Przejdź do głównej zawartości

Taki młody, mądry i bez przejść intelektualista


Panie Fiszu, ja wiem, że każda kariera przechodzi pewną ewolucję, ale błagam: nie taką. Panie Emade - dokładnie ten sam apel. Tym razem Fisz Emade Tworzywo i ich nowy krążek, Radar

Tym razem historia jest dość zabawna. Lat miałem, nie wiem, z dziesięć, sprzątaliśmy u taty bodaj przed świętami. Z odtwarzacza leciała pewna składanka, a na niej - "Czerwona sukienka" z Polepionych dźwięków Fisza. To był etap jeszcze przed swoim pierwszym GTA (gdy nieco później ogrywałem Vice City, ten numer wrzuciłem do własnej stacji obok "Smack That" Akona; przy San Andreas osłuchałem się już na pamięć z całością), więc imponowała mi rzucona w tekście "kurwa" w wersach "ten frajerek z panią? / Ta ciotunia, kurwa mać, pani chyba żartuje?". Wiecie, edgy, a już tym lepiej, że podmiot liryczny był przeciw tak szczegółowej klasyfikacji siebie w oczach jakichś drechów. Przeciw światu. 


Skoczmy jakiś czas do przodu.  

Okładka albumu Heavi metal* wylądowała na moim zaproszeniu urodzinowym. Do dziś uważam, że to bardzo dobra płytka, absolutnie bez żenady, z interesującymi pomysłami w warstwie lirycznej i muzycznej oraz zaskakującym featuringiem Skubasa (wtedy: Sq'bassa). Zwierzę bez nogi* z 2013 roku to już psychiczne flashbacki z Wietnamu, bo podjarałem się nim na początku 2015, a to był bardzo ciężki okres w mojej głowie. Już tam było słychać pójście w brzmienie kosztem wersów, ale jeszcze znośne.

I potem jedno po drugim: Mamut, Drony, Radar. Kolejne albumy, ładne, dance'owe, dość cukierkowe, śpiewane na jeden z dwóch-trzech tych samych sposobów. Zieeeew. Zachowawcze to, nieeksplorujące niczego, kanapowe.

A przy tym wszystkim bardzo fajnie słucha się audycji Bartka Waglewskiego w Trójce. Prowadzi ją razem ze swoim ojcem. Obaj wyszukują dość ciekawe sety, to dobre poszerzenie swoich horyzontów muzycznych, polecam. 

Ale może jednak do płyty jako takiej, bo robi się z tego niepowiązany pamiętnik. 


Zawsze lubiłem to, w jaki sposób Bartek Waglewski dobiera słowa. W sumie na Mamucie było jeszcze w porządku, ale Drony zaliczyły lot pikujący choćby za sprawą singla Telefon. Stan na dziś to niemal trzy i pół miliona wyświetleń na YouTubie, więc najwidoczniej ogólnie ludziom się podobało. Panowie nie nagrywają teraz swojej pierwszej płyty. Wyczuli zatem pismo nosem i dwa i pół roku później wydali album, który maksymalnie powtarza schematy brzmieniowe i tekstowe poprzednich, nagrodzonych złotymi płytami za sprzedaż.

I prawdopodobnie właśnie dlatego słuchacze otrzymują krążek wypełniony tekstami podpasowującymi pod niedawny post o singlu Sorry Boys, ale raczej jeszcze wymieszany z Organkiem. Dynamiczne słowa o "ciśnięciu jak z armaty" (?), "rzucaniu się w wir" (?). Trafne przenośnie na poziomie peak performance'ów Taco Hemingwaya, czyli "świat to akwarium, pływamy jak w basenie". Rzucane, ledwo powiązane opisy emocji (Przebyliśmy długą drogę / Nie odrywamy od siebie wzroku / Mówimy mniej, bo wiemy więcej / Chcemy zacząć od początku). Pojawia się też czasem jakiś opór, wyrażony bez zaangażowania i wyrazu, w pewnym opisywanym przez Krytykę Holistyczną stylu.

No przykro mi, naprawdę.

