Przepraszam Was serdecznie za brak odcinka w poprzednim tygodniu, po Openerze miałem trochę mało siły na pisanie podsumowania. Ale – co się odwlekło, to nie uciekło, więc w tegotygodniowym poście będzie zdecydowanie dużo dobrego, może nawet więcej niż zwykle. Jazz? Jest. Koncerty? Są. Nowa Rosa Vertov? Ależ proszę.
Dwudziesty trzeci odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 27.06 do 10.07.2022.
W przyszłotygodniowym poście napiszę parę słów o Cryalot, czyli nowym projekcie Sarah Bonito z Kero Kero Bonito. Póki co spójrzmy na okładkę i pozachwycajmy się singlem Hell Is Here.
Klawo wrzuciło singiel, ba, w przyszłym tygodniu Klawo wyda płytę. Pisałem o nich już w 17. i 19. odcinku, wspominałem też przy okazji Artificialice – słowem: czekam, bo single zapowiadają jeden z najciekawszych debiutów roku, tym bardziej na młodej scenie jazzowej. Premiera albumu już w najbliższą środę, a ja Wam zdradzę, że przy okazji będę mógł porozmawiać z nimi na antenie.
Kojarzycie taki album, Marianna, opowiadający o babci artysty? To niedługo będą już takie dwa, bo o ile ten Latarnika pojawił się dobre dwa-trzy miesiące temu, tak krążek tria Macieja Gołyźniaka ujrzy światło dzienne we wrześniu. Ciekawa zbieżność, ale oczywiście nie jest to zarzut ani insynuacja z mojej strony, nie ukrywajmy, byłoby to bardzo niskie.
Pierwsza zajawka, I Miss You Grandma, to utwór wzruszający, sentymentalny, ale jednocześnie ciepły, budzący wspomnienia raczej o piciu herbaty na werandzie niż o złych czasach. Szczerzę życzę autorom, aby była to najbardziej dołująca z kompozycji, a we wspomnieniach o osobie przeważały miłe chwile. Początek brzmi pięknie.
To z innej mańki, zmierzając w stronę następnego wpisu w kolejności. Nowy jazzowy skład, Jutra, jak na ten moment jest dość enigmatyczny – w pierwszej chwili widzimy wyłącznie nazwisko Michała Jana Ciesielskiego, wymienionego zresztą gościnnie. Grzebanie w Spotifaju pokazało mi Wojciecha Lackiego, znanego z Lastryko, a szybki stalking jego profilu dodaje Jacka Reznera i Artura Bieszkego. W ramach gości mamy usłyszeć jeszcze Maćka Szkudlarka i Marka Kosteckiego na synthach.
Newsophobia to kawałek bardzo przestrzenny, aż mnie nie dziwi, że w sporej części odpowiadają za to ludzie z Lastryka. Niby jazz, no dobra, ale całość ma bazę z transowego rocka psychodelicznego, głowa sama się buja. A płyta ponoć wyjdzie na jesieni.
Czy wspominałem kiedyś, jakim skarbem narodowym jest Rosa Vertov? Pewnie nie, ale wydaje mi się, że nie muszę, bo kto miał to wiedzieć, ten raczej już wie, choć dobra, okej, naturalnie życzę dziewczynom, by dowiadywało coraz więcej osób. To, że ten zespół doskonale radzi sobie z introwertycznym graniem, wiemy nie od dziś, a najnowszy singiel, All We Have Must Be Enough, wyłącznie to potwierdza. A masterował Kuba ze Zwidów, no jak tu nie kochać.
Wizja Płynna opublikowała drugi utwór. Słowo "kawałek" jakoś mi tu nie pasuje, do tego delikatnego, lekko melodyjnego spoken wordu z niemal szeptanym wokalem. Piękna sprawa, bo jest to rzecz minimalistyczna, a jednak trafiająca do serca.
Muszę przyznać, że drugi singiel DOROTY Masłowskiej jest ewidentnie mniej kontrowersyjny od pierwszego. Jeśli chodzi o klimat i nawijkę, to jest to typowa tzw. muzyka alternatywna dla inteligencji, ale tym razem nikt chyba nie poczuje się oszukany i przerażony obecnością w SBM-ie. Mi Ojciec podoba się bez zastrzeżeń, ba, nawet buja. Motyle miały momenty, a tu klei się wszystko.
Nie wiem za to, o co chodzi Monice Brodce. Ostatnio do sieci trafiła fotka, na której artystka jara dżosza w kiblu w PKP do spóły z Matą, teraz dostaliśmy numer, który wyprodukował 1988 i jest... niby rapowany, niby deklamowany, niby nie wiem co, z tekstem pokroju "masz w sobie cechy skurwysyna i ojca" oraz "sadza się osadza". Ale klip ładnie wygląd- przepraszam, powinienem powiedzieć, że jest unaocznieniem koncepcji czasu cyklicznego w opozycji do linearności, czy coś tego rodzaju, bo pamiętajcie, że jeśli się wam nie podoba, to ewidentnie jesteście po prostu niedouczeni i nie potraficie odczytać nawiązań do malarstwa Man Raya.
Hahahaha, nie mogę. Pamiętacie Nagasaki od Nosowskiej? Tu mamy podobny poziom "artystycznej odwagi".
Tymczasem duet Sibuku również wydał singiel z teledyskiem utrzymanym w czerni i bieli, co więcej, singiel podnoszący istotną sprawę, bo starający się przypomnieć, że nawet, jeśli jesteśmy w wielkim dołku – lub, bardziej bezpośrednio, w obliczu wielkiej tragedii w Ukrainie – to w pewnym momencie nadejdzie czas, gdy będzie można spróbować wrócić do życia. Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. I da się to zrobić bez artystowskiej przesady? No patrzcie.
Nowy kawałek od KĀVE to coś... cięższego niż dotychczas. Instrumentalnie powiedziałbym, że zbliżają się do numetalu, ale synthpopowy wokal przesuwa "Nago" w stronę zimnej fali. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, a wyszło fajnie. Na pewno na ten moment brzmi mi to lepiej niż dość mocno hajpowane w środowisku .bHP.
Nowy Kot, czyli Salto Śmierci tym razem na postpunkowo. Ładnie to brzmi, ponownie jest w tym pewien urok – podobnie jak poprzednio, gdy tematycznie mowa była o spiskowo-jaszczurowej odklejce. Trafił się komentarz, że to trochę jak Happysad wymieszany z Kombajnem do zbierania kur po wioskach. Nie wiem, czy umiem mu zaprzeczyć, ale nawet jeśli te skojarzenia są sensowne, to w takiej wersji mi to nie przeszkadza. Salto Śmierci wygrywa słodką, uroczą bezpretensjonalnością.
Debiutancka płyta Ziggiel Lou... zaskoczyła, i to niestety nie w pozytywnym sensie. Nierówny album, w którym ja nie umiem znaleźć spójnego pomysłu, realizacja której przydałyby się solidne poprawki, poruszana przeze mnie nieraz płytkość brzmienia. O ile it's just sometimes nadal uważam za świetny kawałek, tak zapowiadał on jednak zupełnie inny krążek, a mi szczątki mojej rzetelności nie pozwalają zachwycać się tym, który się ostatecznie ukazał.
W poprzednim poście wspominałem o Azkabanie od Lylkiスイレン z xDZVØNx, a ledwie chwilę później do sieci trafił jej kolejny traczek, czyli Pojebany film. Banger? Naturalnie, że banger, ale w zdecydowanie wiedźmim klimacie. Będzie działać na koncertach, poza nimi zresztą już działa.
Rozpoczęła się tegoroczna edycja Lado w Mieście! I tym milej mi o tym pisać, że w tym roku objąłem ten cykl patronatem medialnym (i to w jakim towarzystwie: od Undertone przez Poptown do Glissando), więc tym bardziej będziemy się tam widywać. Zresztą, jeśli śledzicie peja i insta, to wiecie, że i tak często gęsto wpadałem na odcinki z poprzednich edycji.
W tym roku wakacje otworzyli Ken Vandemark & Paal Nilssen-Love, czyli duet na saks/klarnet i perkusję. Jestem pod wrażeniem kondycji, która pozwala zasuwać przez okrągłą godzinę – w sumie chyba nawet więcej? – i się nie zapowietrzyć, nie dostać skurczu ani kolki. Panowie wyciągnęli ze swoich instrumentów wszystko, co się dało, momentami oferując przyjazny dla ucha smooth czy longue jazz, by chwilę później przywalić freejazzową kakofonią. Jazz zwykle wydaje mi się trudną muzyką, ale trzeba potrafić wyjątkowo wiele, by improwizować przez tyle czasu, a jednocześnie nie wywołać w słuchaczu wrażenia, że obserwuje kompletny chaos. Szanuję.
Onoe Caponoe niedawno pojawił się na płycie 1988 i powoli wkrada się na polski rynek muzyczny, a zainteresuje fanów chociażby Dannyego Browna lub innego wybranego eksperymentalnego artysty hip-hopowego. Można dodać tu horrorcore, psychodelię i... masę bangerów. Przyznaję szczerze, że to nie moja broszka, ale gdybym był fanem rapu – bawiłbym się doskonale. Co było widać po zahipnotyzowanej publiczności.
