Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #25

 

Ha, tym razem dotrzymałem słowa i dowiozłem podsumowanie na czas. Co w środku? Wyjątkowo dużo letniaczków opisywanych z deszczowej Warszawy, zaskakująco fajna elektronika, przeszczepianie post-punku, wielki powrót i gołe klaty.

Dwudziesty piąty odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 25.07 do 31.07.2022.



Uwaga, mocny start, czyli Voivod z boksem Forgotten In Space. A raczej z okładką do tegoż, która bardzo głośno na mnie krzyczy i domaga się zainteresowania, a ja zastanawiam się, czy mogę tę muzykę odpalić w tle zamiast muzyki z Quake'a. Po chwili jednak przypominam sobie, że tam oryginalnie komponował Trent Reznor i odsuwam od siebie tę niedorzeczną myśl. Ale jeśli chcecie, to bawcie się dobrze: utwór tytułowy (YouTube). Wiem, każda rzecz ma swój czas, ale Voivod wyjątkowo mocno zalatuje mi noszeniem niewypranej katany, więc dziękuję, postoję, wolę kontemplować okładkę.


Bałtyk zaprezentował najnowszy singiel z nadchodzącego albumu Grapefruit. Płyta jako taka ukaże się pod koniec września, a przynajmniej tak twierdzi Bandcamp, i z dotychczasowych kawałków Sincerly Yours, jest najbardziej bałtykowe - wraca jego znany, melancholijny songwriting na nieprzesadnie dynamicznym podkładzie. Natomiast: czy nie jest to coś, co kochamy? Mamy już dwa dowody na to, że Bałtyk poszedł muzycznie do przodu, więc jedna piosenka nie szkodzi, a poza tym - po przerwie nie czuję przesytu, który towarzyszył mi przy premierze Self-Help pt. 2


Samuel Baron niewątpliwie jest artystą, który od paru lat znajduje się na obrzeżach moich kręgów muzycznych. Pierwszy raz trafiłem na niego, zdaje się, na Trzech Szóstkach, gdy pojawił się singiel Pay The Piper. Od tamtej pory Samuel zdążył wydać płytę i parę kawałków oraz nagrać sesję na ARS CAMERALIS. A teraz wrócił z epką The Lozenets Prototype nagraną wspólnie ze swoją partnerką, Agnes Baron, oraz Mateuszem Węgrzykiem. Wrzucam to wydawnictwo po Bałtyku, bo chyba właśnie ten moment jest najlepszy na słuchanie spontanicznych songwriterskich nagrań wykonanych, jeśli się nie mylę, na setkę. 


Poznańskie Izzy and The Black Trees powraca z kolejnym singlem. Nie tak dawno wspominałem o poprzednim, Liberate, i podtrzymuję swoje skojarzenia z bieżącą sceną wyspiarską. Tym razem słyszę echa Fontaines D.C., choć dałoby się tu doszukać również bardziej klasycznych postpunkowo-nowofalowych wzorców (Patti Smith, Blondie). Nie zrozumcie mnie źle: skojarzenia skojarzeniami, mimo wszystko nie mam poczucia, że słucham epigona czy kalki, wręcz przeciwnie – cieszę się, że brexticorowe nastroje mogą być inspiracją dla rodzimych grup, choć liczę, że my polexitu unikniemy.


Wygląda na to, że miesiąc temu ominęła mnie nowa piosenka od duetu Król Słońce. Czy ten letniaczek jest zaskakującą pozycją? No nie jest, z tego znamy ten zespół. Ciepłe brzmienie, melodia do zapuszczania wąsów, noszenia bokobrodów i ubierania się w koszule w kwiaty, ale jednocześnie nieprzesadne korzystanie z falsetu, na który mam alergię. Miłe.


Czy notka na temat kawałka projektu Egipcjanie będzie się różnić od powyższej? Trochę tak, bo tu jednak jest więcej powerpopowej energii. Mało agresywny przester, nieprzetestosteronowana solówka, jednoosobowy zespół i wizualne wsparcie od zespołu pies w teledysku. Przy okazji - za nieco ponad tydzień faktycznie usłyszymy się i z nimi, gdy ukaże się piosenka po co / po nic, również z udziałem Jędrzeja Szymanowskiego, czyli osoby odpowiedzialnej za Egipcjan. I tu pierwszy raz pojawia się Niebieski Label.

 

W tym miejscu natomiast Niebieski Label pojawia się po raz drugi za sprawą Drowsy Fawna. Przyznaję, że ścieżki Huberta po wypuszczeniu Vitrified Memories są dla mnie niezbadane, bo o ile gość ma w głowie milion świetnych psychodelicznych melodii, tak większość z nich zostaje przykryta zapętleniami, delayami i co najwyżej średnią produkcją, przez którą natłok ścieżek przechodzi w hałas. Wiadomo, że nie każdy musi dążyć do bycia autorem certyfikowanego hitu na lato, ale w tym przypadku komuś przydałaby się współpraca z Michałem Kupiczem. 


To teraz Seszele. Franio Mucha i singiel numer trzy, czyli Stokrotka, również przenosi nas w nostalgiczne rejony - i niech ktoś mi jeszcze raz powie, że w niezalu to tylko experimental, wycie albo darcie mordy. Przyznaję natomiast, że nie jestem fanem zabiegu powtarzania w kółko paru słów, nawet jeśli w tym przypadku jest to autoironiczne. Mimo tego jest to zgrabna piosenka, a Frania Muchę należy śledzić. Na ten moment czekamy na album Bakelit.


Tylko letniaczki i letniaczki, to teraz może więcej klubowych brzmień. Tym razem Dominika Plonka weszła we współpracę z dwoma producentami, Miroffem i Wują HZG, z których lepiej jestem zaznajomiony z tym drugim, na co dzień współtworzącym EABS, Błoto i Kroki. Nie jestem w stanie dokładnie określić, czemu z młodych artystek Dominika ma u mnie fory w porównaniu do Julii Pośnik i tym podobnych, ale tak jest, dlatego polecam pobujać się do NA JAW.


O, a skoro potańcówa, to podrzucam Wam set mojego kolegi Tymka aka SUDO, który otworzył tegoroczną, powracającą po latach Paradę Wolności w Łodzi. Wydarzenie jest historyczne, a ja jestem dumny, że gość tam zagrał - i że zrobił to dobrze. A jeśli chcecie posłuchać trochę o DJ-ingu, to kilka miesięcy temu spotkaliśmy się w studiu Czwórki i o tym porozmawialiśmy - link znajdziecie tutaj (Polskie Radio).


Trzeci singiel sibuku nadaje się na piątkową potańcówkę, tym razem w przystępny sposób opowiadając o pasji do gotowania. Wbrew pozorom - wszystko dobrze się kończy. Ponoć podczas kręcenia klipu nie ucierpiała żadna nadająca się do spożycia porzeczka ani nie zmarnowała czekolada. Z ciekawostek: dosłownie w ten weekend sibuku zadebiutowali występem na żywo na pszczyńskim festiwalu Śląskie Miraże.


Tego nikt się nie spodziewał, ale tak, Beyoncé na Odbiorze. Zawsze byłem do niej raczej zdystansowany, bo nie lubię wokaliz i wodotrysków, ale słychać, że przy tworzeniu Renaissance Knowles odrobiła lekcję ze współczesnego popu w rodzaju artystek takich jak ROSALÍA czy Charlie XCX. I wiem, powiecie mi pewnie, że to było w drugą stronę, że najpierw była Beé i to raczej wyszło od niej, ale nie jest tak łatwo - od Lemonade minęło sześć lat, muzyka poszła do przodu, i tak samo zrobił styl artystki. Tak naprawdę mamy tu banger za bangerem.



Uwaga! Sensacja! Rewelacja! Po dwóch latach przerwy powraca Flaner Klespoza, ponownie na łamach Nagrań Somnambulicznych, tym razem z albumem o nazwie Dźwięki wytrawne. Czego możemy się spodziewać? Póki co oficjalnie pozostaje to pewną tajemnicą, notka prasowa mówi o "różnorodnych utworach, jak ludzie, bez żadnego skrępowania toczących ze sobą dialog" oraz, co raczej niekoniecznie zaskakujące, o przetworzeniu dźwięku przez taśmę (via fanpej Nagrań). Płytę zapowiada zalinkowana wyżej Opowieść o Wodzu Sokolej Taśmie. Pozostałe dziesięć kawałków ukaże się 15 sierpnia, czyli poniedziałek za dwa tygodnie. Poprzednim razem poprzeczka została zawieszona wysoko, więc nie mogę się doczekać.


Niedawno odezwał się do mnie Łukasz, który tworzy jako Tulip Trenches. I dobrze zrobił, bo inaczej jego najnowszy album by mi umknął. 5 Summers wyłamuje się odrobinę z podrzuconych wyżej miłych kawałków, choć i tutaj znajdzie się jeden ładny numer, jak cloudrapowe Rain22, a niektóre, jak China Blue czy Gh0stdeer, niosą ze sobą jasne, dające nadzieję brzmienie. Mimo tego spora część reszty podejdzie raczej fanom eksperymentalnego ambientu w rodzaju Musick to Play in the Dark, a to za sprawą postindustrialowych wpływów. Szczerze mówiąc - w pierwszej chwili nie myślałem, że tak bardzo mi się to spodoba, a jednak.


