Przejdź do głównej zawartości

Kto to tam przyjechał?


Polskich nagrań ciąg dalszy. Tym razem opowiem o składzie Panieneczki i ich Opowieściach zasłyszanych na wiosce - części pierwszej EP, czyli nowym neofolkowym motywie z Bydgoszczy. Jak przenieść motywy ludowe w roku 2018? Jak dostać się z tym wysoko na Listę Przebojów? O tym poniżej.

Zacznijmy od tego, że nie jestem specjalnym fanem polskiego folku. Bez konkretnego powodu, zwyczajnie mnie ta muzyka nie kręci. Dlatego, na przykład, Kapela ze wsi Warszawa mnie męczy, Tulia nie ekscytuje, a ostatnia płyta Sorry Boys – momentami dziwi w porównaniu z poprzednimi. Pewnego razu jednakże włączyłem radio, akurat był piątkowy wieczór, i usłyszałem utwór Jabłoneczka. Zaciekawiłem się.


Po doprawdy krótkim researchu dowiedziałem się, że panie zagrają (obecnie: zagrały) na katowickim OFF Festivalu. Co więcej, w trakcie tegoż znalazły chwilę, by dwukrotnie wykonać akustycznie utwór Tynga. I dobrze się tego słuchało, zwłaszcza, że oba występy - mimo jedynie kilku minut przerwy - różniły się między sobą, dzięki czemu nie było wtórnie i nudno.

Muszę przyznać, że Jazzboy Records nie poradził sobie najlepiej z promocją. Gdy szukałem informacji, dostałem się na niezbyt intuicyjną stronę tegoż, a mimo tego nie znalazłem wiele ani na temat epki, ani na temat samych Panieneczek. Dopiero kontakt przez fanpage mi w tym pomógł, co akurat samo w sobie się ceni (dzięki!). Na bezpośredniej stronie sklepu labelu okładka widnieje już na stronie głównej. Zresztą, z Jazzboyem jest też śmieszna sprawa, że reklamują Sonbird EP wydaną w tym roku jako "pierwszą epkę", gdy tymczasem prawda jest nieco inna. Co ciekawe, w tej samej stajni są też Ania Dąbrowska i Kortez.

Sama epka zawiera cztery utwory: Jabłoneczka, Panieneczki, Wyjrzyj ino oraz Tynga. Posłuchajmy więc nagrań studyjnych.


Wspomniany już otwieracz daje dobre pojęcie o epce. Połączenie kujawskiego, granego na skrzypcach folku, tekstów pisanych gwarą oraz bitu daje neofolk w wersji bezpretensjonalnej, tylko wręcz przyjemnej i uczciwej. Tak witają się z nami Opowieści zasłyszane na wiosce - część pierwsza. I tak też pozostaje do końca. Drugi numer, Panieneczki, złudnie rozpoczyna się samymi skrzypcami, jednak niedługo wokal Małgorzaty Żurańskiej-Wilkowskiej wkracza wraz z podkładem. Z początku stonowany, rozwija się jednak dość prędko. Co do Wyjrzyj ino: całe jest psychodeliczne, ale aranżacja w okolicach końcowego wersu wszystkie krzesła powyrzucał aż powoduje ciarki. Pozytywne. Tyngę również słyszałem już wcześniej, jak wspomniałem, w wersji w pełni akustycznej. Już ona była intensywna, a ta studyjna zdecydowanie potęguje to wrażenie.

Każdy z powyższych czterech tracków okraszony jest słowami o dojrzewaniu i kobiecości, idąc za opisem na stronie Jazzboya. Chcę się na tym nieco bardziej skupić dlatego, że są one utrzymane w klimacie kujawskich pieśni, lecz jednocześnie gwara nie zajmuje całego tekstu, co sprawia, że jest on bardziej przystępny.

No właśnie. Przystępność. Neofolkowe aranżacje? Świetna sprawa, jeśli chce się jednocześnie przemycić względnie wiernie ludowe wzorce, ale jednocześnie żyć w roku 2018. W tym pomagają syntezatory (tu rola basistki, Anity Sobiechowskiej), momentami synkopowana perkusja (Joanna Glubiak), klawisze (Kate Nürnberg) oraz skrzypce (śpiewająca również jako drugi głos Irena Filuś).


To była, jak nazwa epki wskazuje, część pierwsza. Ciekawe, jaka będzie druga. Bo wiem jedno – na pewno ją sprawdzę, bo ta narobiła apetytu, lecz pozostawiła niedosyt. Chciałoby się dostać więcej. Dotychczasowy materiał jest jednakże bardzo dobry.
  • Muzyka: 9/10
  • Wokal: 8/10
  • Tekst: 8/10
  • Produkcja: 8/10
  • Total: ~8,3/10
Smoq

Komentarze

Najczęściej czytane

Kiedyś skinheadzi i punki, teraz futbolowe gangi

No dobra, piątek, pobiegane. To teraz rozejrzyjmy się po rzeczach do przesłuchania. O, no tak, przecież mamy zapowiedzianą epkę Escape Control , wydawnictwo self-titled. Sześć numerów, z których część można było poznać wcześniej na YouTubie. Tych gości z Krakowa poznałem akurat na naszym festiwalu licealnym, ale dobre i to – źródło to źródło. Pamiętam, że ich koncert był całkiem spoko, trochę zdarłem sobie gardło, gdy pełen entuzjazmu brałem udział we wspólnym śpiewaniu z publiką. A, bo ścigaliśmy się z koleżanką, kto głośniej zakrzyknie "Escape Control", to dlatego. Wygrałem. Sprawdziłem ich potem na YouTubie, zapisałem, polubiłem na fb i tak dalej. Wygląda na to, że wzajemnie się zapamiętaliśmy, bo parokrotnie widziałem lajki Jaśka Rachwalskiego na peju. No dobrze, ale ad rem. Jak wspomniałem we wstępie, epka liczy sobie sześć numerów. W tym cztery są po angielsku, dwa po polsku, a jeden z tych to zapis live session. Całość zamyka się w dwudziestu pięciu

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod

Słyszałem, że coś mruczysz, więc powiedz to reszcie sali

To już czwarta edycja, w dodatku całkiem blisko, a ja tu dopiero pierwszy raz. No nic, kiedyś trzeba zacząć. Grodzisk Mazowiecki – jak zwykle – Park Skarbków – tym razem – i muzyka na żywo – o to chodzi: Bajzel , Nagrobki , Mikołaj Trzaska oraz Lech Janerka . Przed wami krótka relacja z Festiwalu Mięty Pole .  Na początek przyznam, że wczorajsza wizyta w Grodzisku była trochę walką na zasadzie: malutka scena vs ja, niewyspany i skacowany. Ale nawet to niczego mi nie popsuło, bo przynajmniej była ładna pogoda – jeszcze nie taki upał, jak znowu dziś, ale bardzo ciepło i słonecznie. Grodzisk Mazowiecki sam w sobie trochę mnie zaskoczył, bo obok wymarłego deptaka rodem z miejscowości ożywających tylko w czasie danego sezonu znajduje się w nim sporo fajnie ogarniętych zielonych miejsc, tj. skwerów czy parków, w tym, oczywiście, Park Skarbków, w którym trochę posiedzimy. Czym jest Mięty Pole? Wyciągając fragment wywiadu FYH z Krzysztofem Rogalskim, organizatorem: Zadaniem festi