Przejdź do głównej zawartości

Jeden chciałby ciszy, drugi pląsów, a on lubi wrzask


Wreszcie udało mi się wpaść do Wrocławia i odwiedzić D. K. Luksus i ziomków z Cieplarni. Okazja była wyjątkowa, bo jeden wieczór obfitował w trzy warte zobaczenia koncerty – Vermona Kids, daysdaysdays oraz Zwidy. I "wieczór" przeciągnął się trochę do rana, ale tak czasem bywa.

Zacznijmy od tego, że weekend rozpoczął się w piątek wraz z koncertem Cudowne Lata | WaluśKraksaKryzys w ADA Puławska w Warszawie, z którego relację można przeczytać na peju. Tymczasem już następnego dnia przed południem byłem w drodze do Wrocławia.

Po pierwsze: było tam cholernie ciepło.


Po drugie: pozdrawiam ziomka i jego dziewczynę niewidzianych od kilku lat, z którymi się zupełnie nieplanowanie spotkałem, jak i kuzynkę (no, mniej więcej), która zadbała o to, żebym nie zaginął w obcym mi mieście.

Po trzecie: D. K. Luksus, który był całkiem niedaleko Wyspy Słodowej. Wiem, że panowie z Interwydziałowej Cieplarni Muzycznej bookują tam koncerty już od dłuższego czasu, ale mi to miejsce było całkiem obce. Miałem w głowie dość świeże porównanie z Adą na Puławskiej i myślę, że tu warunki były raczej nieco lepsze – mimo że realizacja dźwiękowa koncertów mogła być lepsza, tzn. wokal czy bas mogłyby być słyszalne, to zdecydowanie było mniej duszno, a i miejsca więcej. I bar spoko.

Ad meritum.

Występem otwierającym był koncert Vermona Kids. Oni (i ona) zadebiutowali w tym roku albumem Very Sorry,  łączącym indie rock, emo i może trochę post punk. Płytka jest dość lekka w odsłuchu, a że trwa ledwie dwadzieścia siedem minut, to i szybko zlatuje. Ogólnie raczej to zaleta, bo nie kojarzę równie przystępnego w odsłuchu punku z naszego kraju (proszę o oświecenie, jeśli jest). Koncert natomiast wyszedł dość poprawnie: był miły i przyjemny, ale gdyby byli jedynymi gwiazdami wieczoru, to pozostawiliby mi duży niedosyt. Nie zmienia to faktu, że cieszę się, że zobaczyłem ich na żywo, a w dodatku na rozruch byli idealni.



W środku line upu znajdowali się daysdaysdays. Tych trzech chłopaków dobrze wyważyło ciężar między Vermoną i Zwidami, bo zaprezentowali – zgodnie z wydanym rok temu demem – szybki i celny emo garage punk. Ich set siłą rzeczy nie był zbyt długi, ale nadrobili to energią. W najbliższy piątek grają w warszawskiej Hydrozagadce z zespołem Pile i, ponownie, Zwidami, zdecydowanie polecam tę okazję, by ich zobaczyć. Nie ukrywam, że godny podziwu jest widok perkusisty w roli wokalisty, jednocześnie dającego sobie radę z całkiem efekciarskimi uderzeniami.


Crème de la crème zostało na koniec. Jestem otwarcie stronniczy na korzyść Zwidów, znam teksty na pamięć i tak dalej. Sorki za wydzieranie ryja, pewnie Wam to przeszkadzało, ale no nie mogłem się powstrzymać. Na żywo widziałem ich po raz (dopiero) drugi i ponownie byli zajebiści. Jeśli gdzieś można było się tego wieczoru popłakać z nadmiaru emocji, to właśnie podczas tego koncertu. Wielka szkoda, że realizator ich odciął, gdy wyszli żeby zagrać bis.


Po koncertach trochę pomogłem przenosić sprzęt, ale to raczej symboliczna rola, a potem resztę nocy do jakiejś trzeciej czy czwartej spędziłem na niszczeniu sobie wątroby i głowy w miłym towarzystwie. Wczoraj odchorowywałem to cały dzień, z którego pięć godzin spędziłem w przepełnionym pociągu.  Ale jest pocieszenie: w moim pokoju mam teraz fizyk Szumu. I może niedługo spróbuję nieco dłuższego wywiadu z jego autorami.

Ogólnie, jeśli niekoniecznie jest to jasne, to każdy koncert mi się podobał. Po prostu jeden bardziej, drugi trochę mniej, ale w ostatecznym rozrachunku myślę pozytywnie o każdym z trzech występów i każdy z nich polecam, jeśli u kogoś w okolicy będzie się takowy odbywał. 

Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Nie zobaczę przyjaciół przez następny rok

Nie regulujcie odbiorników, to prawdziwy Piernikowski . Tym razem ponownie solowo, z albumem The best of moje getto , zapowiadanym już od dłuższego czasu. Czy przebił No Fun sprzed dwóch lat? A może jest gorszy i u Roberta słychać zmęczenie stylem? O tym można się przekonać poniżej. Siedzę w sklepie, wspominam stare czasy. Za chwilę zamykam, a tu wchodzą jakieś dwa białasy. Jeden wyższy, drugi trochę niższy. Bluzy, kaptury – białasy bez kasy. A nie, to nie tym razem, teraz jednak Piernik solo. Przyznam jednak już na początku, że The best of moje getto najbardziej urozmaicają goście, a nie sam gospodarz. Myślę, że trudno wyjść ponad poezję chodnikową w jednym i konkretnym stylu, odgrzewanym co parę miesięcy w ramach Synów albo solowego formatu. I tak oto bardzo pozytywnie otwieram tekst. Zacznijmy od tego, że kocham singiel  Dobre duchy . Nie jestem przekonany, czy to kwestia samego Piernikowskiego, bo on robi tu co najwyżej dobry grunt pod Kachę Kowalczyk. Nie...

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...