Tydzień. A w nim, między innymi: moshi moshi Dawid Podsiadło desu, złamanie kości śródstopia na koncercie Cool Kids of Death, dobra passa polskiego jazzu, kolejna Björk, trochę rapu i bardzo ciekawa rozmowa w Pasjonautach.
Trzydziesty pierwszy odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 12.09 do 18.09.2022.
W tegotygodniowym kąciku okładkowym: Gold Celeste i The Glow z 2015 roku. Płyta, na którą trafiłem zupełnym przypadkiem, nie znając wcześniej: ktoś dodał jeden z kawałków na story na Insta, a ja sobie zapisałem, co często robię – więc podrzucam wskazówkę, że warto udostępniać muzykę w ten sposób. Okazało się, że to całkiem miłe, leniwe dźwięki. Jak by to opisać... trochę jak wpadające przez okno złociste promienie słońca i powiewająca lekko firanka. Ten rodzaj. Posłuchać można na przykład na Bandcampie.
Nene Heroine zapowiadają nową płytę. Twin to kawałek wyciszonego postrockowego jazzu z tzw. "klimatycznym" klipem. Może to moja jesienna chandra, ale czuję w tym numerze sporo zrezygnowania, przynajmniej dopóki nie wjedzie końcówka. Bawcie się dobrze.
Nowa – i ostatnia z epki Letniaczki – piosenka zespołu pies, tym razem z udziałem Enchanted Hunters. Śliczny, spokojny kawałek, najbardziej stonowany. Ostatecznie chyba moja ulubiona, mimo że dotychczasowe były bardzo spoko. Wokale wszystkich gości i gościń ładnie uzupełniają brzmienie psa, choć w tym wszystkim kryje się chyba jeszcze więcej melancholii niż zwykle, może to przez pozornie lekką tematykę. Widać, że lato dobiega końca.
Weyes Blood opublikowała kawałek z nowej płyty. Sześciominutowe It's Not Just Me, It's Everybody to trochę 𝓏𝓎𝒿𝑒𝓂𝓎 𝓌 𝓈𝓅𝑜𝓁𝑒𝒸𝓏𝑒𝓃𝓈𝓉𝓌𝒾𝑒™ type beat, ale z drugiej strony – piękna, leniwie płynąca ballada o tym, że może być lepiej.
No i dobra, mamy drugi z nowych singli Björk. Jest spokojniejszy, utrzymany w stylu, który znaliśmy od lat; tym razem nie ma rave'owania na grzybach. Czy to dobrze? Nie jestem pewien, bo Atopos było czymś nowym, odświeżającym, a Ovule to muzyczna względna strefa komfortu.
Rzadko mam ochotę na gitarowe drony. Czasem jednak pojawia się taka (?) Mila Cloud i podrzuca swoje przestery, a wtedy, jak w przypadku Graylight, na 5 minut i 21 sekund odłączam się od świata. Kilka dni temu pisałem na peju o chandrze, widzicie, jesień idzie. Coraz bliżej święta, czy coś.
Ledwie dwa tygodnie temu podrzucałem debiutancki singiel zapowiadający epkę zespołu Szacunek, a już teraz w Kotach ukazała się cała trzyutworowa epka Filary. Hałasująca psychodela, wrzaski, trochę krautu – normalnie męczy mnie taka muzyka, ale ta krótka dawka nie pozwala się znudzić.
A tu cyk, nowy Bakun na łamach BUMP'12. Czyli tym razem już nie rerelase z Wersji roboczych ani nie jeden z kolektywnych tracków, co zdarzało się od pewnego czasu, a zupełnie nowy kawałek. O czym ten gość nie zarapuje – choć fakt faktem, że głównie o sobie, choć bez egotripu – to robi to sprawnie, z płynącą nawijką i ponadprzeciętnym na tle konkurencji śpiewem. Do tego mega doceniam warstwę wizualną, która pokazuje, że teledysk niekoniecznie musi składać się z wodotrysków, by zapadać w pamięć.
Otóż być może słyszeliście o netfliksowym serialu Cyberpunk: Edgerunners, czyli anime opartym na znanej grze. Najpierw powiem, że to kawał dobrej realizacji, widowiskowej i zajmującej. Następnie dodam, że twórcom powinno się dawać credit. Ale wróćmy do jakości: dziesięć odcinków wygląda świetnie, choć ja nie jestem koneserem animców, więc moje zdanie może nie być zbyt wiele warte. Mogę za to powiedzieć, jak brzmi – genialnie. Oglądałem całość z oryginalnym, japońskim dubbingiem, przetykanym co chwila... muzyką polskich artystów, między innymi tych, którzy stworzyli trochę kawałków na potrzeby produktu CD-PROJECT RED. Pojawiają się zatem Ugory (aka Wydech), pojawia się – nie wierzę, że to piszę – zaskakująco pasujące Zjednoczenie Soundsystem, a także piosenka kończąca każdy odcinek autorstwa Dawida Podsiadły. W kontekście siedzi znakomicie, a bez? Okej nutka.
Jeden z ostatnich razów z Unicorn Booking w tym roku zapewniły grupy Lubber Louie, hage-o i Kanalizacija. Co tu dużo mówić – ci pierwsi, Białorusini, zagrali zaskakująco git, nie przyszedłem z nastawieniem na nie wiadomo co, a dostałem kawałek fajnego surfującego gitarowego brzmienia, melodyjnego, ale nie przesłodzonego. Z hage-o znamy się nie od dziś, a od czasu ich ostatniego występu dużo się nie zmieniło; szkoda tylko, że tyle czasu zajęło im wyjście na scenę, ale tak czasem bywa. Na litewskiej Kanalizaciji byłem krótko, bo przez budowę tramwaju do Wilanowa zlikwidowali mi sensowne późnowieczorne połączenia do domu, więc ciężko powiedzieć dużo, ale polecam sprawdzić płytę – nie spodziewałem się, że jazz-rock może aż tak mi podejść, ale okazuje się, że saksofon i tuba robią robotę.
To teraz parę słów o Cool Kids of Death w Pogłosie. Podrzucam przy okazji swój tekst o książce Kazimierza Rajnerowicza Nie będzie żadnej rewolucji (link tutaj), a także rozmowę z autorem na jej temat w Czwórce (link tutaj). To dla kontekstu, żebyście wiedzieli, jak bardzo czekałem na ten koncert – sugerując się opiniami z ostatnich miesięcy spodziewałem się dobrej formy, na pewno lepszej niż ta sprzed kilku lat. I jak było? Cóż, był na tyle młyn, że skończyłem ze złamaną kością śródstopia.
Biorąc pod uwagę hype narosły we mnie w zasadzie od urodzenia, oczekiwałem wiele. Miało być głośno i agresywnie, choć z poprawką na to, że Dwadzieścia kilka lat w przypadku tych gości straciło trochę na aktualności. Skończyło się też mówienie "i chuj z wami" do publiczności domagającej się bisów. Teraz, biorąc pod uwagę na przykład rozmowę Krzyśka Ostrowskiego z Karolem Paciorkiem – nienajlepszą, bynajmniej nie z winy gościa – mogę powiedzieć, że CKOD się... zresocjalizowało. Niektórzy mogą powiedzieć, że to utrata dawnego pazura i wizerunku groźnych, choć trochę śmiesznych gości ubranych na czarno i wyzywających wszystko i wszystkich. Tak. I bardzo dobrze, bo ileż można. Dziś wyglądaliby równie śmiesznie, co offowy (tylko) Iggy Pop (miałby szansę).
Udostępniam Wam też filmy od BVLGVS. Dzięki za info i podrzutkę!
Zagrali przekrojowo, choć bez Planu ewakuacji, a z 2 w zasadzie tylko hitową Armię zbawienia, spocili się, a szczelnie wypełniająca Pogłos publiczność zrobiła bydło. Pozdzierałbym gardło bardziej, ale w poniedziałek miałem na siódmą do roboty, więc nie mogłem sobie na to pozwolić. A szkoda, bo wszelkie okoliczności ku temu skłaniały. W pewnym momencie w związku z wymienionym wyżej wypadkiem musiałem też opuścić kocioł, czego żałuję, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. A ja w najbliższym czasie w ogóle niczego nie przeskoczę.
Jeśli spotykać, hm, "idoli", czy też może raczej ludzi kształtujących wrażliwość, to chyba właśnie w ten sposób. Widać, że obecnie granie sprawia im przyjemność, a publika odpowiada adekwatnie. To była też prawdopodobnie moja ostatnia wizyta w Pogłosie, więc było to piękne, godne pożegnanie. Jeśli gdzieś się łamać, to właśnie na takich koncertach.
Przy okazji dorzucam też bardzo ładny post Agaty z Undertone, która dzielnie wytrzymywała focenie w pierwszym rzędzie: link do posta.
Gościem audycji Pasjonauci w Czwórce był dr Piotr Kubkowski – krajoznawca, historyk kultury, pracownik Instytutu Kultury Polskiej, a tym samym mój były wykładowca. Chodziłem na zajęcia Piotra przez trzy lata, więc wiedziałem, że kto jak kto, ale on umie opowiadać o swoich pasjach, więc tym razem zaprosiłem go na rozmowę o książce Sprężyści. Kulturowa historia warszawskich cyklistów na przełomie XIX i XX wieku, której tytuł rozumie się sam przez się. Naszej rozmowy możecie posłuchać tutaj: Pasjonauci 2022/09/17 11:00.
Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025 musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej. Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie. Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...
OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...
Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność. Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...
Komentarze
Prześlij komentarz