Do tego zupełnie nijakie electropopowo-funkowe instrumentale, przy których nawet "Swalla" Jasona Derulo brzmi jak Run The Jewels. W porównaniu z numerami jak "Szef kuchni", "Iron Maiden" czy nawet lekkiej "Wiośnie '86", a i potem "Napoleonie", "Śladach" czy "Wróć", mam wrażenie że Emade kompletnie stracił dawną energię. W warstwie muzycznej umieszczę też niezmienny wokal Fisza - niestety, nie jest on wybitnym wokalistą, a co najwyżej (o ile w ogóle) poprawnym. W swoim repertuarze posiada jakieś trzy zaśpiewy na krzyż i skandowanie, a ten zakres wyczerpał już na Mamucie.


No smutny to był odsłuch. Wynudziłem się w cholerę. Ktoś mógłby spytać, dlaczego wywaliłem tyle tekstu na takie coś. Powód jest prosty: sentyment. Masochistyczny sentyment, który w oczywisty sposób stał się bolesny już przy pierwszym z "nowych" albumów, a ukłuł dodatkowo przy okazji składanki remasterów starych numerów - tam bowiem pojawiły się też nowe "Zwykły" (znośne) i "Kanterstrajk" (jezusmariaweźcietostąd).  

Ale pewnie znowu będzie złota płyta i trasa. Bo to taka fajna płyta dla fanów Korteza, Meli, Sorry Boys, Sonbird, nowej inkarnacji Nosowskiej i innych alternatywno-radiowych zespołów. Apage, Satanas.
  • Muzyka: 4/10
  • Wokal: 4/10
  • Teksty: 4/10
  • Produkcja: 6/10
  • Total: 4,5/10

Smoq
PS. Tytuł stąd. Dodatkowa warstwa za młodość.
*zdaję sobie sprawę, że tych albumów nie klasyfikuje się jako dorobku Tworzywa Sztucznego, ale są naturalnym etapem muzycznym braci Waglewskich.

Komentarze

Najczęściej czytane

Kiedyś skinheadzi i punki, teraz futbolowe gangi

No dobra, piątek, pobiegane. To teraz rozejrzyjmy się po rzeczach do przesłuchania. O, no tak, przecież mamy zapowiedzianą epkę Escape Control , wydawnictwo self-titled. Sześć numerów, z których część można było poznać wcześniej na YouTubie. Tych gości z Krakowa poznałem akurat na naszym festiwalu licealnym, ale dobre i to – źródło to źródło. Pamiętam, że ich koncert był całkiem spoko, trochę zdarłem sobie gardło, gdy pełen entuzjazmu brałem udział we wspólnym śpiewaniu z publiką. A, bo ścigaliśmy się z koleżanką, kto głośniej zakrzyknie "Escape Control", to dlatego. Wygrałem. Sprawdziłem ich potem na YouTubie, zapisałem, polubiłem na fb i tak dalej. Wygląda na to, że wzajemnie się zapamiętaliśmy, bo parokrotnie widziałem lajki Jaśka Rachwalskiego na peju. No dobrze, ale ad rem. Jak wspomniałem we wstępie, epka liczy sobie sześć numerów. W tym cztery są po angielsku, dwa po polsku, a jeden z tych to zapis live session. Całość zamyka się w dwudziestu pięciu

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod

Słyszałem, że coś mruczysz, więc powiedz to reszcie sali

To już czwarta edycja, w dodatku całkiem blisko, a ja tu dopiero pierwszy raz. No nic, kiedyś trzeba zacząć. Grodzisk Mazowiecki – jak zwykle – Park Skarbków – tym razem – i muzyka na żywo – o to chodzi: Bajzel , Nagrobki , Mikołaj Trzaska oraz Lech Janerka . Przed wami krótka relacja z Festiwalu Mięty Pole .  Na początek przyznam, że wczorajsza wizyta w Grodzisku była trochę walką na zasadzie: malutka scena vs ja, niewyspany i skacowany. Ale nawet to niczego mi nie popsuło, bo przynajmniej była ładna pogoda – jeszcze nie taki upał, jak znowu dziś, ale bardzo ciepło i słonecznie. Grodzisk Mazowiecki sam w sobie trochę mnie zaskoczył, bo obok wymarłego deptaka rodem z miejscowości ożywających tylko w czasie danego sezonu znajduje się w nim sporo fajnie ogarniętych zielonych miejsc, tj. skwerów czy parków, w tym, oczywiście, Park Skarbków, w którym trochę posiedzimy. Czym jest Mięty Pole? Wyciągając fragment wywiadu FYH z Krzysztofem Rogalskim, organizatorem: Zadaniem festi