Przejdź do głównej zawartości

Wchodzę po schodach, bo winda nie jedzie


Tym razem uciekniemy w nieco spokojniejsze rejony. Ostatni miesiąc stał głównie ostrzejszymi klimatami, więc dla wyciszenia – Bałtyk i płyta Self-help pt. 1, a do tego premierowy koncert tego wykonawcy z klubu CH25

Za pseudonimem Bałtyk ukrywa się Michał Rutkowski. Jak głosi opis, "Self-help to płyta o wszelakich formach regeneracji". Zwykle piszę, że dana muzyka zabiera słuchacza w podróż. Tym razem jest to raczej zimowy spacer przez las. Jest chłodno, ale nie zimno. Wiatr nie wieje zbyt mocno. Niebo widoczne ponad koronami drzew jest poprzetykane pojedynczymi chmurami, ale nie ma szarówki.

I w ten sposób rozpocznijmy odsłuch.


Michał opowiada, jak wspomniałem, o słodko-gorzkich sprawach. Tak, na Odbiorze ponownie gościmy artystę, który mówi, że żeby było lepiej, najpierw musi być gorzej. To banalne sformułowanie eufemistycznie ujmuje tło historii o trudnościach i wadach życia, z którymi człowiek – młody, ale i nie tylko – się spotyka.

Poruszająca muzyka, opierająca się głównie na gitarze, elektronicznym pianinie i maszynie perkusyjnej nieraz wydaje się sobie przeczyć. Momentami bardzo oszczędna i delikatna, a czasem wręcz przeciwnie – wypełniona pełnym siły wyrazem. A wraz z nią płynie melodyjny wokal twórcy. Wysoka barwa i lekko wyśpiewywane słowa przywodzą na myśl etykietkę "bedroom pop", bo właśnie taką scenerię można sobie zwizualizować, abstrahując od zimowego lasu.

Mam cztery proste skojarzenia, z czego do dwóch z nich przyznaje się już oficjalny opis płyty. Będą to: po pierwsze, pełna emocji twórczość Phila Elveruma (i jego barwa głosu); po drugie, minimalizm Grouper; po trzecie, twórczość Marka Kozelka, również ze względu na ładunek emocjonalny. I Thom Yorke, to samo.

I z tego wszystkiego wychodzi połączenie, które wywołuje pewien wachlarz reakcji. Myślę o trudnym przekazie, który nadaje płycie ciężaru, a jednocześnie o przyjemnych dla ucha kompozycjach, które zdecydowanie go odejmują. Na przykład: linkowane wyżej The Bus Home (I Hope You're Alright) to śliczny popowy numer, a jednak tekst nie pozostawia złudzeń, a całość kończy się dźwiękiem płaczu. I to w takich złamaniach tkwi siła albumu.

Teraz wybierzmy się na koncert na Chłodnej.


Z racji, że jestem kompletnym durniem komunikacyjnym, spóźniłem się kwadrans. Mea culpa i żenada. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłem frekwencję. Dość skromną, nawiasem mówiąc, ale dzięki temu atmosfera w maleńkiej piwnicy, pełniącej na Chłodnej 25 rolę salki koncertowej, była wyjątkowo intymna i jakaś taka sympatyczna -- siedzenie na podłodze w niedużym gronie, bez żadnej bariery między publicznością a artystą.

To był długi występ. Jeśli zaczął się planowo, co nie mnie wiedzieć, to trwał godzinę i dwadzieścia minut. Przyznaję, że byłem w stresie, bo o 22:10 odjeżdżał mój pociąg. Ale nic to! Minuty leciały szybko, jakby czas przyspieszył, a Michał śpiewał i grał, zmieniając instrumenty co kilka utworów. Mimo gabarytów sceny wyglądał dość samotnie, w pojedynkę grając swój materiał. Niemniej trzeba przyznać, że bycie multiinstrumentalistą to jeszcze jedna z zalet omawianego dziś twórcy, tak ważna przy wykonywaniu na żywo, gdy nie można na spokojnie montować ścieżek.

Żeby nie było zbyt cukierkowo: momentami zwieszał się laptop z podkładami, a maniera wokalna Rutkowskiego zdaje się trudna do wyśpiewania ad hoc.

Mimo tego: set na żywo działa idealnie, a urok osobisty Bałtyku (w sumie to nazwa własna, więc może "Bałtyka"?) dodatkowo broni performance'u, dodając całości autentyczności  (rozumianej, cytując za badaczem kultury Piotrem Bratkowskim, jako "spontaniczny sposób traktowania uprawianej przez siebie muzyki"; co prawda dotyczyło to rocka i jest nieco wyrwane z kontekstu, ale ładnie brzmi, więc może zostańmy przy "elemencie indywidualnej kreacji", również od tego autora).

Ale mądre zakończenie, jak nigdy na tym blogu. Spokojnie, to tak dla zgrywy, nie będę rzucał okrągłych formułek jak jakiś Taco Hemingway :~~~)

Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Wielki strach jak cały świat

Przed wami druga rozmowa z ostatniego odcinka Spoza nurtu w Czwórce. Rozmowa z air hunger , bez szczególnej okazji - raczej w wyniku ogólnej fascynacji jego muzyką, która operuje... sugestywną delikatnością? To chyba najbardziej trafne określenie, jakie umiem znaleźć dla wycofanego wokalu, ambientu i gitarowego dronu. Pomysł na tę rozmowę ma dwa źródła: jedno to rozmowa Magdy z Filmawki pt.  Nie jestem do końca przekonany, czy na “Grace” to jestem w ogóle ja… [WYWIAD] , przeprowadzona jeszcze przed Peleton Festem, a druga to sam koncert podczas tegoż festiwalu. Nie był to pierwszy raz, gdy widziałem Dawida na żywo, choć to doświadczenie faktycznie jest dość krótkie - bo o ile muzykę znam, zdaje się, od pierwszych solowych nagrań, to live'u słuchałem dopiero przed tegorocznym koncertem Northwest w Chmurach. Grace by AIR HUNGER Był to jednak świetny występ, podobnie jak na Peletonie – i w naszej rozmowie pojawia się twinpeaksowe skojarzenie z klubem Roadhouse, z onirycznym występem

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy