Przejdź do głównej zawartości

Białasy medytują primeshit [bez używek omg]


W Synów (o których ostatnim albumie Smoczini swego czasu pisał tu) wkręciłem się relatywnie niedawno. Wcześniej ludzie próbowali mi wcisnąć w gardło projekt producenta 1988 i rapera Piernikowskiego, więc podchodziłem do niego sceptycznie. Ale posłuchawszy na spokojnie, porządnie się nim zajarałem. I tak wyszło, że panowie grali ostatnio darmowy koncert nad Wisełką.

Początkowo plan był taki, że na event uderzamy duetem redakcyjnym. Jednak koleje losu zawiozły Smoka pod Łódź, więc, pod pretekstem spotkania z ziomalem, wybrałem się do Placu Zabaw bez trzonu Odbioru. 

Lokal znajduje się na bardziej cywilizowanej części nadwiślańskich bulwarów, koło Mostu Świętokrzyskiego. Korzystając z położenia na najbardziej uczęszczanej warszawskiej pijalni alkoholu, poprzedziliśmy z moim kumplem (pozdro Antoni, jeśli to czytasz) koncert dwoma piwkami i rozmowami o życiu. A gdy minęła już ósma, o której to artyści mieli wejść na scenę, podeszliśmy pod miejscówkę.


Organizatorzy nie chcieli podać kolejności wchodzenia na scenę, bo, oprócz znanego i lubianego duetu, tego wieczora w Placu Zabaw występował jeszcze mniej znany i lubiany elektroniczny producent Bass Jan Other. Mijało dwadzieścia minut od planowanego rozpoczęcia koncertu, a - poza szmerem modnie ubranej młodzieży pod sceną - w oświetlonym żółtym neonem plażowym klubie panowała cisza. Około czterdzieści minut po godzinie dwudziestej wszedł wspomniany producent. Jednak poza tym, że wizualizacje były całkiem estetyczne, ciężko mi cokolwiek ciekawego powiedzieć o jego secie. Dlatego też wypiliśmy jeszcze po jednym tanim (z Carrefoura) i jednym drogim (z Placu Zabaw) piwie. Piernikowski i 88 w między czasie stali koło naszego stolika i również raczyli się chmielowym napojem oraz popalali papieroski, od czasu do czasu strzelając sobie foty z fanami, którzy ich o to prosili. Zdaje mi się, że set Jana interesował ich jeszcze mniej niż mnie.

Z pewnością wszystkich czytelników niezmiernie ciekawią spożywane przeze mnie napoje alkoholowe. Jednak nie piszę o tym bez powodu. Mam bowiem wrażenie, że spośród wszystkich ładnych buziek pod sceną, nasze były najbardziej świadome. Publiczność skutecznie utrudniała dobrą zabawę, jako że ewidentnie złożona była z ludzi, którym znajomi powiedzieli, że Syny są spoko, ale raczej o składzie więcej nie wiedzieli. Nie czuli się więc oni tam jak ryby w wodzie, a jakikolwiek fun gwarantowała im bardziej ilość zażytych przed koncertem substancji psychoaktywnych. Ale cóż, c'est la vie w modnej, europejskiej stolicy. Clou jest takie, że ognia pod sceną nie było.

W końcu światła po Janie gasną, tłum gęstnieje. Podchodzimy dość blisko sceny. 1988 puszcza zagraniczne tracki na rozgrzewkę, Piernikowski odpala kadzidełka. Odurzony ich dymem i oparami THC dolatującymi zewsząd, szykuję się na primeshit. Przy okazji kontempluję fakt, iż widownia składa się głównie z ludzi, których w weekend zobaczylibyśmy na Jasnej, w Pogłosie, czy (gdy jeszcze istniała) w Eufemii, a nie z słuchaczy ulicznego rapu, do których - według rapera - duet chce trafiać.


Znając ich specyficzny image, ciekaw byłem jak będzie wyglądał koncert. Co tu dużo mówić - panowie po prostu zrobili swoje. I to bardzo, jak na darmowy event, konkretnie. Najpierw zagrali większość albumu Sen (ponownie odsyłam do recki Smoczixa), który, choć bardzo dobry, siadł mi znacznie mniej niż debiut. Tylko przy nielicznych utworach udało się rozruszać publiczność. Chociaż Mojemu ruchowi czy S.O.S. towarzyszyło trochę skakania. Ale w sumie taka specyfika muzyki Synów. 

Wiecie jak wygląda okładka Orientu? To tak mniej więcej wyglądała scena. Nie oszczędzali na fog machine. Ale efektem był jeden z estetyczniejszych koncertów, jakie widziałem, mimo absolutnego braku wizualizacji. Obficie wypuszczanemu dymowi (przez który często nie było widać muzyków), towarzyszyło pomarańczowe światło, co - w towarzystwie niemrawo gibającej się publiki i ciągłego swądu kadzideł - tworzyło bardzo gęsty, oniryczny klimat. Schemat był taki: track z nawijką Piernikowskiego - solowy utwór 88 - powtórka. Niemniej: sprawdził się. Solówkom producenta towarzyszyło  znane z technoklubów intensywne miganie białego światła, co potęgowało wrażenie transu.

Gdy materiał ze Snu się wyczerpał, wleciał Orient i przy okazji znacznie ożywiła się publika. Nie dziwi mnie to, bo choć nowsze wydanie jest ewidentnie lepiej zrobione, to all in all debiut Synów ma w sobie to coś, czego Snowi brakuje. I nie ma na nim dosyć cringe'owego moim zdaniem motywu "białasów".

-STOJEEE!!!
-To se stój.
(Piernikowski kc)

Skwitowawszy tak roszczenia fanki, zagrali jeszcze kilka utworów z Orientu. Niestety bez moich ulubionych: Babci ("Cicho, ktoś idzie, puka/ Się boję, nie otwieram, wstydzę się/ A nuż będzie muka") oraz Ważnych spraw rodzinnych ("Tak, jestem kombojem/ wchodzę, strzelam, zabieram swoje"), ale essentials poleciały.


Koncert zamknęło Stoję, o które wcześniej piskliwie prosiły entuzjastki zespołu. Upłynął on bez jakiegoś większego kontaktu z publicznością (poza ogłoszeniem, że "mają płytki swoje tutaj, handelek handelek"). Jednak ciężko uznać, że Syny położyli na ten koncert przysłowiowe przyrodzenie i olali sprawę. Event był przecież darmowy, a zagrali solidne półtorej godziny, wykorzystując niemal cały swój materiał. No i robienie przesadnego hajpu czy interakcje z publicznością zwyczajnie nie pasują do ich wizerunku.

Wielu ludzi porównuje Synów do kalifornijskiego trio Death Grips (o ich ostatnim albumie tekst wkrótce). Uważam jednak, że porównanie to jest błędne. Ich jedyne cechy wspólne to eksperymentalny charakter muzyki i status internetowego mema, wynikający ze specyfiki tekstów. Ale gdy po koncercie składu z Sacramento wyszedłbym skatowany ciągłym skakaniem, to u chłopaków z Gdyni tylko delikatnie gibałem się do bitu. Niemniej opuściwszy Plac Zabaw czułem się równie fajnie. Jakbym zażył coś znacznie mocniejszego, niż rzeczy, po których była większość otaczających mnie ludzi. Bardzo rzadko miewam tak po koncertach, lecz niezmiernie cenię sobie taki stan. Dlatego jeśli Syny będą grać w pobliżu was, zróbcie sobie tę przysługę i zaaplikujcie sobie dawkę primeshitu.

Wojciech :~))

PS.


To bonusik od Smocziniego w ramach zadośćuczynienia.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Wielki strach jak cały świat

Przed wami druga rozmowa z ostatniego odcinka Spoza nurtu w Czwórce. Rozmowa z air hunger , bez szczególnej okazji - raczej w wyniku ogólnej fascynacji jego muzyką, która operuje... sugestywną delikatnością? To chyba najbardziej trafne określenie, jakie umiem znaleźć dla wycofanego wokalu, ambientu i gitarowego dronu. Pomysł na tę rozmowę ma dwa źródła: jedno to rozmowa Magdy z Filmawki pt.  Nie jestem do końca przekonany, czy na “Grace” to jestem w ogóle ja… [WYWIAD] , przeprowadzona jeszcze przed Peleton Festem, a druga to sam koncert podczas tegoż festiwalu. Nie był to pierwszy raz, gdy widziałem Dawida na żywo, choć to doświadczenie faktycznie jest dość krótkie - bo o ile muzykę znam, zdaje się, od pierwszych solowych nagrań, to live'u słuchałem dopiero przed tegorocznym koncertem Northwest w Chmurach. Grace by AIR HUNGER Był to jednak świetny występ, podobnie jak na Peletonie – i w naszej rozmowie pojawia się twinpeaksowe skojarzenie z klubem Roadhouse, z onirycznym występem