Przejdź do głównej zawartości

Wynik pogłębiania świadomości


Sześcioosobowy skład z Trójmiasta powraca. Od premiery debiutanckiego longplaya Alfah Femmes minęło dziesięć miesięcy. Dla tych, którzy szukali w polskim niezalu interesującej, nieoczywistej muzyki, która jednocześnie nie byłaby ambientową awangardą, powinna być to pozycja obowiązkowa. Czy z epką I Wouldn't Bother jest tak samo? Sprawdźmy.



Polecam też audycję na temat Soundrive, na którym Alfah Femmes ostatnio grały i grali.

Jeśli pamiętacie ubiegłoroczne LP No Need To Die, to pewnie wiecie, że styl zespołu cechuje spora zmienność i kombinatorstwo, czyli skakanie od indie rocka do przez sophisti pop do synth popu w ramach jednego kawałka, dodając do tego jeszcze stałą obecność wiolonczeli i czasem saksofon, trąbkę czy skrzypce. Co trzeba przyznać: brakowało wtedy klipów z prawdziwego zdarzenia. Były za to lyric video, wystarczająco różnorodne, żeby nie nazwać ich leniwymi, a do tego spójne, więc zawsze to coś. Dlatego krótki tekst na temat I Wouldn't Bother zacznijmy od najnowszego teledysku do Tele-Echo.



Rozpoczynający epkę NYE 98-21 wita nas magnetofonowymi wstawkami, które zwłaszcza przy pierwszym odsłuchu są miłą niespodzianką, a i przy następnych nie tracą uroku. Sprawdźcie zresztą sami, jak gładko wchodzi jedno z przejść między zwrotką a refrenem. A skoro już przy takich określeniach jesteśmy – warto zwrócić uwagę, jak słodką barwą głosu Zofia Bartoś często operuje na I Wouldn't Bother. Przyjemny, przebojowy otwieracz przetykany przesterami został opatrzony łagodnymi wokalami, a w Dumb mamy absolutnie słodko-gorzki i idealny do śpiewania refren. Nie ma tu w zasadzie ani jednego zawołania w rodzaju Don't Stop ani pełnych jadu słów jak w Desperate Disco z albumu.


A co dzieje się muzycznie? Ogólnie raczej jest bardziej stabilnie niż poprzednio, bo poza smaczkami i przesterami NYE 98-21 w zasadzie jest altrockowym hitem, podobnie z Tele-Echo zawierającym zabawny perkusyjny fuck up, którego pozostawianie w finalnej wersji jest dla mnie tajemnicą, ale naturalnie nie psuje to odbioru kawałka. Grounz wchodzi w kombinowany, dark country-darkwavowy, nie wiem, trip hop? Wsłuchajcie się w te gitarowe partie i powiedzcie mi, że skojarzenie nie ma żadnych podstaw. Tutaj mamy też gościnny sax Michała Jana Ciesielskiego z Quantum Trio, a wszystko jest przykryte kasetowym szumem, który najlepiej słychać przed trzecią zwrotką i pod sam koniec. 


Ale...



Co dzieje się w Dumb i zamykającym Credits? Pierwsze jest chyba najbardziej „płytowe" ze swoimi atonalnymi odjazdami, bliską Ziemi melodeklamacją, beckowym bridge'em i refrenem fruwającym w przestrzeni kosmicznej. Drugie natomiast to krótki, instrumentalny dodatek, zapis nowości w życiu autorek i autorów, czyli pracy nad muzyką ilustracyjną. Stąd pierwsza część, przy której można by było grać w Icy Tower lub oglądać krótkie filmiki ze słodkimi zwierzątkami. A skąd druga, zniekształcona i ostra? A to już sam diabeł wie. O ile rozumiem ideę zamykacza pełniącego rolę napisów końcowych, tak mógłby on być nieco bardziej rozbudowany, bo sprawia wrażenie odrobinę przypadkowego.


Pod kątem tekstowym mamy natomiast sporo melancholii. Napomknąłem już o przewrotnym refrenie Dumb, ale same zwrotki mówią o niechcianych związkowych radach. NYE 98-21 jest znerwicowane, a Grounz niby zdaje się w dużej mierze wewnętrznie pogodzone ze sobą, ale myślę, że niekoniecznie chciałbym specjalnie mocno wiązać się ze strachem.



Digital oczywiście jest dostępny, ale tym razem można sobie kupić też inne fizyki, bo o ile album okazał się na winylu, tak tym razem mamy już oficjalne CD i kasetę. Ze swojej strony bardzo zastanawiałem się właśnie nad kasetą, a ostatecznie skończyłem z płytą, ale kto wie, może przy następnej okazji nastąpi dosprzętowienie. A dlaczego o tym mówię? Bo myślę, że warto wesprzeć skład, który wykazuje się taką kreatywnością w studiu, a potem jeszcze dostarcza dobrą jakość podczas występów. No i z którym jest tak dobry kontakt, kocham to. Udało mi się porozmawiać z Zofią, Przemkiem i Michałem z zespołu, efekty niedługo będą dostępne na radiowym kanale na YouTubie, stay tuned.

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...