Przejdź do głównej zawartości

Miękkie piersi, twarde narkotyki


Nagle znikąd pojawia się nowa płyta Taco Hemingwaya, czyli Café Belga. Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo.

Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako Taco Hemingway. Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę.


SMOQ
Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i producenckim, jak na swój styl. Nie ma co uznawać Fifiego za boga, ale to było naprawdę spoko, na rok 2014/15 świeża rzecz. 

WOJCIECH
Otóż to. Trójkąt w czasach, gdy polscy raperzy wciąż nosili dresy i fullcapy, był niewątpliwym powiewem świeżości. Zarówno tekstowo, jak i muzycznie, bo bity Rumaka również odstawały od nieumiejętnego kserowania tego, co za oceanem było popularne pięć lat wcześniej, jakże w polskim rapie powszechnego. Niestety, z jednej strony cała gra poszła do przodu, a z drugiej Taco się spopularyzował i z każdym kolejnym albumem wyróżniał się mniej. A gdy już próbował, to efekty były bolesne (nie mam pojęcia, jak Smoczini mogłeś lubić Szprycer, serio).

SMOQ
Ale dobra, co do samej Café Belga. Pojawiła się znikąd, bez zapowiedzi. No i fajnie, to rodzi dyskusje, czemu akurat teraz (Felipe ma wers, w którym "cytuje" swój budzik, mówiący Drogi Filipie, dziś jest 13 lipca 2018), czemu taki styl, czemu znowu o Warszawie (Adieu to takie Wszystko jedno v2), o co w ogóle chodzi. Cytując za 2031:
- Haha, eee, damy radę na trzy... z trzynastym lipca jeszcze myślisz z tą, eee, z premierą, bo mam linijkę taką, żeby zrobić trzynastego lipca i tu będzie fajny smaczek
- Co mogę rzec, no, yyy, jak dla mnie to możemy atakować, yyy
- I to będzie fajne, ktoś w dniu premiery to usłyszy i będzie wiesz, o, że to dzisiaj, bum, wiesz o co chodzi, fajne, dobra to robimy to
- Ale, ty, a nie możesz zrobić dwudziestego chociaż?
Co na to pan Wojciech?

WOJCIECH
Taco przyzwyczaił nas do wypuszczania albumów bez zapowiedzi, choć wcześniej tyczyło się to raczej EPek niż LP. Mam wrażenie, że długa i głośna promocja Somy 0,5 mg wręcz nie pasowała do imidżu, jaki Fifi stworzył. Zawsze lubiłem to, że gość chciał sobie zrobić album to robił, zamiast jak Tede przez rok krzykliwie zapowiadać wydanie, które all in all będzie takie samo jak poprzednie.

Polub nasz fanpage, żeby być na bieżąco z tekstami.


SMOQ
Od tracku do tracku. Sam myślę, że album trzyma standardowy tekstowy poziom Taco, czyli classic tematyka hocki-hajs-fejm-laski-Warszawa. Kolejne obserwacje z klubów i komunikacji miejskiej, znowu eksponowanie kulturoznawstwa (siema, Reżyseria: Kubrick). Znowu, klasycznie, okazuje się, że sława to nie wszystko, a ludzie w wywiadach wyobrażają sobie nie wiadomo co. Fifi znowu jest tym true ziomkiem, który buja się na granicy światów: bycia gwiazdą i bycia randomem, próbując zachować siebie, a jednocześnie nie dać się zjeść. Ile razy to widzieliśmy? No w chuj. I co z tego? Po co to komu?

WOJCIECH
To z tego, że mniej więcej od premiery Marmuru nie odróżniam poszczególnych utworów Taco. Serio, ziewam słysząc kolejny raz, że matka Filipa pyta go, jak tam kariera, a jemu tak ciężko. Albo o głupich dziewczynkach z Instagrama. A jako że warszawski raper nie jest jakimś mistrzem flow i nawijki, to powinno mu szczególnie zależeć na tym, żeby chociaż warstwa liryczna wyróżniała kawałki. Próby obnoszenia się ze znajomością  k u l t u r y  w y ż s z e j  to dalej krindż. Choć w przeciwieństwie do Taconafide, na tym albumie akurat zdarzają się całkiem zmyślne nawiązania, pokazujące, że ta znajomość może jednak nie jest tylko powierzchowna.


