Przejdź do głównej zawartości

Jesteś mój narkotyk, lecz raczej ciężki


Zabierałem się do tego tekstu zdecydowanie za długo. Ale – nareszcie! – przed wami parę słów o ubiegłorocznej płycie Jesieni, czyli o albumie Błoto. Po różnych dotychczasowych recenzjach można się spodziewać, że będzie pozytywnie.

Toruńskie trio Jesień (Szymon Szwarc – gitara, wokal; Michał Supcziński – bas; Maciej Karmiński – perkusja) ma na swoim koncie trzy epki oraz dwa pełne albumy. Moja znajomość z nimi zaczęła się od pierwszego LP, czyli wydanego w 2016 roku przez label Music Is The Weapon „Jelenia". Muzycznie można ich linkować z liczącymi sobie lata tuzami polskiej muzyki niezależnej, na przykład Ewą Braun, albo obecnymi świetnymi zespołami, na przykład – kto by się tego po mnie spodziewał! – Zwidami. 

„Jeleń" był albumem bardzo dobrym, zahaczającym o noise, post-punk i experimental (tagi użyte przez samych muzyków) oraz post-rock czy post-garage (to już moje słowa). Ktoś podrzucił mi skojarzenie z poezją śpiewaną, ale widząc wyżej wymienione etykietki do tej konkretnej z pewnością należy podejść z dystansem. Była jeszcze jedna, w dodatku dość ciekawa: pseudo-jazz, choć w sumie po przesłuchaniu przestaje dziwić – Jesień to w sumie jazz zagrany z innym instrumentarium. Gościnnie wystąpił wtedy Natan Kryszk, znany z grania na saksofonie w składzie Pokusa.



Trzy lata później, w listopadzie ubiegłego roku, pojawiło się „Błoto", tym razem wydane przez label Złe Litery, prowadzony przez Supczyńskiego. Na nowym albumie znalazło się mniej improwizacji czy jazzowania niż wcześniej, ale można powiedzieć, że jest to krok w stronę no wave'u: to by się zresztą zgadzało, bo nihilizm i brud to coś, co towarzyszy przez całe rzężące 41 minut. 

„Błoto" jest trochę jak walec, który wtłacza słuchacza w ziemię. Okej, są takie czysto postrockowe kawałki jak „Schodzimy z drzew", przed którym jest mieszany „Psalm", lecz tuż po nich jest równie mieszany „Człowiek i pająk", potem „Andromeda 2019", czyli szybki kawałek z wieloma przesterami. Ale nawet w tych wolniejszych kompozycjach nie ma za bardzo przestrzeni, jest bardzo duszno i gęsto. Napięcie nie spada, tylko jest stale podtrzymywane. To powinno dać jasno do zrozumienia, jakiego brzmienia należy się spodziewać. Jeśli nie jest się fanem garaży, to prawdopodobnie łatwo się odbić.

Podobnie jak przy poprzednim albumie, należy tu słuchać tekstów, które zdecydowanie – mimo pewnych poślizgnięć – nie są wypełniaczami. A, no i właśnie! Z jeszcze jednego powodu nie powinno się omijać tej płyty: to coś dla fanów gitar basowych, bo – jak rzadko – bas pełni tu otwarcie rolę co najmniej równorzędną, co gitara, a może nawet większą. 


Swoją drogą, przy okazji warto zwrócić uwagę na to, że chłopaki nagrali live dla Sad Sessions, który jest dostępny na youtubie. Właśnie wrócili z dość intensywnej trasy po kraju, więc przez pewien czas to prawdopodobnie jedyna opcja usłyszenia ich w tej formie. Oprócz tego klasycznie: album jest dostępny na bandcampie i na serwisach streamingowych. 

Smoq
PS. Tytuł stąd.
PS2. Tak, to kolejny tekst dla Radia Aktywnego.

Komentarze

Najczęściej czytane

Nie zobaczę przyjaciół przez następny rok

Nie regulujcie odbiorników, to prawdziwy Piernikowski . Tym razem ponownie solowo, z albumem The best of moje getto , zapowiadanym już od dłuższego czasu. Czy przebił No Fun sprzed dwóch lat? A może jest gorszy i u Roberta słychać zmęczenie stylem? O tym można się przekonać poniżej. Siedzę w sklepie, wspominam stare czasy. Za chwilę zamykam, a tu wchodzą jakieś dwa białasy. Jeden wyższy, drugi trochę niższy. Bluzy, kaptury – białasy bez kasy. A nie, to nie tym razem, teraz jednak Piernik solo. Przyznam jednak już na początku, że The best of moje getto najbardziej urozmaicają goście, a nie sam gospodarz. Myślę, że trudno wyjść ponad poezję chodnikową w jednym i konkretnym stylu, odgrzewanym co parę miesięcy w ramach Synów albo solowego formatu. I tak oto bardzo pozytywnie otwieram tekst. Zacznijmy od tego, że kocham singiel  Dobre duchy . Nie jestem przekonany, czy to kwestia samego Piernikowskiego, bo on robi tu co najwyżej dobry grunt pod Kachę Kowalczyk. Nie...

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...