również będą grali do świateł przypominających pioruny na zachmurzonym wieczornym niebie, to będzie to pięknie wyglądało. 

Tak też było. Skomplikowane, obce dla osoby słuchającej okcydentocentrycznej muzyki rytmy wybijane przez trzech bębniarzy i dwa syntezatory za ich plecami, przetwarzające ostre, metaliczne dźwięki wybiły mnie w inną czasoprzestrzeń. Poczułem się trochę jak na The Armed na OFFie, choć tutaj oczywiście mimo wszystko było mniej intensywnie, ale totalnie dałem się ponieść muzyce. Były dymy.

A przy okazji: może wy też, tak jak ja, nie byliście pewni, jak czyta się nazwę Nihiloxica. Strona wydarzenia służy pomocą: /ˈnʌɪ(h)ɪlɒksɪkə/ (pronounced: Nii-lox-ee-ca). Za tydzień za to żegnamy się z tegoroczną edycją Lado w Mieście koncertem LXMP • SIKSA │ Lado w Mieście 2022 vol.8.


W temacie sobotniego koncertu ZWIDY x NXOV x HIDEL EYE x EWA SAD | HYDROZAGADKA | 20.08 bez cienia wstydu powiem wam, że wybrałem się wyłącznie na Zwidy. Okej, żałuję jeszcze Ewy Sad, ale czas nie jest z gumy, niestety, więc i na mój – fanfary – ulubiony niezalowy zespół wybrałem się dość precyzyjnie: przyjechać na czas, zobaczyć, szybko uciekać ostatnim tramwajem.

Była drobna obsuwka. I o ile nie jest to ważne w kontekście klubowego koncertu per se, to jednak staje się istotne, gdy po gigu ma się odbyć biletowana impreza, na którą czeka zupełnie inna widownia. Dlatego, niestety, Zwidy musiały zejść ze sceny, skracając występ o dwa kawałki - zdaje się, że na setliście wypatrzyłem tam Ostatnie 5 lat, więc szkoda, bo jest to ten numer, na którym zdzieram gardło. Ale jest jak jest.

A jak było? Co mogę powiedzieć, w przypadku tych gości jestem nieobiektywny. Można wyliczyć, że nagłośnienie w Hydrozagadce mogłoby być lepsze, że niektóre partie wokali wydają się zbyt trudne, że można było inaczej ułożyć kolejność utworów, żeby nie była konieczna zmiana gitary w tę i we w tę w obrębie dwóch numerów... tak, ja to widzę. 

Ale! Znacie moją słabość do Zwidów, wiecie, że siada mi ich poetyka, że lubię ich brzmienie. I cieszę się, że oprócz grania znanych i lubianych rzeczy z epki albo Szumu teraz już oficjalnie granych jest coraz więcej nowości, gdyż - ponownie, fanfary – chłopaki nagrali już nową płytę. Co to oznacza, kiedy się ona ukaże? Strzelam późną jesień, a raczej przełom roku, bo akurat miną wtedy cztery lata od debiutanckiego longplaya. 

I jak? Cieszą chórki, cieszy danie wokalu Kubie, cieszą kroki w stronę uatrakcyjnienia brzmienia. Te ostatnie kojarzą się różnie, raz z Myslovitz, raz z Foals, ale ostatecznie zostajemy w duchu indie rocka podszytego midwest emo. Myślę, że fani dotychczasowych dźwięków mogą być podzieleni. Sam nie ukrywam, że mam dość spore oczekiwania ze względu na czas i na ten odbiorowo-zwidowy rolling joke. Liczę jednak, że będzie git, bo ufam Arturowi, Krzyśkowi i Kubie na przestrzeni ich innych zespołów, więc dla Zwidów wyjątku nie zrobię.

I jeszcze raz, bo już wrzucałem na insta – zadedykowanie mi Citala, który przez dwa i pół roku otwierał Halo, Odbiór? to, nie bójmy się dużych słów, zaszczyt. A na pewno miód na serce. Nawet jeśli sam track jest o SSRI.


W tym tygodniu dwa razy poprowadziłem czwórkowy Muzyczny Lunch, czyli wczesnopopołudniową audycję muzyczną. Co w środku? Sporo Koty Records, zagrane nowe Pastry i Flaner Klespoza oraz jeszcze trochę – ale naprawdę niedużo – wspominek z OFF Festivalu. Tu macie link do odcinka wtorkowego, a tu do odcinka środowego. Enjoy!


