Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #24

  

Uhhh, znowu wyszedł cykl dwutygodniowy. I tak to chyba będzie wyglądać w sytuacjach, gdy mam zajęte weekendy. Tym razem wpadłem na festiwal WROsound, o którym niżej, ale będzie też parę słów o nowych niezalowych singlach, zagranicznych zresztą też, oraz o paru radiowych wywiadach.

Dwudziesty czwarty odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 11.07 do 24.07.2022.



Na początek: śliczna okładka albumu Sling autorstwa Clairo. Od kiedy byłem na 1/3 jej koncertu na Openerze zarzucam sobie jej muzykę średnio co dwa dni i pięknie mi siedzi. Dotychczas nie byłem specjalnym fanem tego jednego słynnego krążka, którym spamuje się swoje weekly charty na RYM-ie, a jednak na żywo Clairo mnie do siebie przekonała. Zarzućcie sobie przebój: Clairo - Amoeba (YouTube).


Metro wydało trzeci singiel, Gwiazdę. Czy odbiega ona od tego, co słyszeliśmy do tej pory, czyli od Fausta i Mięsa? Niekoniecznie. Instrumental podchodzi pod bardzo lekki shoegaze, ale nie traktujcie tej etykietki zbyt wiążąco. To miły, przebojowy kawałek, który bez obaw możecie dodać do playlist, puścić rodzicom albo... zagrać w radiu. 


To teraz smęty od grupy KORUS. Na miniaturce widzicie okładkę, więc możecie wyobrazić sobie Этажи, tyle że z naszego podwórka i trochę racji w tym będzie, bo tego skojarzenia po prostu ciężko uniknąć, ale ostatecznie duet wchodzi zdecydowanie bardziej w zimną falę, mniej wygładzoną i bliższą ikonicznym brudnym blokowiskom. Fanom gatunku powinno podejść idealnie.


Gilla Band, niegdyś znane jako Girl Band, powraca we właściwym sobie stylu, przez pół tracku zawodząc, przez pozostałe pół – napieprzając. To krótki strzał, mniej niż dwie i pół minuty, a mnie chyba trochę wnerwia krzyczana maniera na wokalu, ale prosty bit przypominający uderzanie młotkiem robi mi ten numer.


Najnowszy album black midi zostanie chyba moim ulubionym. Nigdy nie byłem szalikowcem Schlagenheim, bez szczególnego powodu, a Cavalcade przesłuchałem może dwa razy, bo był przeładowany biciem słuchacza po twarzy informacją: patrzcie, to jest ARTYSTYCZNY rock, będzie ARTYSTYCZNY hałas i ARTYSTYCZNE połamanie. Bardzo szybko miałem tego dosyć.

Tymczasem: Hellfire to najprzystępniejszy materiał w karierze grupy. Ma swoje momenty, które spodobają się fanom tych charakterystycznych tańców poplątańców, ale jednocześnie jest zaskakująco popowy. Tym razem jest tu sporo... piosenek. Całkiem ładnych. To sprawi, że dotychczasowi sympatycy będą zawiedzeni, a czy napłyną nowi? Nie wiem, bo nadal łatwo będzie się odbić od wszystkich wcześniejszych nagrań. 


Śliczne emo od Long Time No Talk to coś, co spodoba się fanom klasyki w rodzaju Minerala. Nie ma tu absolutnie niczego nowego, ale tym razem nie mam z tym problemu, bo czuję się jak w domu. Jest to przebój.


Nowy Łajcior😎 brzmi całkiem świeżo. A tak serio – najnowsza piosenka od Artura Rojka jest pewnym zaskoczeniem, nawet nie tyle przez współpracę z CatchUpem i Magierą, bo mogliby wyjść ze swojej strefy komfortu, a raczej przez to, że właśnie nie wyszli i przez to, co stało się tu wokalnie. Ktoś postanowił uszczknąć trochę z brzmienia pop-rap-punku spod znaku Rockstar: Do zachodu słońca, a przejścia między głosami są niemal tak samo konfundujące, jak w Nowych dniach od nath i Kachy Kowalczyk. Nie jest to, ekhm, cytując autora, straszna chała, kawałek nie jest zły, ale nie jestem pewien, czy chciałbym, żeby brzmiał tak akurat Rojek. 

Poza tematem: tutaj natomiast możecie przeczytać wywiad z Rojkiem na temat tegorocznych festiwali: Artur Rojek o przygotowaniach do OFF Festivalu i Great September: festiwal to trochę pole bitwy. Nie mam z autorstwem nic wspólnego, po prostu podrzucam, bo ciekawe.


Gdyby mało było współprac okołoraperskich, to Błażej Król nagrał numer z... Quebonafide, który chyba miał kończyć karierę? Z pewnością brzmi to lepiej niż odmładzający się na siłę Rojek, w dodatku Królowi bardziej ufam, jeśli chodzi o pokłady cynizmu, mam wrażenie, że bawi się swoją muzyką w naturalny sposób. Niemniej nie jestem specjalnie przekonany do tej współpracy, ale też nigdy nie byłem fanem stylu Queby, więc może to po prostu nie dla mnie.


Ukazała się wyczekiwana przeze mnie płyta Klawo! Funkowy groove, dużo luzu i pełno słońca. A wy co, jeśli chodzi o chill znad morza, to nadal Unda? Przy okazji: naszą krótką rozmowę na jej temat znajdziecie tutaj (Polskie Radio).


W ubiegły poniedziałek wybrałem się na koncert EABS, który planowo miał odbyć się na Placu Defilad, a ostatecznie trafił do Teatru Studio – prognozy przewidywały deszcze, które mogłyby zagrozić koncertowi, ale akurat tym razem okazały się przesadnie pesymistyczne. Całe wydarzenie poświęcone było 80. rocznicy urodzin Tomasza Stańki, który opuścił nas cztery lata temu, więc wrocławiacy wykonali Purple Sun z jego repertuaru, a więc rzecz cokolwiek inną od tego, do czego nas przyzwyczaili.

W skrócie: perkusista Marcin Rak to ośmiornica i zdecydowany MVP koncertu, który, zdawałoby się, powinien zwracać nas w stronę sekcji dętej. Nie odejmując niczego Olafowi Węgrowi albo Jakubowi Kurkowi, ten performance po prostu ciężko przebić. Podobnie w przypadku Latarnika i Pawła Stachowiaka. Zresztą, ja wam tu piszę, a możecie po prostu posłuchać płyty Stańki, by zrozumieć, dlaczego tak sądzę.

Na występie tria Marcina Wasilewskiego nie zostałem, ale po prostu tego dnia wcześnie wstałem i zaczął się kryzys. Ponoć było pięknie.


Podrzucam dwa nowe kawałki Oli Budzyńskiej, z którą do tej pory spotykałem się głównie przy okazji projektu Ljos, a obecnie działającej solo – i radzącej sobie z tym faktem naprawdę dobrze. Jeśli lubicie modern classical wymieszany z avant popem, to zdecydowanie Wam się spodoba, tak jak i mi. Pierwszy to dość dynamiczna kompozycja, dość równa, a drugi ma trochę klimat I'm Feeling Good Niny Simone i chyba siedzi mi lepiej, bo już przy wstępnym odsłuchu miałem potężne "wow". Ponoć już niedługo, jeszcze w sierpniu, ma się ukazać epka. 


Dwa tygodnie temu obiecałem parę słów o Cryalot, czyli solowym projekcie Sarah Midori Perry, więc dotrzymuję słowa. Sama artystka wspominała, że była pytana, czemu nie jest to wydane jako po prostu Kero Kero Bonito, skoro pojawiały się już noisowe momenty takie jak Only Acting. Sprawa jest taka, że KKB to jednak cały zespół, gdzie każde z członków powinno być powiązane z kawałkiem, a Cryalot ma być osobisty, wyłącznie jej, prywatny. I tak oto mamy Hell is Here, czyli noisepopowo-blackmetalowy numer o porażce, o braku poczucia sensu i tym, że świat po prostu jest do dupy.  Oba tytuły, i piosenki, i projektu, należy zatem traktować dosłownie. Singiel natomiast zapowiada epkę Icarus, która wyjdzie 26 sierpnia. 


W międzyczasie odbyły się też dwa odcinki cyklu Lado w Mieście. Najpierw projekt Piętnastka z dwoma albumami na koncie – mi siedzi trochę bardziej ten sprzed dekady, bo wydaje mi się lżejszy, mniej duszny, bardziej świeży, a nowszy, już z Hubertem Zemlerem trochę mniej – oraz jazzowe Brutah, które dało trochę odetchnąć po długaśnej improwizacji z poprzedniego tygodnia. 

Następnie Jerzyk Krzyżyk w wersji z zespołem na żywo, który ledwie chwilę później wystąpił na Tauronie, a z instagramów znajomych wynika, że reakcje były podobne jak na Lado. Pierwsza myśl? Fajna ta Siekiera dla zoomerów. Żarty żartami, ale tak naprawdę dostałem wszystko to, co lubię, czyli charyzmę i dużo emocji, całość podbudowana dobrym przygotowaniem. Nie wiem, co miałbym zarzucić temu koncertowi, nawet gdybym chciał. Choć bawiłbym się lepiej, gdybym znał kawałki na pamięć. Jeśli chodzi o Charlie, to z początku chyba miała trochę problemów z frekwencją, bo ludzie nie ogarnęli, że to już, ale widziałem, że potem zebrał się całkiem niezły tłumek i nic dziwnego, bo grała ładne dźwięki, owszem, imprezowe, ale raczej w stronę 80s i przyjaznej elektroniki. 

A w tym tygodniu jazda jazdunia na Swayzee • xDZVØNx │ Lado w Mieście 2022 vol.4. Jak to często bywa, szczególnie polecam jeden zespół, w tym przypadku Dzvon (na Soundrivie rok temu był młyn!), ale warto wpaść na całość, bo równie dobrze można się przekonać do muzyki siedząc na schodkach.


Zaliczyłem pierwszy czwórkowy wyjazd na festiwal, a konkretnie na WROsound, czyli imprezę, jak sama nazwa wskazuje, odbywającą się w stolicy Dolnego Śląska. Piękne miejsce – skwer przed Impartem, czyli jedną z instytucji Strefy Kultury Wrocław – pełne zieleni, niby w środku betonowej pustyni, a jednak na tyle odgrodzone od niej drzewami i krzewami, że łatwo o tym zapomnieć.

A koncerty? Część wykonawców znałem i widziałem, część mogłem poznać. Pierwsza grupa? Na przykład Zdechły Osa i Niemoc. Druga grupa? Ślina oraz Szczyl z zespołem na żywo. Do tego dochodzi wybijający na orbitę set Janusa Rasmussena i hipnotyzujące DUB FX. Może brzmię jak reklama, ale naprawdę się podjarałem, nawet jeśli nie wszystko przypadło mi do gustu, a część koncertów uważam za co najwyżej okej, tu podam na przykład Ryfę Ri czy Bluszcz. Nie będę tez udawał, że widziałem wszystko, bo na NANGĘ nie zajrzałem, podobnie jak na Rysy – te składy po prostu mnie do siebie nie przekonają.

Natomiast sam festiwal: kozak. Brzmi dobrze, wygląda dobrze, jest eko, były smaczne bezalkoholowe piwka, a od strony służbowej – pomoc organizatorki była nieoceniona. Ogólne wrażenia zatem bardzo pozytywne i mam nadzieję, że w przyszłym roku spotkamy się ponownie.

Tutaj macie dwie relacje na żywo (Polskie Radio), a tutaj rozmowę z Niemocą (Polskie Radio).


Wspomniałem chwilę temu o Jerzyku Krzyżyku, który też przy okazji pojawił się ostatnio w Czwórce za sprawą cyklu Był sobie numer. Nie była to moja inicjatywa, ale ja przepytałem Kurkiewicza o kawałek LUNA z płyty The Very Moon. Kliknijcie tutaj, aby przeczytać recenzję tej płyty (Screenagers), albo tutaj, żeby posłuchać krótkiej historii o piosence (Polskie Radio).



Podrzucam jeszcze dwa odcinki Pasjonautów: pierwszy na temat fotografii, rozmowa z Dominiką Tobołą, którą widzicie na zdjęciu. Link tutaj: Pasjonauci 2022/07/16 (Polskie Radio). I druga, z Mateuszem Potempskim z Otwartej Pracowni Jazdów – o tym miejscu, co się w nim dzieje, czym jest Jazdów, jak edukować o architekturze i pomagać Ukrainie we własnym zakresie. Link tutaj: Pasjonauci 2022/07/23 (Polskie Radio).



Halo? Halo, Czwórka? Czyli zapraszam do wysłuchania mojego odcinka audycji Wieczór rezydentów, w którym zagrałem sporo tego, co najlepsze w polskim niezalu. Oczywiście to absolutnie nie jest wszystko, więc jeszcze się spotkamy, ale tym razem grane były m.in. Zwidy, Feral Atom, Willa Kosmos, Wczasy i Jan LF Strach. Odcinek znajdziecie tutaj (Polskie Radio).

Do zobaczenia za tydzień.

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...