Od wydania NOCNEJ ZMjANY przeprowadził się do Warszawy. Na Planszach, czyli nowym albumie, opowiada m.in. o tym, jak to wpłynęło na jego życie. Oprócz tego pada niejedno słowo o Krakowie i dziewczynach. Przed wami świeży Jan-rapowanie.
Ledwie w grudniu słuchałem debiutanckiego lp Jana. Mówiłem wtedy, że NOCNA ZMjANA była nierówna. Podtrzymuję to: mimo sympatii, jaką budzi we mnie całość, trudno nie usłyszeć paru mankamentów typu nieco niezgrabne flow. Ale, pomijając takie czepianie się, wizerunek tego gościa totalnie mnie do siebie przekonał – nie brakuje pozornych luzaków, którzy ostatecznie są już tak znani i hajpowani, że próbują skoczyć wyżej własnej dupy. Janek w swojej swobodzie cały czas jest autentyczny, a współpraca z Nocnym – lukratywna.
Warto też ogarnąć progres, jaki ten koleś zaliczył od i tak dobrego Notabene Mixtape z 2015 roku. Przypominam, że to ledwie rocznik 1998. Po niespełna trzech i pół roku słychać różnicę – ówczesne niedbałe, szczeniackie flow dało solidną podstawę pod dzisiejszy styl (słychać to dobrze w tracku QNDZIOR), ale na tym nie skończył się rozwój młodego gracza. Dołączył do SB Maffiji (dzięki akcji SB Starter), zaliczył parę featuringów, zagrał trochę supporów i pełnoprawnych koncertów na kilku mniejszych i większych festiwalach.
W moim przypadku zaczęło się bodaj od zalinkowanego wyżej teledysku. Na co dzień jestem totalnym antyfanem klipów z serii "siedzi zespół i wykonuje". Wkurwia mnie, że ktoś chce promować swój numer, a traktuje film tak bardzo po macoszemu. Tutaj jednak jest inaczej, a Układanka wygląda tak, jak brzmi cały Jan-rapowanie: młody chłopak, dość ładne, nieskomplikowane tło, zupełnie zwyczajnie wyglądająca sceneria i sytuacja. Holak wypadł tu w porządku, ale tym razem nie o nim, więc zostawmy to. ZMjANA była jeszcze ciepła, gdy tym właśnie numerem zaczęła się promocja Plansz.
Można powiedzieć, że hype rósł. Janek pojawiał się to tu, to tam, co jakiś czas wrzucając kolejne tracki z nadciągającej płyty. To może teraz o niej.
Pozornie to bardzo lekki album. Pogodne beaty Nocnego, operujące zdecydowanie pozytywnym klimatem. Momentami co najwyżej refleksyjne. A wraz z nimi – nawijka Jana, który w prostych słowach obejmuje swoje bieżące i przeszłe doświadczenia. Tu kolejne ruchy, tam zajawka. Ziomki, ale też coraz więcej fanów (i fanek). To z najnowszych tematów. Pewien ciężar płyty siedzi w tych wcześniejszych – pada trochę słów na temat rozstania z dziewczyną, wyprowadzki z domu, zmiany miasta i tęsknoty za rodzinnymi okolicami.
Te wyznania mają w sobie jednak tyle bezpretensjonalności i wspomnianej swobody, że nie robią z Plansz pamiętnika smutnego już-nie-nastolatka. Wspominam o nich kolejny raz, bo to główny wyróżnik naszego dzisiejszego bohatera – nie jest wybitnym mistrzem techniki, teksty nie pękają od wielopiętrowych metafor. Siłą Janka jest to, że swoje historie opisuje jasno i przejrzyście, jest "przyziemny" (w jak najlepszym rozumieniu tego słowa), blisko swoich słuchaczy. Gdy porównać go z różnymi cwaniakami młodej sceny, wypada chyba najbardziej naturalnie.
Skoro już o tym: goście na płycie. Generalnie jest w porządku. W zwrotce Solara słychać więź łączącą raperów; refren Holaka albo się lubi, albo nie (jak i całego Mateusza); Maciek Kacperczyk, nowy nabytek SB, podołał swojej roli. Nie jestem specjalnym fanem ani Szpaka, ani Guziora, ale ten drugi poleciał całkiem ładnie. W przykry sposób nijaki jest za to występ drugiego Janka, czyli Otsochodzi – serio, on brzmi tu właśnie jak wyrwany z jakiejś innej rzeczywistości. Ta zwrota tak bardzo nie mówi niczego, że zakładam, że była pisana na kolanie w drodze do studia.
Na koniec warto wspomnieć nieco szerzej o drugim głównym bohaterze, czyli Nocnym. On jest autorem wszystkich beatów na płycie i, jak to bywa przy duetach, bez niego Janek nie radziłby sobie tak dobrze. Dynamiczne i zupełnie nie monotonne produkcje dodają całemu albumowi przebojowości, która może zanieść obu autorów przynajmniej do złotej płyty, a na pewno do wielu wyprzedanych koncertów i licznej publiczności na festiwalach.
Jan-rapowanie pokazuje na Planszach, że nie traci głowy i rozwija się w swoim rytmie. Szuka inspiracji w nowym miejscu, poznaje ludzi, zdaje sobie sprawę, że jego kariera się rozkręca. I dobrze, życzę mu w tym powodzenia. Niech dalej opisuje życie wielkomiejskiej młodzieży ze swojej perspektywy, czyli zarówno bez parainteligenckiego kija w dupie, jak i bez infantylnego pierdolenia.
- Muzyka: 8/10
- Wokal: 7/10
- Słowa: 8/10
- Produkcja: 8/10
- Total: ~7,8/10
Smoq
PS. Tytuł stąd.
PS2. Wiem, że wpis ilustruje nie ta okładka, ale na blogu wygląda lepiej niż pomarańczowa. Oficjalna tutaj.
Komentarze
Prześlij komentarz