Przejdź do głównej zawartości

Rozmyty chodzę niewyraźnie po omacku


Potrzebuję trochę oddechu. Nie, to nie biedny studencki wstęp o sesji, tylko raczej o ogólnym zawirowaniu – ostatnio dużo się dzieje. Nie będzie lepszej chwili na posłuchanie Spopielonego i jego Legend, bo przy czym innym się tak wyciszę? Tak, czasem trzeba odetchnąć.

Opus Elefantum Collective w zeszłym roku wydał dużo dobrych rzeczy, co widać po wypuszczanych ostatnio podsumowaniach.  W 2019 wchodzą natomiast z kolejną świeżynką, czyli właśnie Spopielonym. Do tej pory na Bandcampie i YouTube pojawił się tylko jeden utwór, легенда о..., ale ja patrzę w przyszłość, dlatego recenzja wchodzi już teraz. Premiera jutro.


Krążek zawiera siedem numerów, a trwa około trzydziestu czterech minut. Gatunek w skrócie można nazwać dungeon synthem, autor od siebie dodaje, żeby na początku dopisać jeszcze "hypnagogic". Nie sposób nie przyznać racji, bo dark ambient wylewa się z nagrań wraz z każdą nutą, a całość brzmi niejasno, sennie.

Warto zwrócić uwagę też na elementy lo-fi – szumy i trzaski nie wzięły się znikąd, tak miało być, aby wywołać efekt słuchania z kasety. Wspomniana легенда о..., miała, cytuję: brzmieć jak soundtrack ze starego, nieznanego nikomu radzieckiego filmu fantasy puszczany z kaset dalszej generacji. No i się udało, w zasadzie z całym albumem.

Ciekawe, ale zwykle nie siada mi tak oszczędna muzyka. Albo się nudzę, albo rozpraszam, albo nie widzę różnic między poszczególnymi trackami, albo nie dostrzegam jakichś wpływów czy inspiracji. Cóż, nie wszystko jest dla każdego, najwyraźniej ambient to nie mój konik. Tymczasem jednak Spopielony w bardzo przystępny sposób opowiada swoje Legendy. Albumu słucham już któryś raz z rzędu i działa zarówno na poprawienie koncentracji, gdy leci w tle, jak i jako rzecz, której się z uwagą przysłuchuję.


Szemrzący, nostalgiczny klimat częściowo zamyka słuchacza w lochach, a częściowo wysyła w kosmos. Duchologia nie zna wyjątków, dlatego nie brzmi to jak świeże technologicznie wydawnictwo A.D. 2019, tylko właśnie jak taka kaseta wygrzebana z pudła. Wszystko jest rozmazane, zamglone, gęste. Trochę jakby głowica w magnetofonie ubrudziła się od kiepskiej jakości taśmy.

Dziś jeszcze piątek, więc publicznie nie ma za wiele. Jutro, to jest: w sobotę, ma wejść całość. Warto poświęcić trochę swojego czasu, normalnie zajętego pracą czy nauką, na coś zwyczajnie przyjemnego. Ale to na pewno nie sztuczna, pusta, plastikowa przyjemność. Nieco zakurzona. W tym miejscu mógłbym dać jakieś chujowe porównanie do starzenia się jak wino, ale szanujmy się. Aż tak źle z moim pisaniem nie jest. 

BTW: ostatnio ogarniam dyskografię Cloud Nothings, bo za dwa tygodnie koncert w Pogłosie, na który wybieramy się w parę osób. To taka mała zapowiedź, pewnie będzie o tym tekst.

  • Muzyka: 9/10
  • Wokal: --
  • Teksty: --
  • Produkcja: 9/10
  • Total: 9/10


Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...