Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #11


Witam Was w kolejnym tygodniu z tygodnikiem Odbiór. W tym odcinku: trójmiejskie nowości, muzyka neoklasyczna, Sea You Showcase i parę innych rzeczy. Nie ukrywam, że tydzień został zdecydowanie zdominowany przez tripa do Trójmiasta, ale o tym jeszcze przeczytacie. 


Jedenasty odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 4.04 do 10.04.2022.


Na początek pewne zaskoczenie. Pierwszy singiel Artificialice, Until, był dosyć ciekawą i przyjemną, ale jednak indiefolkowo-neoklasyczną kompozycją. Pytanie brzmi: co do kurwy stało się w międzyczasie? Najnowsze The Paradox of Knowledge to solidny, a wręcz potężny poglitchowany avant pop. Kawałek tyleż robiący wrażenie, co niepokojący. O ile wcześniej było spoko, tak teraz dostałem po twarzy i jestem bardzo ciekaw, w którą stronę podąży Prisoners of Expectations, które ma wyjść w maju w Coastline Northern Cuts. 


To teraz z innej mańki. Opus Elefantum zapowiedziało najbliższy release – premiera już za niespełna dwa tygodnie, 22 kwietnia – kawałkiem Digital Digestion. Fetlar pojawił się już na wspominanej tu ostatnio składance charytatywnej Sunflowers, a nie był jedynym na liście, który dotychczas nie miał bezpośredniego związku z labelem, a tu proszę. Album Inner Forensics jest na labelowym bandcampie opisany po prostu słowem ambient, ale już słychać, że nie będą to stereotypowe plamy dźwięku, ale również glitch, trochę synthowej neoklasyki i darkwave. 


Jestem gamoniem, bo powyższy film powinien trafić do poprzedniego odcinka podsumowania, ale cóż, „jeśli nie możesz mnie znieść, kiedy jestem najgorszy" i tak dalej. Otóż Szklane Oczy zagrały Przepraszam w krakowskim Radiu1.7 i to prawdopodobnie ostatnia zapowiedź przed premierą płyty Rzeczywistość/Antyrzeczywistość, która została zapowiedziana na najbliższą środę. Nie mogę się doczekać.


Astigmatic Records puściło już nowy album Marka Pędziwiatra aka Latarnik. Marianna pozwala mu wybrzmieć solowo, poza EABS i Błotem, a dotyczy prababci autora, a dokładniej – jej dorosłego życia. Każdy tytuł na płycie oznacza pewien etap i, szczerze mówiąc, trochę przechodzą mnie ciarki, gdy słucham tej muzyki w połączeniu ze skąpym bo skąpym, ale jednak kontekstem. Na początku mamy pełną nadziei Pannę, w połowie Głód i Strach 1945, a na sam koniec Zniknięcie. Posłuchajcie tych kompozycji i powiedzcie mi, że Was to nie rusza, I dare you, I double dare you. Piękny album.


Zostając w brzmieniach neoklasycznych podrzucam Wam wydany pierwszego kwietnia debiut Yany. Solace to płyta, która nie niesie ze sobą tak wzruszających historii jak Marianna, ale raczej pozwala się rozpłynąć. Tu otwarcie mamy muzykę filmową, ładną, wyciszającą, w ładny sposób ambientową. Od razu pod palce i na język ciśnie się Hania Rani, wydaje mi się jednak, że obie kompozytorki łatwo rozróżnić, chociażby dlatego, że Yana dużo chętniej korzysta z field recordingu i skrzypiec, co wychodzi jej na dobre.


W czwartek byłem na koncercie Michała Kowalonka odbywającym się w ramach cyklu kameralnych koncertów organizowanych przez Borówka Music. O całym pomyśle pierwszy raz usłyszałem rok temu (aż, dopiero?) i wtedy nie zostałem specjalnie przekonany, a dziś mogę tylko uderzyć się w pierś – jeśli inne odcinki trasy są równie intymne i wzruszające, to, cholera, idźcie tam! Michał grał materiał z dwóch współtworzonych przez siebie zespołów, czyli Snowmana i Myslovitz, ale najważniejsze okazały się naturalnie jego solowe kompozycje, jak linkowane wyżej Matki. Wyobraźcie je sobie zagrane w kompletnej ciszy, w sypialni, w towarzystwie skrzypiec.

Do tego: jeśli, tak jak ja, nie czujecie się pewnie w sytuacji zagadywania do muzyków po koncertach, to tu możecie to zrobić w pełni bezpiecznie, bez żadnej obawy. Założeniem trasy jest pełna integracja i otwartość, a więc przyjacielska, a może nawet rodzinna atmosfera. Szczerze polecam.


Na koniec dwie audycje. Najpierw podrzucam Wam czwórkowych Pasjonautów, w których tym razem porozmawiałem z Kubą Korzeniowskim na temat prowadzenia Zamiostudio. Kubę znacie z Odbioru przede wszystkim ze Zwidów i Tententu, więc tym razem jest to coś nowego i odświeżającego, a jeśli jesteście zainteresowani realizacją dźwięku, to tutaj złapiecie trochę informacji w temacie. 


A na koniec naturalnie Halo, Odbiór?, tym razem na temat Sea You Tricity Music Showcase, więc grane były Alfah Femmes, Zespół Sztylety, Free Games For May czy Lonker See. Na miejsce wybrałem się z ramienia Czwórki, ale pomyślałem, że nawet gdybym nie jechał, to i tak robiłbym o tym wydarzeniu odcinek, więc nie wchodzi to nikomu w paradę. No bo nie ukrywajmy, zapowiadało się wielkie wydarzenie. I tak też było, polecam całą długą relację, którą znajdziecie w następnym poście. 

Do zobaczenia za tydzień.

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Nie zobaczę przyjaciół przez następny rok

Nie regulujcie odbiorników, to prawdziwy Piernikowski . Tym razem ponownie solowo, z albumem The best of moje getto , zapowiadanym już od dłuższego czasu. Czy przebił No Fun sprzed dwóch lat? A może jest gorszy i u Roberta słychać zmęczenie stylem? O tym można się przekonać poniżej. Siedzę w sklepie, wspominam stare czasy. Za chwilę zamykam, a tu wchodzą jakieś dwa białasy. Jeden wyższy, drugi trochę niższy. Bluzy, kaptury – białasy bez kasy. A nie, to nie tym razem, teraz jednak Piernik solo. Przyznam jednak już na początku, że The best of moje getto najbardziej urozmaicają goście, a nie sam gospodarz. Myślę, że trudno wyjść ponad poezję chodnikową w jednym i konkretnym stylu, odgrzewanym co parę miesięcy w ramach Synów albo solowego formatu. I tak oto bardzo pozytywnie otwieram tekst. Zacznijmy od tego, że kocham singiel  Dobre duchy . Nie jestem przekonany, czy to kwestia samego Piernikowskiego, bo on robi tu co najwyżej dobry grunt pod Kachę Kowalczyk. Nie...

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...