Przejdź do głównej zawartości

Zaproszenie do snu


Kolejnym debiutem, o którym przyszło mi pisać, jest Invitation zespołu Filthy Friends ze stajni Kill Rock Stars. Co prawda, nikt ze składu nie jest laikiem. Podążając za stroną wytwórni: wokalistka Corin Tucker, pełni tę samą funkcję w riotgrrrlowym Sleater-Kinney, gitarzysta Kurt Bloch przez lata grał w The Fastbacks, perkusista Bill Rieffin należy do King Crimson, a razem z basistą Scottem McCaughey'em oraz drugim gitarzystą Peterem Buckiem był w składzie R.E.M. Można zatem mówić o supergrupie. 


Jak nietrudno się domyślić, doświadczenie muzyków słychać aż nadto. Mamy tu dużo melodyjnego alt rocka przemieszanego z punkowym pazurem. Album otwiera Despierta, znana wcześniej z anty-Trumpowej akcji 30 Days, 30 Songs. Dość leniwej gitarze towarzyszy umiarkowanie szybki podkład perkusyjny pozbawiony ostrzejszych wejść, choć już w trzeciej minucie czeka nas solówka. Windmill zwalnia odrobinę tempo swoim oszczędnym akompaniamentem, rozwijającym się jedynie nieco w czasie refrenu. O Faded Afternoon trudno powiedzieć coś więcej, bo - choć w odrobine innej konwencji - dużo się nie różni. Wreszcie Any Kind of Crowd wprowadza trochę życia, choć brzmi jak sztampowy pop punk - szczerze mówiąc, naprawdę nic specjalnego. Second Life to miła dla ucha ballada z klawiszowym akcentem, ten utwór mogę akurat polecić, bo odróżnia się od reszty.

Singiel Any Kind of Crowd/Editions of You - ten drugi wypada zdecydowanie lepiej.


Przy The Arrival wracamy do wcześniejszych klimatów, to takie połączenie pierwszego i czwartego tracku, gdzie warta uwagi jest w zasadzie tylko wyraźna linia basu. Come Back Shelley brzmi jak coś, co mogłoby być w soundtracku filmu w momencie tworzenia projektu lub podróży. No Forgotten Son to wreszcie druga pozycja z Invitation, która zwróciła moją uwagę. Nieco ponad trzy minuty bliższe punkowym korzeniom z The Fastbacks i Sleater-Kinney są energetyczne, rozbudzają po dotychczasowych dwóch trzecich płyty. Ale nie ma się czego bać - już przy następnym Brother można na spokojnie iść spać, a przynajmniej w jego pierwszej części, bo w okolicach minuty trzydzieści decybeli robi się więcej. Niemniej dopiero na ostatnie czterdzieści sekund przestaje być nudno. Ale jedno trzeba oddać - Brother jest zdecydowanie pomysłowym kawałkiem, a już na pewno w porównaniu do You and Your King, czyli jednego z wielu numerów, które nie wyróżniają się absolutnie żadnym elementem. 



Przedostatni Makers znowu próbuje obudzić słuchacza, za tę naiwność należy się poklask na wzór sceny z Jokerem na komisariacie w Mrocznym Rycerzu Nolana - bo naprawdę, kuźwa, już za późno. I dziękuję za to, że zamykające krążek tytułowe Invitation nie pozwala o tym zapomnieć (jakby się dało), bo podczas słuchania na myśl przychodzi mi tylko słynne z Toy Story You've got a friend in me

Ech, nareszcie dotarliśmy do końca. Trudno uwierzyć, że niespełna czterdzieści minut muzyki może człowieka tak zmęczyć i wynudzić, jeśli zajęte jest przez muzykę z lubianego przez słuchacza nurtu i wyszło z Kill Rock Stars, czyli labelu odpowiedzialnego choćby za The Raincoats, Bikini Kill, Julie Ruin i Slima Moona oraz legendarny mixtape z Some Velvet Sidewalk, Melvins i Fitz of Depression. Naprawdę, aż przykro, bo spodziewałem się czegoś dużo lepszego. A Invitation dobrze słucha się tylko w tle, bez skupiania się na pojedynczych utworach - chyba, że ktoś jest fanem zespołów typu AC/DC, niezmieniających stylu od stu lat, wtedy może to przypaść do gustu. I albumu nie ratują Second Life, No Forgotten Son, Brother ani Makers. Niby to aż jedna trzecia płyty, ale wyróżniają się na niej tylko dlatego, że mają jakiekolwiek inne od reszty elementy. 

Podsumowując - nuda. Te pojedyncze kawałki można wybrać, ale generalnie szkoda tracić czas. Instrumental i wokal są strasznie monotonne, teksty jak teksty, produkcja w porządku, bez rewelacji. I tyle.

  • Muzyka: 5/10
  • Wokal: 5/10
  • Teksty: 6/10
  • Produkcja: 7/10
  • Total: ~5,8/10
Smoq


Komentarze

Najczęściej czytane

Miękkie piersi, twarde narkotyki

Nagle znikąd pojawia się nowa płyta  Taco Hemingwaya , czyli Café Belga . Tym razem nasze zdania były podzielone, więc tekst będzie w formie dialogu, rozmowy, a nie zwykłej recenzji. I to tak samo niespodziewane, jak i samo wydawnictwo. Dwaj piękni i młodzi mężczyźni z Warszawy postanowili odsłuchać nowego Filipa Szcześniaka, znanego raczej jako  Taco Hemingway . Jednemu siadło, drugiemu niezbyt. I teraz rodzi się pytanie - jak o tym napisać, gdy obaj mają swój udział na Odbiorze? Odpowiedź jest dość prosta. Można wejść w polemikę. Można było też upublicznić dwa niezależne od siebie teksty, lecz po bardzo długiej (jakaś minuta) naradzie postanowiliśmy pójść raczej w tę stronę. SMOQ Zacznijmy od tego, że obaj sądzimy, że TACONAFIDE to szajs. Po prostu nijak nie wchodzi, no i na to nie ma rady. Jakkolwiek mi Szprycer czy Wosk  weszły, za to Marmur czy wychwalana Umowa o dzieło już niezbyt. Co do Trójkąta warszawskiego raczej się zgadzamy, że był sztosem lirycznym i prod

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Słyszałem, że coś mruczysz, więc powiedz to reszcie sali

To już czwarta edycja, w dodatku całkiem blisko, a ja tu dopiero pierwszy raz. No nic, kiedyś trzeba zacząć. Grodzisk Mazowiecki – jak zwykle – Park Skarbków – tym razem – i muzyka na żywo – o to chodzi: Bajzel , Nagrobki , Mikołaj Trzaska oraz Lech Janerka . Przed wami krótka relacja z Festiwalu Mięty Pole .  Na początek przyznam, że wczorajsza wizyta w Grodzisku była trochę walką na zasadzie: malutka scena vs ja, niewyspany i skacowany. Ale nawet to niczego mi nie popsuło, bo przynajmniej była ładna pogoda – jeszcze nie taki upał, jak znowu dziś, ale bardzo ciepło i słonecznie. Grodzisk Mazowiecki sam w sobie trochę mnie zaskoczył, bo obok wymarłego deptaka rodem z miejscowości ożywających tylko w czasie danego sezonu znajduje się w nim sporo fajnie ogarniętych zielonych miejsc, tj. skwerów czy parków, w tym, oczywiście, Park Skarbków, w którym trochę posiedzimy. Czym jest Mięty Pole? Wyciągając fragment wywiadu FYH z Krzysztofem Rogalskim, organizatorem: Zadaniem festi