W poniedziałek wpadłem do Chmur, żeby zobaczyć koncert organizowany przez kochaną Unicorn. Tym razem mowa o wieczorze typu gitary, krzyki i łzy, bo zdominowanym przez emo w trzech inkarnacjach. To nie pierwszy raz, gdy widziałem second nature, choć poprzedni zdarzył się sto lat temu jeszcze w CH25 i od tamtej pory nie przybyło specjalnie dużo materiału, może ze trzy piosenki, dołączył za to basista Maciek, którego znamy ze świetnego starlamydear, które niedawno powróciło do grania.

we watch clouds zbiera siły przed wydaniem płyty, która będzie pewnie jeszcze w tym roku w Peletonie, skoro mamy już singiel, natomiast sama data póki co pozostaje tajemnicą. Tu niezmiennie jestem pod wrażeniem wokalu Artura Tomczyńskiego, który jest w stanie przekrzyczeć nagłośnienie. Oraz: tego dobrze się słucha, nie w ramach gruzu w słuchawkach, tylko po prostu od strony harmonii. 

Na koniec: goście zza południowej zagranicy, czyli słowackie Shallov, które... tak naprawdę ciężko opisać, bo nie jest to "emo typu emo", tylko muzyka pogranicza, tak zwana postna: post-rockowa, post-punkowa, post-metalowa i post-hardcore'owa. Z tej mieszanki mogło powstać albo coś bardzo nijakiego, bo skoro coś jest wszystkim, to jest niczym, albo jednak świetnego. W tym przypadku zdecydowanie mamy do czynienia z drugą opcją. 


W ten czwartek nad Wisłą w ramach Lado w Mieście grali: Swayzee, czyli brokat, glam, gołe klaty i mocny performance, oraz xDZVØNx, czyli znane mi z ubiegłorocznego Soundrive Festiwalu gusła, techno i stroby. Co można powiedzieć o pierwszym z koncertów? Dużo charyzmy, a do tego show dla fanów Bon Jovi, czyli rocka z pazurem, wraz z rzucaniem się w publiczność i tarzaniem po ziemi. Lubicie ten typ? To następnym razem wpadnijcie. A jeśli chodzi o wrocławian - potężna dawka przesteru i faktycznie wykopanie w inną rzeczywistość. Ten koncert odbył się na Barce, a nie na scenie na Bulwarach, czyli jednak w pewnej ograniczonej przestrzeni. I czy była to dobra decyzja? Ciężko stwierdzić, ja jestem ciekaw, jak by to wypadło na górze, ale może to i lepiej dla takiego show.

A już w tym tygodniu: ||ALA|MEDA|| • Róża │ Lado w Mieście 2022 vol.5, czyli autorskie world music i piosenki nie do końca popowe. 


To skoro mowa o Lado w Mieście, to od razu podrzucam czwórkowy podcast z cyklu Muzyczny GPS, w którym porozmawiałem z Anią Chojnacką o tym wydarzeniu - skąd się wzięło, jakie wartości reprezentuje, czego możemy się spodziewać i czym wobec LwM jest Lado na Wsi. Krótka rozmowa, około piętnastu minut.



W tym tygodniu gościem audycji Pasjonauci był Rafał Sowiński, admin fanpejdża niskie teorie, czyli jednego z moich ulubionych spośród stron prowadzonych przez osoby z jednej strony zainteresowane akademią, a z drugiej starające się jednak przybliżać swoją wiedzę i zainteresowania innym w przystępny sposób. W sobotę rano porozmawialiśmy o mapach: jak ustawiają nam percepcję, czy każde z nas może takową stworzyć, a także jak działają mapy fantastyczne. Posłuchać można tutaj: Pasjonauci 2022/07/30 (Polskie Radio).



W tym tygodniu miałem też okazję zastąpić Jacka Kruczka w jego audycji Wolę starsze, wolę młodsze - nie pytajcie mnie o tę nazwę - i zagrać tam trochę niezalu, między innymi Foghorna, Love Glove i Szklane Oczy. Link tutaj: Wolę starsze, wolę młodsze 2022/07/26 (Polskie Radio).


Do zobaczenia za tydzień. Albo raczej za dwa, bo za tydzień w niedzielę będzie OFF. Natomiast, jeśli zdrowie dopisze, jeszcze w ciągu najbliższych kilku dni widzimy się na szeregu koncertów, praktycznie dzień po dniu. 

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...