Przejdź do głównej zawartości

Pięknie nasycony obrazek



Nieco ponad dwa miesiące po sprowadzeniu szczęk sceny hip-hopowej do parteru albumem Saturation, nazywająca się ,,pierwszym boysbandem internetu" grupa Brockhampton dostarcza nam kolejną godzinę świeżego materiału. Czy Saturation II udało się utrzymać niezwykle wysoki poziom jedynki?

Pierwsze "Nasycenie" było w moich oczach jedną z lepszych rzeczy, jakie spotkały rap w tej dekadzie. Puszczałem z niego losowy kawałek i za każdym razem byłem oczarowany. Wszystko na tym albumie komponowało się idealnie: bity, charyzma i flow muzyków, struktura albumu jako całości. Każdy promujący go singiel był rewelacyjny, a na pełnym produkcie dostaliśmy jeszcze więcej tego świetnego samego. Myślę, że spokojnie mogę powiedzieć, iż na Saturation nie było złych utworów. Wieńczył to wszystko świetny wizerunek tej grupy kumpli, która powstała dzięki forum dla fanów Kanye'go Westa, szydzący, na wzór Odd Future, z wizji sielanki amerykańskiej nowobogackiej klasy średniej, szczególnie widoczny w świetnej serii, nagranych niskim kosztem na jednym, przedmiejskim osiedlu, teledysków, towarzyszących singlom (przykład poniżej).



Biorąc pod uwagę, że Saturation II ukazało się tak szybko oraz że już teraz muzycy zapowiedzieli ukazanie się przed 2018 rokiem trzeciej, wieńczącej trylogię, części (z której już zaczęły pojawiać się promujące ją single), można było się obawiać, czy Kevinowi Abstract i spółce uda się utrzymać poziom muzyczny i wciąż zaskakiwać nas świeżością przy takiej ilości materiału. Przesłuchawszy nowe wydanie zespołu, gotów jestem jednak zapewnić, że możemy spać spokojnie. Brockhampton ponownie bowiem robi to samo, a jednocześnie wciąż intryguje czymś nowym i nie nudzi.

Dużą rolę odgrywa układ utworów na albumie, zresztą bardzo podobny do tego z pierwszego Saturation. Witają nas najmocniejsze i najagresywniejsze kawałki, niekiedy zahaczające o hardcore i punk rap, jakiego spodziewalibyśmy się po Run the Jewels, starym Tylerze czy nawet Death Grips, przepełnione niesamowitą energią zespołu i dosłownie podrywające nas na nogi. Potem, przechodząc przez, przypominające stare Odd Future, alternatywno hip hopowe klimaty, śpiewane, smutniejsze utwory jakby żywcem wyjęte z 808s & Heartbreak Kanye'go Westa, pastisz ze współczesnego popu i rapu, docieramy do ostatnich utworów, które już niekiedy mniej mają wspólnego z rapem, a więcej z soulem czy r&b, bądź też parodiują twórczość boysbandów lat dziewięćdziesiątych. Taki przestrzał skutecznie chroni nas przed nudzeniem się, a też czyni cały twór bardzo uniwersalnym.  I wszystko to wykonane jest przez tych samych ludzi, na niezwykle wysokim poziomie. Tam gdzie ma być ostro, jest ostro. Jak utwór ma w założeniu bujać, buja. Jeśli ma być zabawnie, jest zabawnie. Gdy ma być pięknie, jest przepięknie. 



Jako że niemal każdy z piętnastu członków "boysbandu" ma wiele do powiedzenia i coś oryginalnego w swoim stylu, brakuje miejsca i czasu, by opisywać każdego z nich. Teksty, szczególnie na tle znakomitej większości dzisiejszego głównego nurtu, to czysta jakość. Choć jeśli wymaga tego konwencja przyjmują też rozrzewnienie godne Back Street Boyz czy bezrefleksyjną braggę gwiazd trapu. Tam jednak, gdzie muzycy mówią szczerze, mówią dobitnie. W utworze Fight bezpośrednio czujemy gniew i frustrację młodych, czarnych ludzi, którzy wciąż muszą mierzyć się z rasizmem w Ameryce. Kevin Abstract w wielu miejscach, a szczególnie w Junky, mówi głośno o swoim homoseksualizmie, problemach za nim idących oraz sytuacji gejów w hip-hopowej kulturze i ogólnie w Stanach Zjednoczonych. Czy to jako komentatorzy polityki, czy popkultury, Brockhampton zawsze komentują ostro i błyskotliwie, wykraczając poza ramy, w których tkwi większość raperów podejmujących te tematy.


Saturation II jest nieco bardziej jednolite od swojego poprzednika, jednak wciąż nad wyraz różnorodne na tle innych wydań. Zresztą akurat dla mnie to niekoniecznie wada, gdyż dzięki temu mamy tu więcej hip-hopu, a mniej romansu z popem, niż na jedynce. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to to, że w sumie jestem już syty. Prawdopodobnie jeszcze długo będę katował oba albumy, ale nie wiem, czy potrzebuję natychmiastowo dostać kolejne tyle. Napewno nie będę narzekać na Saturation III, jednak też go niezwykle nie wyczekuję. Bo, nie wiem, czy jest to zarzut, czy też nie, słuchając Brockhampton traktujemy utwory wybitne jako standard, coś przeciętnego. I jeśli zostaniemy teraz nimi zalani, ciężko ocenić, czy będziemy w stanie docenić kolejne. Póki co jednak, Brockhampton to jeden z najciekawszych i najlepszych spośród nowych, młodych składów. A Saturation II to album, który trafi chyba do praktycznie każdego entuzjasty rapu. Nawet jeśli nie w całości, to napewno przez chociaż kilka utworów. Me llamo Adalberto y creo que Saturación II es de puta madre.

w :~)

Komentarze

Najczęściej czytane

Nie zobaczę przyjaciół przez następny rok

Nie regulujcie odbiorników, to prawdziwy Piernikowski . Tym razem ponownie solowo, z albumem The best of moje getto , zapowiadanym już od dłuższego czasu. Czy przebił No Fun sprzed dwóch lat? A może jest gorszy i u Roberta słychać zmęczenie stylem? O tym można się przekonać poniżej. Siedzę w sklepie, wspominam stare czasy. Za chwilę zamykam, a tu wchodzą jakieś dwa białasy. Jeden wyższy, drugi trochę niższy. Bluzy, kaptury – białasy bez kasy. A nie, to nie tym razem, teraz jednak Piernik solo. Przyznam jednak już na początku, że The best of moje getto najbardziej urozmaicają goście, a nie sam gospodarz. Myślę, że trudno wyjść ponad poezję chodnikową w jednym i konkretnym stylu, odgrzewanym co parę miesięcy w ramach Synów albo solowego formatu. I tak oto bardzo pozytywnie otwieram tekst. Zacznijmy od tego, że kocham singiel  Dobre duchy . Nie jestem przekonany, czy to kwestia samego Piernikowskiego, bo on robi tu co najwyżej dobry grunt pod Kachę Kowalczyk. Nie...

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...