Przejdź do głównej zawartości

Na starcie rakiety w kosmos


Kilka dni po premierze albumu Wzium!, wypuszczonego przez Vysoké Čelo dwudziestego piątego września, znalazłem wreszcie czas, by wybrać się z nimi w kosmos. Podróż będzie nietypowa, raczej niezbyt wyboista, ale za to niepozbawiona wrażeń. Zapraszam.

Panowie solidnie budowali hype na swoim fanpage'u. Jasno opisywali przebieg nagrań, komunikując się bez żadnego udawania, czego przykład poniżej:


Potem pojawił się też trailer. 



W nim zawarli fragment otwierającego album Na koniec Wszechświata i jeszcze dalej!, do którego wyszedł pełny teledysk.


Czego się spodziewałem? Samych dobrych rzeczy. Byłem na ich koncercie w kwietniu, kupiłem wtedy album Űrutazás, który od tamtej pory przesłuchałem już ze sto razy. Po drodze wyszedł również związany z Opus Elefantum Collective debiut Foghorna, potem split Janusza Jurgi i Docetism, a ostatnio była premiera self-titled Blokowiska. Cholera, dużo tego. Ale wszystko warte każdej poświęconej im chwili.

Z taką bazą usiadłem do tekstu o nowiutkim Wzium!.

Album trwa trzydzieści pięć minut, zamykając się w trzech numerach. Jeśli ktoś wcześniej Vysokégo Čela nie znał, może się nieco zdziwić. Jeśli jednak nie jest to pierwsze zetknięcie, można w wielu momentach poczuć się jak w domu. Główna różnica polega na liczbie słów, bo tutaj jest ich bardzo dużo. Co do muzyki jako takiej – to naturalne przedłużenie wspominanego Űrutazás, w tym samym chłodno-synthowo-słodkim brzmieniu. Przynajmniej do chwili, gdy wkracza space disco.

Tu osią fabularną jest historia lotu Wzium 610. Jak głosi sam opis płyty, całość to połączenie lotnika i kosmonauty Mirosława Hermaszewskiego z Frankiem Kimono. Dlatego mamy wątek lotu, wątek wojny, wątek kosmosu, a to wszystko okraszone synthwave'em w stylu disco rapu Fronczewskiego.

I bardzo ładnie to brzmi.


Wprowadzeniem do albumu jest niemal czterominutowy monolog o tytułowym Wzium i ogromnym zagrożeniu wojną z piratami. Wydawałoby się, że ewakuacja jest nieunikniona, a porażka to kwestia czasu, lecz nagle do konfliktu dołączył trzeci gracz...

Tego jednak możecie dowiedzieć się z zalinkowanego wyżej teledysku – ten plot twist w siódmej minucie jest warty zobaczenia całego wideo. Jeśli jednak wolicie pozostać w sferze dźwięków, zdradzę jedynie, że właśnie tutaj zaczyna się kosmiczna impreza. 

Zastanawia mnie, na ile dobrym pomysłem było podzielenie całości jedynie na trzy części. Przez to okazuje się, że dzięki zmianom klimatu muzyki mamy po dwa utwory w jednym. Zupełnie czymś innym jest wstęp do Na koniec..., a czym innym jego drugi etap. Znacznie bardziej zgrany wewnętrznie jest drugi numer, czyli W kosmosie nikt nie usłyszy Twojego płaczu, z tytułu brzmiący cokolwiek ponuro. Spokojnie, to raczej łagodny ambient z delikatnym electrohouse'owym bitem. 

W zasadzie trzeci track również jest zgrany sam ze sobą, więc może jednak powinienem się wycofać z tych zastrzeżeń i przypisać niespójność konkretnej wizji, jaką mieli muzycy.

Ostatecznie zastrzeżenia mogę mieć co najwyżej do tego, że nie zawsze rozumiem, co jest w tekście. Ale słów jest tu tyle, że to nie jest ogromny uszczerbek.


Kosmos jest wielki, lecz teraz lecimy na Ziemię – to samo mogę powiedzieć w tym momencie o tym tekście. Wzium! muszę jeszcze lepiej przetrawić, bo mimo tego, że mi się podoba, póki co nie pamiętam za wiele z przesłuchania. Niewątpliwie jednak w galaktyce minąłem tyle gwiazd, że to dobry album. Nie aż tak wspaniały, jak poprzedni, ale wciąż bardzo dobry. 

A, co najważniejsze, poszukujący. I to jest interesujące.

  • Muzyka: 7/10
  • Wokal: 7/10
  • Tekst: 7/10
  • Produkcja: 7/10
  • Total: 7/10
Smoq

ps. płytka do kupienia na Bandcampie zespołu

Komentarze

Najczęściej czytane

Kiedyś skinheadzi i punki, teraz futbolowe gangi

No dobra, piątek, pobiegane. To teraz rozejrzyjmy się po rzeczach do przesłuchania. O, no tak, przecież mamy zapowiedzianą epkę Escape Control , wydawnictwo self-titled. Sześć numerów, z których część można było poznać wcześniej na YouTubie. Tych gości z Krakowa poznałem akurat na naszym festiwalu licealnym, ale dobre i to – źródło to źródło. Pamiętam, że ich koncert był całkiem spoko, trochę zdarłem sobie gardło, gdy pełen entuzjazmu brałem udział we wspólnym śpiewaniu z publiką. A, bo ścigaliśmy się z koleżanką, kto głośniej zakrzyknie "Escape Control", to dlatego. Wygrałem. Sprawdziłem ich potem na YouTubie, zapisałem, polubiłem na fb i tak dalej. Wygląda na to, że wzajemnie się zapamiętaliśmy, bo parokrotnie widziałem lajki Jaśka Rachwalskiego na peju. No dobrze, ale ad rem. Jak wspomniałem we wstępie, epka liczy sobie sześć numerów. W tym cztery są po angielsku, dwa po polsku, a jeden z tych to zapis live session. Całość zamyka się w dwudziestu pięciu

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo