Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #29

 

Tydzień. Jedna epka, kilka interesujących singli z różnych baniek, sporo zapowiedzi świetnych koncertów, drama wokół Great Septembera. Do tego: dwie audycje i parę słów o festiwalu Up To Date. Nic o nowym serialu na podstawie prozy Tolkiena, nic o prequelu Gry o Tron. Bawcie się dobrze.

Dwudziesty dziewiąty odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 28.08 do 4.09.2022.


W kąciku okładkowym, tematycznie w przypadku tygodnia zbiegającego się z początkiem roku szkolnego, płyta z koniem. A w zasadzie z kucykiem, nie mylić z kucem, bo to White Pony od Deftones, a nie jakaś zreaktywowana Pantera. Świetny album, jeden z takich, do których niby wracam kilka razy w roku, ale za każdym razem totalnie się w nich zanurzam. Ni to shogaze, ni to nu metal. Coś na kształt świdra. Ale jest na nim Back To School


W ciągu ostatnich miesięcy kilkukrotnie wspominałem o zespole Metro, gdy ten wydawał single, ale zupełnym przypadkiem wyszło, że nie napisałem nic o pełnej epce. Doszedł tak naprawdę jeden track, chyba że chcecie policzyć intro, to wtedy dwa. Fun fact, otwieracz jest chyba najbardziej "mój", przypomina energią wczesne kawałki od Much czy co bardziej melodyjne piosenki CKOD, podczas gdy wcześniejsze trzy to, jak już porównywałem, Komety. 

Choć faktycznie, zamykająca epkę Warszawa to niemal siedmiominutowa rozmarzona post-rockowa kompozycja z elementami shoegaze'u spod znaku Slowdive, która również odstaje od singli. W ogóle, im dalej w las, tym bardziej ten numer jest zaskakujący, sprawdźcie zresztą sami. Ale co do ładnych śpiewanych kawałków: one też są spoko, miłe i przebojowe, ale trochę z boku wobec mojego gustu. Niezależnie od tego: posłuchajcie Stelli, to kawałek dobrego materiału, który budzi nadzieję na przyszłość.


Ale żeby niezale na poważnie coverowały znanych i szanowanych twórców? Dość rzadko się zdarza, zwłaszcza gdy pomyślę o słyszanej niedawno Kryzysowej narzeczonej - kto widział na Instagramie, ten wie. Zespołowi BYTY jednak zdarzyło się podejść do zadania z powagą i wyszła z tego zupełnie dobra interpretacja Republiki. Przy okazji: w dniu premiery Odchodząc przypadłyby 65 urodziny Grzegorza Ciechowskiego.


Honey, it's 5PM, time for new release from Koty Records. Najnowsza premiera w Kotach należy do grupy Szacunek. Sześciominutowy track to chroboczący postpunkowy rock psychodeliczny, prawdopodobnie niekwestionowany król koncertów. No fajne, fajne.


Cholera, no nie wiem, co jest z tym Franiem Muchą, że niby każda piosenka powinna mi siedzieć, ale zawsze znajdzie się coś, co mi ją psuje. W przypadku Salve Mel jest to jarmarczne "o, o, o" w refrenie oraz naciąganie sylab i akcentów niczym Żabson albo Coals – tyle, że w indie rocku mi to nie podchodzi. Niemniej: cały numer, jak zwykle, jest zgrabnie napisany, zawiera ładną, ale niekoniecznie banalną melodię, jest też dobrze zaśpiewany. Widzicie, szukam pozytywów. Jeśli jesteście zainteresowani, to w ciągu dwóch tygodni nakładem Seszele Records ukaże się cała płyta Bakelit.


Co jakiś czas podrzucam wam nowe utwory Oli Budzyńskiej. W czwartek swoją premierę miało Bleed, które niedawno graliśmy wam w Czwórce, czyli kompozycja, można powiedzieć, najbardziej stonowana z dotychczasowych. Nie oznacza to, że brakuje jej emocji, zwłaszcza napięcia, ale jest też względnie cicha, nie ma uniesionych avantpopowych momentów. Może i lepiej, bo jest to chwila oddechu, a przy okazji nadal brzmi to świetnie.  


Dwa nowe traczki od solowego projektu Wojtka Filipowicza aka goddie nie mają nawet szans mi siąść. Nie to, że są złe, po prostu nie jestem targetem. Jak się na to mówi? Breakbeat? Chyba tak, przynajmniej w przypadku get a grip. Z drugim kawałkiem, czyli flowers for machines, jest mi lepiej i być może jest to zasługa braku yungleanowo-hyperpopowego wokalu. Tak czy inaczej, nie oceniam, a informuję.


Bardzo git brzmi mi za to Masovian Mantra od Michała Barańskiego, czyli zbliżająca się premiera w serii Polish Jazz. Tym, którzy - podobnie jak ja - do niedawna nie znali nazwiska autora podrzucam trop, że jest on kontrabasistą, który upodobał sobie łączenie współczesnego jazzu z indyjskimi brzmieniami. W tym przypadku mówimy o pomoście między indyjskim konnakolem a ludowymi dźwiękami z Mazowsza, co możemy usłyszeć chociażby w przypadku groove'u bębnów, partii skrzypiec i przetworzenia samplowanego wokalu. Premiera całej płyty będzie miała miejsce 16 września i bardzo ciekawi mnie, co z tego wyjdzie.


Nareszcie! Kawałek powstały we współpracy na linii bogdan sékalski x hage-o, czyli NASKALNE ART FAIR!, ujrzał światło dzienne. Przesterowany początek i refren przyprawia mnie o dreszczyk podobny do KRWI MLODEGO KOTKA, ale śpiewana zwrotka jest ciut ciężka do zniesienia. Ostatecznie intrygujący instrumental jest na plus, słyszę tu połączenie stylów wszystkich autorów, ale bez wokalu mógłbym się obyć. A już w najbliższą sobotę chłopaki zagrają na Brackiej: hage-o/bogdan sėkalski na brackiej.


Oczy piwne, życie dziwne... A nie, to nie ten zespół! Duet Franek Warzywa & Młody Budda wrzucił nową pioseneczkę. Nie jest to hit na miarę Psa kosmity, Szkoły, Napadu na bazar czy Grzybobrania, ale niezmiennie jest spoko, a jako okularnik zgadzam się z przekazem. Tak, moje podejście do ich twórczości dość mocno zmieniło się od czasu OFFa. Jeśli ktoś chce zobaczyć ich performance, to podrzucam link na sobotę: Niepokój przychodzi o zmierzchu. Działania | Franek Warzywa & Młody Budda. Napad na Zachętę.


Wraca Polska z Offu! Nie jest to niespodziewana nowina, ponieważ sukces dotychczasowych koncertów zapowiadał kontynuację cyklu, ale to ogłoszenie osładza trochę smak powracającej jesieni. Co więcej: zagrają Szklane Oczy! Wiecie już, że od czasu Soundrive Festivalu A.D. 2021 totalnie uwielbiam ten skład, a że poprzednia okazja, by zobaczyć dziewczyny w Warszawie, miała miejsce jesienią ubiegłego roku, to zdążyłem już trochę zgłodnieć. Co do Di Libe brent wi a nase Szmate, to jest to zespół, który poznałem właśnie w tej chwili, ale wygląda na to, że to ciekawa, feministyczna twórczość, przy okazji łagodniejsza w formie od Siksy, bardziej rytmiczna, ba, nawet melodyjna. Jeśli zatem, tak jak ja, ideologicznie jesteście na lewo, ale lubicie przy okazji słuchać muzyki, to je warto sprawdzić.


A tutaj póki co tylko zapowiedź, ale to koncert, na który chwilę czekałem. Do tej pory tylko raz zetknąłem się z Bzem i Nadzieją, było to mniej więcej ćwierć wieku temu, gdy dziewczyny grały w CH25. Od tamtej pory wydarzyło się sporo (wiecie, zamknięcie klubu, pandemia, nagranie płyty, te sprawy), więc jestem ciekaw, tym bardziej, że będzie to koncert w szerszym składzie. Jeśli chodzi o Dłonie, to aż żal ściska, że do tej pory na nich nie wpadłem – trzeba nadrobić! Link tutaj: Bez i Nadzieja z Orkiestrą / Dłonie w Młodszej Siostrze.


