Przejdź do głównej zawartości

To, czego dokonałem, nigdy nie obróci się w proch

Nowy album EABS to zwykle powód do świętowania. Na swojej czwartej płycie wrocławianie z pewną obawą spoglądają w przyszłość, choć klasycznie odnoszą się do znanych w kulturze motywów, tym razem zaczerpniętych z prozy Artura C. Clarke'a. Poniższy tekst pierwotnie ukazał się na stronie Radia Aktywnego.


Wrocławskie EABS powraca ze swoją czwartą płytą, tym razem nagraną w pięcioosobowym składzie. Czy uszczuplenie składu wpłynęło na styl grupy? Nie powiedziałbym. Mimo że Piotr Skorupski aka Spisek Jednego współtworzył nu-jazzowe brzmienie EABS od pierwszej płyty (ba, nawet od mniej znanego Puzzle Mixtape), to z racji samej różnorodności podejmowanego dotychczas materiału miałbym problem z odpowiedzeniem na to pytanie po samym odsłuchu, bez czytania listy autorów.

Czy to repertuar Krzysztofa Komedy, czy monumentalne Slavic Spirits, czy niedawne Discipline of Sun Ra czy właśnie najnowsza płyta – stale dostajemy jazz na wysokim poziomie w przystępny sposób mieszający się z hip-hopowymi bitami, lecz coraz odważniej postępujący w stronę gwiazd.


Na 2061 muzycy po raz pierwszy wybiegają w przyszłość. Zwróćmy uwagę, że do tej pory ewokowali raczej brzmienia czy motywy w pewien sposób znane. Okej, tym razem również odnoszą się do znanego dzieła, bo do książki Arthura C. Clarke′a pochodzącej z tej samej trylogii, którą inspirował się Stanley Kubrick, gościnnie pojawia się też legendarny Jan Ptaszyn Wróblewski. 

Ostatecznie są jednak zwróceni ku temu, co czeka nas w nadchodzących latach i zadają pytanie – czy będziemy w stanie współpracować jako ludzkość, by uratować siebie i naszą planetę, czy może jednak doprowadzimy do kompletnej zagłady? 


Refleksję na temat eutopijnej przyszłości każdy musi podjąć się samodzielnie, natomiast w drodze ku prawdzie towarzyszyć mu lub jej będą zarówno dosyć klasyczne pasaże, jak klawisze w The Mystery of Monolith czy sekcja dęta w Human Hero, ale też melorecytowany wokal z Ain’t No Mercy, kwasowe synthy z Conscious Breathing czy groźne, otrapowane – wręcz odrillowane – dęciaki pod koniec The Odyssey of Dr Heywood Floyd

Ktoś może powiedzieć, że robi się z tego trochę zbyt rozbieżny kolaż, i będzie w tym ziarno prawdy, więc być może zespołowi przydałoby się lekkie zwolnienie tempa, zwłaszcza przy doliczeniu projektów pobocznych i gościnnych występów jego członków, ale jest tu wystarczająco dużo autorskiego sznytu i konsekwencji, by wybaczyć momentami zbyt bezpieczne prowadzenie kompozycji.

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Nie zobaczę przyjaciół przez następny rok

Nie regulujcie odbiorników, to prawdziwy Piernikowski . Tym razem ponownie solowo, z albumem The best of moje getto , zapowiadanym już od dłuższego czasu. Czy przebił No Fun sprzed dwóch lat? A może jest gorszy i u Roberta słychać zmęczenie stylem? O tym można się przekonać poniżej. Siedzę w sklepie, wspominam stare czasy. Za chwilę zamykam, a tu wchodzą jakieś dwa białasy. Jeden wyższy, drugi trochę niższy. Bluzy, kaptury – białasy bez kasy. A nie, to nie tym razem, teraz jednak Piernik solo. Przyznam jednak już na początku, że The best of moje getto najbardziej urozmaicają goście, a nie sam gospodarz. Myślę, że trudno wyjść ponad poezję chodnikową w jednym i konkretnym stylu, odgrzewanym co parę miesięcy w ramach Synów albo solowego formatu. I tak oto bardzo pozytywnie otwieram tekst. Zacznijmy od tego, że kocham singiel  Dobre duchy . Nie jestem przekonany, czy to kwestia samego Piernikowskiego, bo on robi tu co najwyżej dobry grunt pod Kachę Kowalczyk. Nie...

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...