SMOQ
Tym razem mamy dwóch producentów. Rumak, który już nieraz okazał się silną kartą, oraz Borucci, również obecny w niejednym wcześniejszym tracku Taco, choćby na Wosku. Powiedziałbym, że obaj się sprawdzają. Pokazali to wcześniej, powtórzyli to teraz. Słuchają nas w korporacjach oraz w podstawówkach, deklamuje Filip. I w sumie prawda - mnie bity nie zwalają z kolan, myślę, że są obmyślone na obecny skrrrr trend. Cykacze i nieco zła tonacja. Nie źle, ale dupy nie urywa. We Wszystko na niby słyszę początek Mile end Pulp, choć to może być nadinterpretacja.

WOJCIECH
Po bardzo przeciętnej produkcji albumu kolaboracyjnego z Quebo nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań. W sumie to nie miałem praktycznie żadnych. Ale pozytywnie się zaskoczyłem. Nie zgodzę się z panem Smoczixem, że biciory z Café Belga można ustawić w jednym szeregu z nieudolnym naśladowaniem amerykańskiego trapu, które masa polskich producentów uprawia. Moim zdaniem wypadają bardzo spoko i zgrywają się z ogólnym klimatem utworów. Mam też wrażenie, że nieco siłą wymagają na Filipie zmianę flow od czasu do czasu, co też jest na plus.

SMOQ
Nie no, muszę wrócić do tego pieprzonego kulturoznawstwa, myślę, że tu akurat znowu się zgodzimy i póki co to pan W. będzie miał więcej do powiedzenia. Lansowanie się na znajomość różnych nazwisk jest pretensjonalna, ile można. Mówią, że zacząłem tak, jak Stanley, ale że skończę tak, jak Patryk Vega - no, oby nie, błagam. Choć TACONAFIDE było krokiem w tę stronę, w kierunku taniego przeintelektualizowania i rzucania mądrymi słowami. Dlatego też ostatecznie wolę solowego Taco.

WOJCIECH
Przy okazji wspomnianego wyżej albumu miałem już szansę sporo na to pokurwić. Gratulacje, skończyłeś kulturoznawstwo i znasz nazwiska Akiry Kurosawy i Federico Felliniego. Strasznie frustrujące jest, gdy ktoś spłyca i wulgaryzuje twojego ulubionego reżysera, żeby nieco przyszpanować przed bywalczyniami ulicy Mazowieckiej. Szczególnie, gdy w pozostałej części utworu nawiązanie nie jest wcale rozwinięte, a za to przeciwstawiony mu zostaje rażący normizm i teksty o chęci wyruchania laski z tindera. Niemniej, tutaj takie kwiatki zdarzają się znacznie rzadziej. A jak już wyżej wspomniałem, na Café Belga trafią się w miarę świadome i nierażące odwołania.



SMOQ
Mimo wszystko jednak widzę tu naprawdę zajebiste przebłyski. Jedynym problemem, jaki tak serio widzę, to próby podśpiewywania w wyższej tonacji. Pls don't. Gdyby nie to, track tytułowy uznałbym za totalnie świetny (dzięki temu beznadziejnemu fragmentowi mamy tytuł posta, znowu siema), bo sam refren na autotunie mi nie przeszkadza. ZTM siada, bo to podjęcie Następnej stacji z drugiej strony. 2031 to fajna abstrakcja, lubię ten track na podobnej zasadzie, co 2040 PRO8L3Mu. Abonent jest czasowo niedostępny podoba mi się ze względu na przełamanie, no i nie mogę nie myśleć o numerze Tedego z Notesu z 2004 roku. Motorola jest takim "kurwa, kiedyś to było", ale mi bangla. Modigliani ssie, ale bawi mnie wersem z insajddżołkowymi dla nas słowami więc tańczę, co nie, Wojtas?