Jak za to było na Openerze? Lepiej, niż się spodziewałem. Nawet przeżyłem wspaniale zorganizowaną ewakuację! Co prawda nie dzięki ogarnięciu organizatorów, a własnemu środkowi transportu, ale ofiar nie było, więc sukces można odtrąbić.
A jeśli chodzi o rzeczy ważniejsze, czyli o muzykę, to dwie refleksje: kto i po co wrzucił Podsiadłę na Tent oraz czy istnieją headlinerzy inni niż Rozgłośnie Komercyjne Core? Wiem, że to drugie zostanie szybko wypunktowane w sposób: "hej, Adam, przecież to Opener, czego się spodziewałeś", ale coś jest nie tak, jeśli z dala słyszę zespół z maina i nie wiem, czy to Imagine Dragons, Twenty One Pilots czy kto. Cóż, Dua Lipa nie dotarła, a ją akurat chciałem zobaczyć.
Natomiast: żałuj opuszczenia Clairo, koncert Little Simz należałoby ocenić jako "wytrawny", The Smile dupy nie urwało, Porridge Radio spodziewanie emocjonalnie i super, Król na żywo jest kotem, Destroyer trochę ziewanko, Zdechły Osa zarapował ze dwa zdania podczas całego koncertu, VTSS girlboss, BadBadNotGood fajnie, ale prawie uśpili graniem przy wyłączonym świetle, EABS dowieźli jak zawsze, Sky Ferreira mogłaby przestać udawać, że śpiewa, skoro i tak leci ordynarny playback, Iceage to cudowne rockowe show, Jessie Ware ładnie pobrzmiewa z odległości, Marie jest urocza, po Cate Le Bon spodziewałem się czegoś więcej, Cigarettes After Sex ziewanko, Dawid Podsiadło w formie, Sons of Kemet wypieprzyło z kapci, Young Leosia bardzo próbowała nadrobić dobowe przesunięcie i chyba się udało. Uffff. Jeśli chcecie podyskutować o szczegółach, to się polecam.
W tym tygodniu miałem okazję poprowadzić dwie audycje w Czwórce. Najpierw: Wszystko gra, w której pogadałem z Anią Leon o jej debiutanckiej płycie i popuszczałem trochę synthpopu, zapraszam do słuchania Wszystko gra 2022/07/06 09:00 (Polskie Radio). Następnie: Muzyczny Lunch, do którego wpadli Franek Warzywa & Młody Budda, żeby porozmawiać o swojej muzyce i o zbliżającym się wielkimi krokami Ciepło Fest 2022 (Facebook) – kto wystąpi, dlaczego taki line up, gdzie, kiedy. Tip: Chmury, 14-15 lipca, w rozkładzie m.in. Chair i hage-o. A przynajmniej te dwa zespoły graliśmy w audycji Muzyczny lunch 2022/07/07 13:00 (Polskie Radio). Akurat z chłopakami nie zdążyłem zrobić foty, ale i tak wpadajcie na Ciepło.
W ubiegłym tygodniu gościem Pasjonautów był Jędrzej Sołtysiak, czyli admin znanego i lubianego bloga Hałasy i melodie. Śmiesznie się złożyło, że przez przeziębienie tydzień wcześniej ta audycja była emitowana wtedy, gdy byłem nad morzem, ale to kompletny przypadek. Porozmawialiśmy m.in. o tym, co dzieje się w Trójmieście i czemu peje skupiają się przede wszystkim na swoich podwórkach. Było miło, link tutaj: Pasjonauci 2022/07/02 11:00 (Polskie Radio).
Natomiast w tym tygodniu, niemuzycznie, gościem Pasjonautów był Krzysztof M. Maj, akademik pracujący na co dzień na Akademii Górniczo-Hutniczej, a dla mnie, ze względów czysto rozrywkowych, przede wszystkim streamer, youtuber i okazjonalnie podcaster. Trafiłem na niego przypadkiem, chyba przez jego TED Talk, potem jeszcze innym przypadkiem włączyłem stream z Elden Ring i jakoś zostałem, bo przekonuje mnie mieszanie growej praktyki z potężnym zapleczem teoretycznym. Ostatecznie sam jestem po kulturo, coś mnie tam przyciągnęło, nie? No więc przeczytałem dwie książki Krzysztofa i postanowiłem zaprosić go do programu. Rozmawiało się miło, a nagranie znajdziecie tutaj: Pasjonauci 2022/07/09 11:00 (Polskie Radio).
Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025 musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej. Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie. Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...
OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...
Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność. Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...
Komentarze
Prześlij komentarz