Przejdź do głównej zawartości

Fury, knajpy, dyskretny chłód


Myślę, że ciężko było nie dostrzec, że szesnastego listopada odbył się Opus Elefantum Showcase. To skoro się odbył, to pora na relację z tych sześciu koncertów. Rzecz działa się na Chłodnej 25, a wystąpili Bałtyk, Virgo Mortis, Królówczana Smuga, ku_tzu, spopielony i Janusz Jurga.

Zdaje się, że tła nie brakuje, więc – choć ono ładnie by nabiło liczbę znaków w poście, ponoć niektórym na tym wyznaczniku zależy – pominę szerszy opis. Słowem: Opus Elefantum Collective wydało bardzo wartościową składankę, a wraz z nią zadział się koncertowy przegląd artystów w postaci sześciu występów. Więcej info o albumie tutaj



Na tylu koncertach w CH25 jednego wieczoru jeszcze nie byłem, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Po Tygodniku Muzycznym i szybkim kebsie wybrałem się zatem na ulicę Chłodną 25, by w doborowym towarzystwie (np. CieplarniaWytwórca nadmiernego smutkuSmells like toxic) spędzić cały wieczór. 

Zaczął Bałtyk. Całkiem niedawno z nim rozmawiałem, a jakoś pół roku temu byłem nawet w tym samym miejscu na jego koncercie. Wiedziałem, że mogę spodziewać się występu intymnego, wzruszającego. Z racji życia w socjalizacji nie przywykłem do płakania na koncertach, ale gdybym nie miał tej wyuczonej blokady, tutaj by się to stało. Michał tym razem zagrał też ze wsparciem w postaci ziomka wspomagającego go na gitarze i backing wokalu. Wiadomo, że Bałtyk to nie ślicznie zaśpiewany bedroom pop, ale w ramach jego osobistego singer-songwriter naprawdę nie zamierzam się przywalać do tego, czy każdy zaśpiew trafił w tonację, bo to bezcelowe. To był świetny koncert.



Drugi był Virgo Mortis, który – jeśli dobrze wyłapałem – grał materiał z opisywanej tu płyty "Virgo et Mortis", bez singla z kompilacji. Nie, żeby to było coś złego, ot obserwacja. Tutaj wyjątkowe wrażenie zrobiło na mnie to, że przed początkiem wydarzenia gadaliśmy sobie w niedużym gronie przed wejściem do CH25, był tam między innymi Gabriel, padały jakieś żarciki, generalnie było bardzo sympatycznie. Zwrot akcji polegał jednak na tym, jaka różnica zachodzi między nim prywatnie a nim na scenie. Może to pewna nadinterpretacja, ale poczułem duże oziębienie klimatu, gdy zamiast tego luźnego gościa sprzed pół godziny na scenie pojawił się muzyk z czarnym pasem namalowanym na twarzy, grający swój darkwave'owy post-rock w pełnym skupieniu. Jakoś dodatkowo mi to zaimponowało. Kolejny świetny występ.


I teraz jest taki niezręczny moment, w którym zastanawiam się, czy patronowi wypada powiedzieć, że coś nie urwało mu dupy. Nie wiem, trudno. Otóż dwa następne koncerty, czyli Królówczana Smuga i ku_tzu, w przeciwieństwie do poprzednich, nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia. Może trochę inaczej: gdy ten pierwszy wykonywał nowość, czyli Szarą Ładę, brzmiało to super – w ogóle, ten numer jest zjawiskowy, to jeden z moich ulubionych utworów z "Nature & Cosmos". Problem jest taki, że cała reszta trochę za mało mi robiła, jakkolwiek niekonkretnie to brzmi. Może szukam w muzyce czegoś innego. Czegoś, czego na tych dwóch występach nie dostałem. Ale słuchając rozmów i samemu rozmawiając dowiedziałem się, że jak najbardziej byli ludzie, którym się to podobało. Więc może to tylko ja.


Przedostatni był występ spopielonego, który zgrabnie odegrał swój solowy debiut, tj. również omawiane tutaj legendy. Jak można się było przekonać w linkowanym tekście ze stycznia, bardzo mi weszła tamta płyta, więc o ile dungeonsynthowy koncert jako całość nie był szczególnie zajmujący, to muzycznie się rozpłynąłem. Jednocześnie te dźwięki służą mi do milczenia, więc nie chcę rzucać za dużo słów, to wydaje się po prostu niewłaściwe. 

Na koniec zaplanowany został set Janusza Jurgi. To byłby taki występ graniczny pomiędzy tą połową, która mi się podobała, a tą, która nie do końca. Niby znam styl jego muzyki i wiem, czego się spodziewać, ale tutaj koncert był chyba aż za bardzo przewidywalny i mało przykuwający uwagę. Ponoć to był podobny/ten sam set, co na Opole Songwriters Festival. Nie wiem. Podoba mi się to, co w ostatnich miesiącach wyszło spod ręki Janusza, ale live chyba mógł być odrobinę lepszy.


No więc tak. Ponarzekałem sobie, ale atmosfera i ekscytacja była, kompilację na CD mam, album "Thanatos" Foghorna kupiłem, płytę tygodnia w Radiu Aktywnym też mamy. Znajomych spotkałem, pogadaliśmy sobie. Niektóre osoby poznałem. Ale widzicie: tam, gdzie mi nie siadło, siadło komuś innemu, więc wniosek z tego taki, że da się znaleźć coś dla siebie. Tak, jak niektórym nie podobał się spopielony, a mi bardzo. Showcase chyba można uznać za udany, skoro tak było, to chyba jego cel – muzycy się pokazali, a jednocześnie nie ma tylko klepania się po pleckach we własnym kręgu. Więc ostatecznie pozostaje pozdrowić Opus Elefantum Collective za całe wydarzenie, a U n i c o r n za współpracę. Wyszło dobrze, a przy następnej okazji będzie jeszcze lepiej. Do tego czasu słyszymy się na Bandcampie i widzimy na pojedynczych koncertach. 

Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...