Przejdź do głównej zawartości

Bezlitosna fanfaro, czarodziejska sztalugo


Nadszedł dzień premiery Opus Elefantum Compilation: Nature & Cosmos jako całości. Przez ostatnie dni na YT labelu po kolei ukazywały się wszystkie utwory – w sumie jest ich dwanaście. Zaprezentowali się wszyscy dotychczasowy podopieczni, a nawet nieco więcej. Wyszła z tego godzina i czternaście minut.

Opus Elefantum Collective działa od dwóch lat, choć pierwsze nagrania, które można wrzucić do worka z ich dorobkiem, pochodzą z 2014 roku. W międzyczasie nieźle się rozwinęli, a grono podopiecznych się poszerzyło. Pamiętam ich post z początku roku, gdy pisali, że zamierzają zmienić strategię promocyjną i wydawniczą. Patrzyłem z zainteresowaniem, ciekaw, co z tego wyjdzie. No i w sumie wyszło.

Na przestrzeni ostatnich miesięcy ukazało dziewięć pełnoprawnych solowych albumów, a teraz przyszedł czas na kompilacje wraz z poszerzeniem. Przed wami Nature & Cosmos, czyli tematyczna składanka zawierająca utwory, których nie ma nigdzie indziej.



Dwanaście pozycji zostało tematycznie podporządkowanych tytułowi kompilacji. Każdy odnosi się w ten czy inny sposób do kosmosu lub natury. Stosowne wyjaśnienia były przy każdej premierze publikowane na fanpeju Opus Elefantum, zapraszam do zapoznania się samodzielnie. Pojawiają się: niepokój, ostrzeżenia, bezmiar przestrzeni, duchologia, śnieg, wiatr, chłód, podróże kosmiczne, wyciszenie, naiwność, stagnacja, rzeki, przekraczanie granic kulturowych, przemijanie, śmierć, potęga sił natury, oniryzm.

To już daje pewien obraz. Nie jest to kompilacja specjalnie wesoła. Kontakt z naturą jest mistyczny, ujawniający marność, niewielkość ludzi, konieczność podporządkowania się jej potędze. Całość pasuje bardziej do zamknięcia się w górskiej leśnej chacie i słuchania, jak w tle strzela drewno w kominku, a za oknem pada albo prószy śnieg. To muzyka wyalienowana, odosobniona, dystansująca słuchacza od świata. Albo tworząca inny świat, właśnie w ramach samodzielnego odcięcia się. Kiedyś, pewnego dnia w liceum, próbowałem sobie wyobrazić, że siedzę w klasie pośród ludzi, ale oni są na zewnątrz mojej osobistej, szklanej bańki, po powierzchni której spływa zimna woda. Wtedy słuchałem "Where Are We Going?" Octo Octy, ale dziś w tej sytuacji sięgnąłbym po opisywany właśnie album.

Są tu przykłady mniej i bardziej subtelne. Do tych bardziej zaliczyłbym przede wszystkim ambientowe i techno instrumentale, a więc byliby to ku_tzu, Lugshar, Janusz Jurga i spopielony, ale również mniej bezpośrednie brzmieniowo utwory, czyli kompozycje Bałtyka czy Foghorna (no, tutaj taki zerojedynkowy podział psuje noisująca końcówka Unearthed). Zgubie czy Kurkiewiczowi z pewnością dużo bliżej do tej drugiej grupy, gdzie znajduje się Królówczana Smuga, Virgo Mortis, Widziadło czy Thanatonaut. Stylistycznie rozciągają się oni od industrialu przez post rock do black metalu.


Nie ukrywam, mam swoich faworytów. Przez ostatnie parę dni wrzucałem Foghorna, Virgo Mortis, Widziadło, Królówczaną Smugę i Janusza Jurgę. Ale! Nie mogę powiedzieć, żeby którykolwiek utwór mi się nie podobał. Po prostu są bardzo dobre i są też ulubione, które są nawet więcej niż bardzo dobre.

W sumie cieszę się, że zostałem spytany o patronat. Niedawno, opowiadając komuś, o co w tym chodzi, mówiłem, że Opus Elefantum Collective to jeden z najlepiej rozwijających się labeli – i to zarówno w tempie, jak i jakościowo. Po premierze całej składanki podtrzymuję to zdanie. Jestem przekonany, że za jakiś czas spotkamy się na większych scenach. Po drodze zrobiłem też na antenie Radia Aktywnego dwa wywiady, jeden z Maciejem Jurgą (Opus Elefantum Collective / Vysoké Čelo / Blokowisko) i drugi z Michałem Rutkowskim (Bałtyk), więc ponownie zapraszam do słuchania.

