Przejdź do głównej zawartości

Zbiera się na deszcz


Dziś króciutko o splicie Jurga / Docetism. Nie dajcie się zwieść – on sam aż taki krótki już nie jest. Ale warty odnotowania już jak najbardziej. Przyjrzyjmy się wydawnictwu dwóch postaci z polskiej sceny techno, póki jeszcze nie ma burzy.

Janusza Jurgę kojarzycie z jego twórczości solowej, jak i ze składu Vysoké Čelo. Ostatnio wspominałem go przy okazji recenzowania Corony Foghorna. Krótko: Opus Elefantum Collective. Na Docetism, czyli Macieja Banasika, do tej pory nie trafiłem, ale – z tego, co słyszę i czytam – to moja strata. Nie trzeba głęboko szukać, by dowiedzieć się o jego powiązaniu z netlabelem Nichts, co więcej: że stanowi dość istotną część wydawnictw tegoż. Kilka kliknięć i już wiadomo, że to konkretny gracz.

To słowem wstępu.

Dnia 9 sierpnia bieżącego roku pojawił się ich split. Obaj nie szczędzili sobie czasu, gdyż zawierający dwa tracki self-titled trwa nieco ponad 33 minuty. Dla przykładu: dłużej niż każde tegoroczne wydawnictwo Kanyego Westa. Jak można wyczytać na Bandcampie, tworzyli w formie strumienia świadomości, malując obrazy swoich rodzimych lasów. No, ładnie. 


A jak to brzmi? W Borach Wkrzańskich Jurga zdecydowanie poszedł w stronę rytmicznego bujania nogą czy machania głową. Tutaj doświadczymy też deszczu i strumieni, a pod koniec nastąpi zaskoczenie, gdy bit płynnie przejdzie w darkambientowe szmery. W tracku Jurgi jest zdecydowanie więcej aktywności i życia. A jednak pozostawia uczucie orzeźwiającego chłodu. Docetism w Kwaśnej buczynie niżowej wita się dużo spokojniej. Rozwija się dłużej, a jego numer jest zdecydowanie bardziej duszny i pozostawia mniej przestrzeni. Przynajmniej w czasie pierwszych dziewięciu minut, bo potem uspokaja się. Oniryczny ambient, powiadacie? Owszem, jeśli przyjąć, że początek Kwaśnej... to wschód Słońca, a koniec – zachód.

Przyznać trzeba, że to bardzo ładny split. Ale tego można było się spodziewać, znając Jurgę oraz po przesłuchaniu kilku wcześniejszych wydawnictw Docetism. Konkretną ocenę pozostawiam Wam.

Smoq 
PS.
Warto zauważyć, że oba obszary (czy też typy roślinności) z tytułów utworów są pod ochroną w ramach Natury 2000 celem zabezpieczenia siedlisk przyrodniczych. Taka ciekawostka.

Komentarze

Najczęściej czytane

Kiedyś skinheadzi i punki, teraz futbolowe gangi

No dobra, piątek, pobiegane. To teraz rozejrzyjmy się po rzeczach do przesłuchania. O, no tak, przecież mamy zapowiedzianą epkę Escape Control , wydawnictwo self-titled. Sześć numerów, z których część można było poznać wcześniej na YouTubie. Tych gości z Krakowa poznałem akurat na naszym festiwalu licealnym, ale dobre i to – źródło to źródło. Pamiętam, że ich koncert był całkiem spoko, trochę zdarłem sobie gardło, gdy pełen entuzjazmu brałem udział we wspólnym śpiewaniu z publiką. A, bo ścigaliśmy się z koleżanką, kto głośniej zakrzyknie "Escape Control", to dlatego. Wygrałem. Sprawdziłem ich potem na YouTubie, zapisałem, polubiłem na fb i tak dalej. Wygląda na to, że wzajemnie się zapamiętaliśmy, bo parokrotnie widziałem lajki Jaśka Rachwalskiego na peju. No dobrze, ale ad rem. Jak wspomniałem we wstępie, epka liczy sobie sześć numerów. W tym cztery są po angielsku, dwa po polsku, a jeden z tych to zapis live session. Całość zamyka się w dwudziestu pięciu

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod

Słyszałem, że coś mruczysz, więc powiedz to reszcie sali

To już czwarta edycja, w dodatku całkiem blisko, a ja tu dopiero pierwszy raz. No nic, kiedyś trzeba zacząć. Grodzisk Mazowiecki – jak zwykle – Park Skarbków – tym razem – i muzyka na żywo – o to chodzi: Bajzel , Nagrobki , Mikołaj Trzaska oraz Lech Janerka . Przed wami krótka relacja z Festiwalu Mięty Pole .  Na początek przyznam, że wczorajsza wizyta w Grodzisku była trochę walką na zasadzie: malutka scena vs ja, niewyspany i skacowany. Ale nawet to niczego mi nie popsuło, bo przynajmniej była ładna pogoda – jeszcze nie taki upał, jak znowu dziś, ale bardzo ciepło i słonecznie. Grodzisk Mazowiecki sam w sobie trochę mnie zaskoczył, bo obok wymarłego deptaka rodem z miejscowości ożywających tylko w czasie danego sezonu znajduje się w nim sporo fajnie ogarniętych zielonych miejsc, tj. skwerów czy parków, w tym, oczywiście, Park Skarbków, w którym trochę posiedzimy. Czym jest Mięty Pole? Wyciągając fragment wywiadu FYH z Krzysztofem Rogalskim, organizatorem: Zadaniem festi