No przypał. Great September jednak nie taki september, ale za to być może wyjdzie great? Tego jeszcze nie wiemy, ale nawet sami organizatorzy postanowili zabawić się tą grą słów. Sprawa wygląda tak, że dwa tygodnie przed planowym startem festiwalu cała impreza została przełożona o miesiąc, na końcówkę października. O ile mi samemu nie sprawia to problemu, tak widzę ich kilka, i to dużych: po pierwsze, co z artystami, którzy zarezerwowali sobie terminy? Po drugie, co z klubami, w których są już bookingi, a w ciągu miesiąca może się równie dobrze zmienić właściciel? Po trzecie, co z wszystkimi zainteresowanymi, którzy już zapłacili za kwatery, wzięli urlopy itd.? Po czwarte, całe przenosiny już z góry wydają się karkołomnym logistycznie zadaniem, skoro zapowiedziano ponad sto koncertów. Życzę organizatorom jak najlepiej, mam nadzieję, że dowiozą świetny festiwal, ale prawda jest taka, że dali ciała. I to grubo. Nie jest to dobry początek dla imprezy, która budziła spore nadzieje.


Jeśli chodzi o tegoroczny Up To Date, to nie opowiem Wam zbyt dużo, bo jednak ostatecznie byłem w pracy na stoisku Czwórki, gdzie robiłem foty i rozdawałem gadżety. Przyznaję natomiast, że pierwszy raz odwiedziłem ten białostocki event, więc było to dla mnie nowe przeżycie, tym bardziej że jestem osobą niespecjalnie zainteresowaną klubową sceną, czy też może przede wszystkim: kiepsko zorientowaną. 

Pierwszego dnia udało mi się tak naprawdę zobaczyć wyłącznie fragmenty setów po godzinie 2:30, ale co mogę powiedzieć, to że cieszę się, że w lineupie pojawił się Julek Płoski, bo jego półgodzinny set to jednak rzecz wykraczająca trochę poza strefę komfortu typowego festiwalowicza. Słyszałem też, że Daniel Szwed zagrał całkiem noisowo, choć ponoć momentami bębny wchodziły w znane i lubiane 4/4. 

Jeśli chodzi o dzień drugi, to nareszcie udało mi się zobaczyć Klawo! Znaczy no, nareszcie – może nie po latach, ale po paru dobrych miesiącach od premiery płyty, którą się podjarałem. I co? I dowieźli, w dodatku jak! Wszystkie muzyczki i muzycy mają bardzo dużo luzu, który pozwala czuć się swobodniej. Do tego, jak można się było spodziewać, materiał z debiutu to rzecz zdecydowanie koncertowa, dająca wiele okazji do improwizacji i wariacji wokół tematu. Wpadnijcie, gdy będziecie mieli taką możliwość, serdecznie polecam. 



Niezmiennie jestem pod wrażeniem naszych pięknych buziek na grafice zapowiadającej Wieczór rezydentów, więc co jakiś czas będę ją postował. W tym tygodniu można było usłyszeć Cool Kids of Death w związku ze zbliżającym się koncertem w Pogłosie. Przy okazji, właśnie rozpoczął się ostatni miesiąc jego istnienia, ech, żaloni... Oprócz tego wspominałem o koncertach na Great September, jeszcze bez wiedzy o przenosinach na październik, oraz oczywiście ponownie o Żurawiach i Pastrach. Słuchanko tutaj: Wieczór rezydentów (1 września).


Gościem Pasjonautów był w tym tygodniu Jackob Buczyński. Porozmawialiśmy trochę o jego marce, ale przede wszystkim rozmowa krążyła jednak wokół procesu upcyklingu, ekologii i redukcji konsumpcji. Na co dzień nie orientuję się w modzie, ale temat wydaje się ciekawy, więc zapraszam do słuchania, link tutaj: Projektanci "odzysku". O upcyklingu w modzie.


A już w tym tygodniu kolejny koncert od Unicorn: 52 Hertz Whale (post-punk • noise rock) [SK] + poimprezka (shoegaze • indie) [PL] ♘ 7.09 ♘ Chmury.


Do zobaczenia za tydzień!

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...