Co z tego wychodzi? Że warto się rozglądać po tej polskiej scenie, skoro mamy tak dobrych reprezentantów. W sumie jeśli ktoś trafił na ten tekst, to pewnie nie trzeba go przekonywać, ale kto wie? Sceptycy wszak nadal istnieją, niezależnie od poszerzającego się katalogu OEC. To może dadzą się w ten sposób przekonać.

Tymczasem: widzimy się już za parę godzin na Chłodnej, ale to będzie materiał na osobny tekst.

Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Poczułem zapach, który znam dobrze

Rok temu nie napisałem nic o wrażeniach z pierwszego razu na festiwalu Primavera Sound w Barcelonie, ale teraz całkiem dobrze wrzucało mi się krótkie notki na fanpejdż, więc postanowiłem skrobnąć coś więcej. Uwaga, będzie długo. A zatem – łapcie, to będzie absolutnie subiektywne podejście do największej imprezy, na jakiej w życiu byłem. I to nie są przypadkowe słowa, bo według organizatorów w tym roku Parc del Forum odwiedziły 293 000 ludzi, czyli o dwadzieścia tysięcy więcej niż poprzednio. To ponad jeden cały OFF Festival różnicy. Każdego dnia na terenie pojawiło się mniej więcej tyle osób, co na zsumowanym Openerze. I dało się to odczuć, bo kolejki były nieco dłuższe, a tłumy pod scenami większe. Na Wet Leg na przykład nie udało mi się wcisnąć, bo zanim przypłynąłem z maina na Cuprę wszystko się już zapełniło, nawet stać nie bardzo było gdzie. Robi to wrażenie, ale też jednocześnie jest dość upierdliwe. Odczuwalny był też inny rozkład narodowościowy. Poprzednio słyszałem sporo język...

Wywiady w Czwórce – Studio X

  Jesienią rozpoczęliśmy w Czwórce zupełnie nowy cykl audycji: Studio X , program poświęcony muzyce eksperymentalnej i zapraszający małymi kroczkami do zainteresowania się odbudowywanym Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia . Legendarnym miejscem, które powróci w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Żeby było weselej - okazało się, że słynny Czarny Pokój znajdował się naprzeciwko naszego zwykłego studia! Rozmowy przeprowadzone w tej audycji znajdziecie na Spotify - link - oraz na specjalnej darmowej platformie podcastowej Polskiego Radia - link . Ponownie zaczynam niechronologicznie, a to dlatego, że na zdjęciu widzicie Antoninę Car i Niczos . Dziewczyny weszły ze sobą we współpracę w ramach projektu zainicjowanego przez Up To Date Festival, a jeśli Nikę znacie przede wszystkim z jej działalności ze Sw@dą, to tu usłyszycie jednak coś innego. Wspólnym mianownikiem jest pudlaśka mova, jasne, ale brzmienie różni się w ogromnym stopniu. Więcej o tym:  Antonina Car i Nic...

Światła gasną, chcę tylko zasnąć

  Muzyki Nath możemy słuchać już od około dwóch lat - od momentu kiedy na Soundcloudzie pojawiły się jej pierwsze kawałki. Od początku było wiadomo, że jej styl to mieszanka lo-fi hip-hopu i łagodnego śpiewania, czyli ścieżka dźwiękowa do wyluzowania, wykonywana raz po polsku, a raz po angielsku. Pod koniec sierpnia ukazał się jej debiutancki album zatytułowany „Nathing” . Dołączyłem do inicjatywy OFF MINE, czyli offfestiwalowego cyklu tekstów nadsyłanych przez fanów tego wydarzenia. Obok bardzo fajnego artykułu admina Hałasów i melodii na temat brexitcore'u ( polecam! ) zacznie się pojawiać więcej tekstów, zarówno recenzji, jak i felietonów, między innymi od innych autorów pejów, więc tym lepiej i ciekawiej, że możemy współtworzyć takie miejsce.  Jeśli chodzi o Nath, to śledzę ją mniej więcej od początku roku, kiedy pierwszy raz zagrała na Chłodnej 25 koncert zorganizowany przez SKY/Unicorn Booking – akurat na nim nie nie było. Gdy drugi raz grała z tego powodu, tym razem w ...