WOJCIECH
Ostatni wspomniany track bardzo mnie boli. Czy naprawdę zbliżając się do trzydziestki dalej musisz się kolegom chwalić, że uprawiasz seks? I ów autobiograficzny smaczek tego nie ratuje. Soruwa Smoczuwa. 
Ale owszem, chyba pierwszy raz od Marmuru trafiają się utwory, które jakkolwiek mnie zajarały, a nie znudziły i wywołały najwyżej wzruszenie ramionami. Zgodzę się odnośnie 2031, Taco naprawdę zmyślnie i dowcipnie komentuje współczesność przez pryzmat przyszłości. 
Gdy zobaczyłem tytuł Reżyseria: Kubrick, w mojej głowie od razu zaświeciła się czerwona lampka. Spodziewałem się festiwalu pseudointeligencji i pozerstwa. Ale choć nie poraża głębia nawiązań do twórczości amerykańskiego reżysera, to są one znośne. A muzycznie jest bardzo przyjemny. Taco całkiem ładnie tu poleciał i w końcu próbuje bawić się nawijką, a energiczny bit przyprawia o banana na mordzie. Taki miły poprap. 
No i chyba mój fav z albumu, czyli Wszystko na niby. Może druga zwrotka, gdzie Filip zwraca się do krytyków Somy i komercjalizacji jego twórczości, kuleje pod kątem rytmu i nawijki. Ale sama treść jest bardzo konkretna. W niecałych czterech minutach dwudziestu sekundach Taco zawiera zaskakująco dużo trafnych i krytycznych komentarzy odnośnie do społeczeństwa, światka showbiznesu i mediów. Wspomniana druga zwrotka też nieźle odpiera krytykę pod adresem artysty. I wszystko to przedstawione przy użyciu masy zmyślnych porównań i gier słów. Chapeau bas, Philippe, utwór Taco Hemingwaya od dawna nie wzbudził we mnie tak pozytywnych emocji.

SMOQ
Powraca też kwestia powtarzalności. Fiji to totalnie Głupi byt i beatem nawet trochę 35 ze Szprycera, a Adieu można nazwać próbą kolejnego Wszystko jedno. Trudno mi powiedzieć, żeby Fifiemu kończyły się koncepcje, ale to podobieństwo mnie zastanawia.

WOJCIECH
O Adieu niżej, natomiast pozostałe wspomniane utwory, których nie skomentowałem, niech posłużą za wyjaśnienie, czemu wypowiadam się w takich superlatywach o niektórych trackach, skoro Café Belga niby mi się nie podoba. Właśnie o nie chodzi. Przesłuchałem album dwa razy i dalej nie pamiętam o czym jest Fiji. Poza przebłyskami jest raczej pochmurno i nudno jak zwykle. Czasami też męcząco (Modigliani). I zarówno pod względem muzycznym i lirycznym bardzo często łapało mnie déjà vu (w sumie w przypadku muzyki chyba bardziej déjà entendu).


SMOQ
Dalej o Adieu. Mi siada, nawet jako ten rip off z Trójkąta. Wtedy mnie kupiło, więc teraz też, zwłaszcza, że Filip poczynił pewne postępy w ciągu tych trzech lat, cokolwiek intensywnych. No i nie jest to kontynuacja o Piotrku, figurze retorycznej z polskojęzycznego debiutu. W zasadzie pierwsza zwrotka wygląda, jakby miała się z tym cieniem rozprawić. Ostatecznie ciągle są "true" fani, którzy uważają, że Taco skończył się na Kill 'em all, więc właśnie dlatego on mówi adieu

WOJCIECH
Miło zrobić taki sentymentalny powrót do wczesnego 2015 i nawijki o imprezowym światku stolicy, a nie bolączkach kariery. No i bicior serio porządny. Może Adieu nie jest jakieś rewelacyjne, ale to pierwszy utwór z tego wydania, jaki usłyszałem i za jego sprawą zdecydowałem się w ogóle sprawdzić ten album, zamiast go olać.


SMOQ
I jeszcze ostatnia kwestia. Ostatni numer, czyli 4 AM in Girona. Z dupy, po angielsku, choć z nawiązaniem do Zimnej wojny Pawlikowskiego. W jednym z komentarzy pod trackiem na YT przeczytałem, że to daje dobry feeling na koniec, taki oddech pomiędzy jednym odsłuchaniem a drugim. Nie jestem przekonany, jak zresztą wcześniej do Young Hems. Co Ty na to?

WOJCIECH
Zacytowałbym pewnego uszatego rzecznika rządu PRL. 4 AM nie jest szczególnie słabym utworem, ale skoro nie przekonuje mnie nowy Taco po polsku i wobec polskiej konkurencji, to wobec konkurencji światowej tym bardziej. Nie kłuje w uszy, więc skoro chłopak chce sobie rapować po angielsku to bardzo proszę.


