Przejdź do głównej zawartości

Ona znowu chce się powiesić


Reedycja albumu nagranego w szafie. Surowa Kara Za Grzechy - czy na co dzień komuś to coś mówi? Dobra, gdzieś na pewno znajdzie się ileś takich osób. W szerszej pamięci został jednak Afrojax, tutaj obecny jak Jimmy Dean. O co chodziło z tym jednorazowym skokiem?

Początek wieku XXI. Według tego, co można wyczytać z Bandcampu, Afrojax (Michał Hoffmann) prawdopodobnie był wkurwiony na to, że debiut Afro Kolektywu miał kiepską promocję. Ewentualnie po prostu chciał spróbować czegoś innego. Wraz ze Skarlett (Ulą Hołub), również związaną z AK, nagrali album mający być powrotem do lat 80., dekady, na której oboje się muzycznie wychowali.

Tak powstało 1984 [+24], czyli nieśmiałe, amatorskie naśladownictwo dźwięków zapamiętanych z dzieciństwa, cytując Hoffmanna, oraz jedno z fajniejszych doświadczeń w moim życiu - punkowe okrzyki do wnęki w meblościance, gdzie stał mikrofon, jakieś zabytkowe komiksy i stare zdjęcia... no i wyjątkowo cierpliwi rodzice za ścianą, idąc za Hołub.


Znacie może Super Girl & Romantic Boys? No, to tu i czasy podobne, i styl podobny. Nagrane w okolicach przełomu wieków piosenki nawiązują do synthu i new romantic kompozycyjnie, brzmieniowo, nawet wokalnie. Tylko niektóre teksty wskazują na parę lat różnicy między pierwowzorami a wymienionymi. Klawisze, syntezatory i bas z tym konkretnym nastrojeniem, programowana perkusja momentami podchodząca pod ówczesne rytmy Maanamu (choćby w stylu Kocham cię, kochanie moje) czy Kapitana Nemo. Albo chwilami do soundtracku z bajki Ну, погоди!.

Urocze są te nagrania. Nawet to, z którego wziąłem tytuł do posta, czyli Ona chce się wieszać, jest tak przyjaźnie zaśpiewane, instrumentalnie w stronę reggae, a tekstem... no, przewrotne. Więc poza sentymentem i nawiązaniami do swojego dzieciństwa duet Jimmy Dean x Skarlett w pewien sposób robił też sobie jaja. A teraz, kilkanaście lat później, ich jednorazowy strzał stanowi ciekawą perełkę.

Przebojowe kawałki też się znajdą, tu na przykład Kto pierwszy. Znowu zacytuję Afrojaksa:  [płyta]  nagrywana w skrajnej depresji, chyba pomogła mi przeżyć najchujowszy okres życia, czyli ten, w którym upomina się o Ciebie rynek pracy, któremu nie masz wiele do zaoferowania, a znaczący inni oczekują natężonych przejawów odpowiedzialności, na które nie masz siły. Bo tutaj jest tak, że te tracki mają smutne tło, jakąś wybijającą się niższą, bardziej mroczną nutę. Dlatego momentami słucha się tego ciekawiej, jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało.

Nie mogłem się zdecydować, czy tytuł wziąć z Ona chce..., czy z W dupie mam lód. Ten drugi to trochę Hey, Matthew Karela Fialki i ponownie akcenty reggae. Warto zapamiętać, że wszyscy palą skuna, ja też bym palił, gdybym mógł, a skoro tak, to w naszej ojczyźnie wszyscy biorą narkotyki. Nie bez powodu Michał Hoffmann ma opinię jednego z lepszych tekściarzy u nas w kraju. Jego słowa w połączeniu z muzyką tworzą magiczną całość.

Do oryginalnej kasety zostały dodane utwory o numerach 9, 10 i 11, czyli Godzina szczerości, Wszystko jest w porządku i Bollywood. Pierwszy brzmi już totalnie jak Afro Kolektyw, drugi w zasadzie też, lecz nieco bardziej lo-fi. Ostatni to inny styl, balladowy, z gitarą Michała Szturomskiego i chórkami Kingi Miśkiewicz, jest trochę z dupy w kontekście całej kasety. Nie oznacza to, że zły (raczej niepowiązany), tym bardziej że to demo dema, wersja alpha.

A, co do nośnika, to można nabyć fizyki. Taka ciekawostka. Swoją drogą, reedycję zawdzięczamy Krzyśkowi z Trzech Szóstek, czyli to kolejna świetna rzecz z tego netlabelu. Podsumowujących numerków tym razem nie będzie.

Smoq

Komentarze

Najczęściej czytane

Kiedyś skinheadzi i punki, teraz futbolowe gangi

No dobra, piątek, pobiegane. To teraz rozejrzyjmy się po rzeczach do przesłuchania. O, no tak, przecież mamy zapowiedzianą epkę Escape Control , wydawnictwo self-titled. Sześć numerów, z których część można było poznać wcześniej na YouTubie. Tych gości z Krakowa poznałem akurat na naszym festiwalu licealnym, ale dobre i to – źródło to źródło. Pamiętam, że ich koncert był całkiem spoko, trochę zdarłem sobie gardło, gdy pełen entuzjazmu brałem udział we wspólnym śpiewaniu z publiką. A, bo ścigaliśmy się z koleżanką, kto głośniej zakrzyknie "Escape Control", to dlatego. Wygrałem. Sprawdziłem ich potem na YouTubie, zapisałem, polubiłem na fb i tak dalej. Wygląda na to, że wzajemnie się zapamiętaliśmy, bo parokrotnie widziałem lajki Jaśka Rachwalskiego na peju. No dobrze, ale ad rem. Jak wspomniałem we wstępie, epka liczy sobie sześć numerów. W tym cztery są po angielsku, dwa po polsku, a jeden z tych to zapis live session. Całość zamyka się w dwudziestu pięciu

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod

Słyszałem, że coś mruczysz, więc powiedz to reszcie sali

To już czwarta edycja, w dodatku całkiem blisko, a ja tu dopiero pierwszy raz. No nic, kiedyś trzeba zacząć. Grodzisk Mazowiecki – jak zwykle – Park Skarbków – tym razem – i muzyka na żywo – o to chodzi: Bajzel , Nagrobki , Mikołaj Trzaska oraz Lech Janerka . Przed wami krótka relacja z Festiwalu Mięty Pole .  Na początek przyznam, że wczorajsza wizyta w Grodzisku była trochę walką na zasadzie: malutka scena vs ja, niewyspany i skacowany. Ale nawet to niczego mi nie popsuło, bo przynajmniej była ładna pogoda – jeszcze nie taki upał, jak znowu dziś, ale bardzo ciepło i słonecznie. Grodzisk Mazowiecki sam w sobie trochę mnie zaskoczył, bo obok wymarłego deptaka rodem z miejscowości ożywających tylko w czasie danego sezonu znajduje się w nim sporo fajnie ogarniętych zielonych miejsc, tj. skwerów czy parków, w tym, oczywiście, Park Skarbków, w którym trochę posiedzimy. Czym jest Mięty Pole? Wyciągając fragment wywiadu FYH z Krzysztofem Rogalskim, organizatorem: Zadaniem festi