Jak by nie patrzeć, PRO8L3M to jeden z głośniejszych duetów na rapowej scenie ostatnich lat. Ich nowy album, Widmo, zwiedza parę rejonów dotychczas nieznanych w dorobku składu. Czy to dobrze, czy to źle? O tym poniżej.
Zdania na temat PRO8L3Mu bywają podzielone. Jednym siada storytelling i charakterystyczne flow Oskara, czasem lecące razem z beatem, a czasem wspak; innych to męczy i nie widzą w tym niczego specjalnego, czasem nawet wadę. Podobnie ze Steezem: widziałem opinie, które wychwalają go w roli producenta; widziałem też takie, które zdecydowanie po nim cisną z racji prostoty robionej muzyki czy średnio wykorzystanych sampli.
Cóż, ja wybieram opcję agno z odchyłem na plus.
Pamiętam, że z początku ni cholery nie wchodziło mi nie tyle flow Oskara, co jego głos. Nie wiem, jakoś nie moja barwa, no bywa. Na podobnej zasadzie nie mogę słuchać paru innych rzeczy. Styl produkcji Steeza za to lubię, nawet jeśli jest aż tak prosty. Do tego nie będę się za bardzo przywalał.
Śmiesznie za to było z singlami z Widma. Pierwszy, czyli linkowany wyżej Interpol, zupełnie mi nie wszedł. Takie niby to podśpiewywanie na afrobeacie a la deszcz na betonie, deszcz na betonie, czy jak to nazwać. No nie. Wakacyjniak z chwytliwym refrenem. Natomiast Jak Disney jest zdecydowanie bardziej w stronę, którą lubię w PRO8L3Mie. Dość agresywny banger.
Co do samej płytki.
Od razu mówię, że z nóg mnie nie zwaliła. Taka w porządku, muzycznie raczej lepsza od Ground Zero, ale nadal bez urwania dupy. Steez też jest charakterystyczny, co można interpretować bardziej lub mniej pozytywnie, ale od razu słychać, że to jego robota. Dobrze, że nie obawiali się użyć autotune'a, bo wyszło dość zgrabnie, bez przesady ani tandety. Teksty za to zrobiły się już monotematyczne – już słyszałem o tej goudzie, chlańsku, imprezach i rozbijaniu się po mieście. Wiadomo, nie chodzi o to, żeby Oskar nawinął mi teraz o prozie życia, ale gdy kolejny raz mówi o tym samym w niemal identycznym stylu, hm, nie wiem, przewracam trochę oczami. Podkreślam: niemal identycznym, bo jednak 112 czy ten nieszczęsny Interpol są czymś nowym w jego repertuarze.
W obliczu niedawnego posta o Ostrym (pozdrawiam tych, którzy twierdzą, że przesadzam – nie będę tęsknić) muszę też nawiązać do wielokrotnego wspominania o kurwach, wersach jak "My to kokaina, gouda i auta/Wy to Ewelina, Monia i Marta" czy "Widzę jak robią mi print screen dziwki/Widzę jak leje się whisky na cycki". Ta, konwencja. Ta, uliczny background. A ja pierdolę takie wspaniałe tło. Skoro banger nie może się bez niego obyć, to nie będę go słuchać. Nie wiem, nie robi mi to lepszego klimatu.
Co do samej płytki.
Od razu mówię, że z nóg mnie nie zwaliła. Taka w porządku, muzycznie raczej lepsza od Ground Zero, ale nadal bez urwania dupy. Steez też jest charakterystyczny, co można interpretować bardziej lub mniej pozytywnie, ale od razu słychać, że to jego robota. Dobrze, że nie obawiali się użyć autotune'a, bo wyszło dość zgrabnie, bez przesady ani tandety. Teksty za to zrobiły się już monotematyczne – już słyszałem o tej goudzie, chlańsku, imprezach i rozbijaniu się po mieście. Wiadomo, nie chodzi o to, żeby Oskar nawinął mi teraz o prozie życia, ale gdy kolejny raz mówi o tym samym w niemal identycznym stylu, hm, nie wiem, przewracam trochę oczami. Podkreślam: niemal identycznym, bo jednak 112 czy ten nieszczęsny Interpol są czymś nowym w jego repertuarze.
W obliczu niedawnego posta o Ostrym (pozdrawiam tych, którzy twierdzą, że przesadzam – nie będę tęsknić) muszę też nawiązać do wielokrotnego wspominania o kurwach, wersach jak "My to kokaina, gouda i auta/Wy to Ewelina, Monia i Marta" czy "Widzę jak robią mi print screen dziwki/Widzę jak leje się whisky na cycki". Ta, konwencja. Ta, uliczny background. A ja pierdolę takie wspaniałe tło. Skoro banger nie może się bez niego obyć, to nie będę go słuchać. Nie wiem, nie robi mi to lepszego klimatu.
Nie to, że przez te poniżające teksty skreślam całą płytę. Niestety, muszę uczciwie przyznać, że budzą we mnie niesmak, ale nieco przywykłem do tego niskiego standardu jako słuchacz starszych płyt Tedego. Niemniej ocenę na koniec na pewno to obniży. :~~) Cieszę się, że przynajmniej obyło się bez takich obrzydlistw jak Na audiencji z Ground Zero.
Opinie są podzielone też w kontekście tracku z Arturem Rojkiem. Jak dla mnie to spoko nawiązanie, może dlatego, że lubię To nie był film. Myślę też, że to dobra decyzja ze strony Rojka – featuring u PRO8L3Mu to jednak klasa wyżej niż jakieś Nosowskie z Miuoshem, więc powinszować utrafienia w spoko projekt, gdy jest się totalnie spoza rapu.
Krótka lista plusów na podsumowanie: wreszcie jakaś zwrota od Steeza, dobre beaty, właściwie używany autotune, szybkie cuty z różnych tracków innych artystów. Wychodzi na to, że większe propsy należą się producentowi, ale to ponoć jak zwykle w kontekście tego duetu. Tak słyszałem. Tak że: można posłuchać, ale zachwytu na pewno nie ma.
A, jeszcze okładka. Ona akurat bardzo mi się podoba.
A, jeszcze okładka. Ona akurat bardzo mi się podoba.
- Muzyka: 7/10
- Wokal: 6/10
- Teksty: 4/10
- Produkcja: 7/10
- Total: 6/10
Smoq
PS. Tytuł stąd.
Komentarze
Prześlij komentarz