SMOQ
No i to by było na tyle. Jak na moje album wchodzi, choć nie jest to szczyt artyzmu czy liryki. Myślę jednak, że solowy Taco trzyma poziom i z przyjemnością go sobie zapętlam. Mógłby tylko ominąć to beznadziejne wznoszenie się głosem na wysokie nuty, bo tego się nie da słuchać niezmiennie od końcówki Karimaty ze Szprycera - młody Fifi, młody Richie Rich - serio, kurwa, ratunku.

WOJCIECH
Zgodzę się co do wysokich. Ja raczej nie zapętlę. Choć po raz pierwszy od dłuższego czasu zastanawiam się, czy chodzi - jak wcześniej - o jakość albumu (a raczej jej brak), czy może po prostu o fakt, że polski rap mi się znudził. Z ciekawości, czy to ja się zestarzałem i powrót do Trójkąta może też będzie bolesny, przesłuchałem ponownie debiutanckie EP. Ale nie, dalej bardzo lubię to wydanie. Stąd dochodzimy do smutnej konkluzji. Szczerze powiedziawszy, Café Belga była dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Bynajmniej nie dlatego, że jest to jakiś wyjątkowo dobry album. Wyłącznie dlatego, że spodziewałem się serii plasków w czoło wobec tekstów i średniego poziomu muzycznego, a okazał się w miarę okej. Wciąż jednak liczę, że Taco wróci do poziomu, na którym fakt, iż jego kolejny album jest słuchalny i mnie nie usypia, nie będzie stanowił zaskoczenia. 

Wojciech & Smoq
Smoq & Wojciech

Komentarze

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane

Kiedyś skinheadzi i punki, teraz futbolowe gangi

No dobra, piątek, pobiegane. To teraz rozejrzyjmy się po rzeczach do przesłuchania. O, no tak, przecież mamy zapowiedzianą epkę Escape Control , wydawnictwo self-titled. Sześć numerów, z których część można było poznać wcześniej na YouTubie. Tych gości z Krakowa poznałem akurat na naszym festiwalu licealnym, ale dobre i to – źródło to źródło. Pamiętam, że ich koncert był całkiem spoko, trochę zdarłem sobie gardło, gdy pełen entuzjazmu brałem udział we wspólnym śpiewaniu z publiką. A, bo ścigaliśmy się z koleżanką, kto głośniej zakrzyknie "Escape Control", to dlatego. Wygrałem. Sprawdziłem ich potem na YouTubie, zapisałem, polubiłem na fb i tak dalej. Wygląda na to, że wzajemnie się zapamiętaliśmy, bo parokrotnie widziałem lajki Jaśka Rachwalskiego na peju. No dobrze, ale ad rem. Jak wspomniałem we wstępie, epka liczy sobie sześć numerów. W tym cztery są po angielsku, dwa po polsku, a jeden z tych to zapis live session. Całość zamyka się w dwudziestu pięciu

Słyszałem, że coś mruczysz, więc powiedz to reszcie sali

To już czwarta edycja, w dodatku całkiem blisko, a ja tu dopiero pierwszy raz. No nic, kiedyś trzeba zacząć. Grodzisk Mazowiecki – jak zwykle – Park Skarbków – tym razem – i muzyka na żywo – o to chodzi: Bajzel , Nagrobki , Mikołaj Trzaska oraz Lech Janerka . Przed wami krótka relacja z Festiwalu Mięty Pole .  Na początek przyznam, że wczorajsza wizyta w Grodzisku była trochę walką na zasadzie: malutka scena vs ja, niewyspany i skacowany. Ale nawet to niczego mi nie popsuło, bo przynajmniej była ładna pogoda – jeszcze nie taki upał, jak znowu dziś, ale bardzo ciepło i słonecznie. Grodzisk Mazowiecki sam w sobie trochę mnie zaskoczył, bo obok wymarłego deptaka rodem z miejscowości ożywających tylko w czasie danego sezonu znajduje się w nim sporo fajnie ogarniętych zielonych miejsc, tj. skwerów czy parków, w tym, oczywiście, Park Skarbków, w którym trochę posiedzimy. Czym jest Mięty Pole? Wyciągając fragment wywiadu FYH z Krzysztofem Rogalskim, organizatorem: Zadaniem festi