W tym tygodniu gościem audycji Pasjonauci w Czwórce był Konrad Niedziułka, czyli jeden z trzech prowadzących kanału Urbex History. Przyznam wam, że oglądam chłopaków od dobrych kilku lat, zacząłem jeszcze w liceum i cieszy mnie, że się rozwijają, że technicznie materiały są na coraz wyższym poziomie, a sami uczą się dobrze opowiadać. Dlatego miło mi było gościć Konrada w audycji, w której porozmawialiśmy o ich historii, o organizowaniu wypraw oraz o odpowiedzialnym urbeksie. Rozmowy możecie posłuchać tutaj: Urbex History. Kolekcjonerzy znikających miejsc (Polskie Radio).


Do zobaczenia za tydzień!

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Wywiady w Czwórce – Sprzężenie Zwrotne

  Tak, tak, na blogu rzadko kiedy coś się pojawia – ale to nie znaczy, że nie działam. W Czwórce  obecnie możecie mnie słuchać co najmniej trzy razy w tygodniu, niemal za każdym razem idzie za tym wywiad. W tym poście nadrobię linki i krótkie wpisy o rozmowach w audycji Sprzężenie zwrotne, którą prowadzę razem z Michałem Danilukiem. Zacznijmy od foty, która ilustruje ten post. W lutym wpadł do nas Artur Rojek , z którym rozmawialiśmy, a jakże, o OFF Festivalu . Było to na początku ogłoszeń zbliżającej się edycji, więc zahaczamy o paru znanych wtedy wykonawców, a od tamtej pory grono znacznie się poszerzyło - między innymi o Portrayal of Guilt, Lambrini Girls, Hinode Tapes, Wednesday Campanella, Panchiko czy Pa Salieu. Tu link do rozmowy na stronie Czwórki -  OFF Festival 2025. Artur Rojek: uderzamy do odbiorcy, który jest zaangażowanym słuchaczem [WIDEO] . Cofamy się teraz do listopada. Wtedy, niewiele po festiwalu Great September, nasze studio odwiedziła Heima , to przy ...

Wywiady w Czwórce – Studio X

  Jesienią rozpoczęliśmy w Czwórce zupełnie nowy cykl audycji: Studio X , program poświęcony muzyce eksperymentalnej i zapraszający małymi kroczkami do zainteresowania się odbudowywanym Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia . Legendarnym miejscem, które powróci w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Żeby było weselej - okazało się, że słynny Czarny Pokój znajdował się naprzeciwko naszego zwykłego studia! Rozmowy przeprowadzone w tej audycji znajdziecie na Spotify - link - oraz na specjalnej darmowej platformie podcastowej Polskiego Radia - link . Ponownie zaczynam niechronologicznie, a to dlatego, że na zdjęciu widzicie Antoninę Car i Niczos . Dziewczyny weszły ze sobą we współpracę w ramach projektu zainicjowanego przez Up To Date Festival, a jeśli Nikę znacie przede wszystkim z jej działalności ze Sw@dą, to tu usłyszycie jednak coś innego. Wspólnym mianownikiem jest pudlaśka mova, jasne, ale brzmienie różni się w ogromnym stopniu. Więcej o tym:  Antonina Car i Nic...

Moja rakieta spoza twojej ligi

Nieprzypadkowa premiera w wyjątkowy dzień, czyli 20 kwietnia. Nowe wydawnictwo spod szyldu Opus Elefantum Collective, a więc  Astrokot oraz album Astrokot i Przyjaciele z Odległych Galaktyk , to kolejna – po demie Pierwszy Kot w Kosmosie – próba podejścia tego artysty do psychodelicznego space ambientu. Dwudziesty kwietnia to w ogóle była kocia data: tego dnia ukazało się też collabo młodego kotka z niemym dotykiem , powiedziałbym, że nawet bardziej psychodeliczne od Astrokota. A może nie, może po prostu w innym stylu – to akurat niezaprzeczalne. Trzeciego kwietnia wyszedł natomiast Thundercat... No, taki miesiąc. Anyways. Przez blisko półtora roku od wspomnianej demówki wydanej przez Przesadę Marian Mazurowski występował tu i tam na żywo (historię  można prześledzić na fanpejdżu ) oraz grał na przykład w Dyson Sphere . Teraz, trzy dni temu, do internetu trafił też improwizacyjny album Praca, Flaga, Konstytucja, a tam między innymi utwór no name  na...