Przejdź do głównej zawartości

Twoi koledzy czekają na pasach


Dziś o popsutych pozytywkach, czyli nowym albumie Julka Płoskiego, noszącym tytuł “śpie”. Tekst pierwotnie ukazał się na fanpejdżu Tygodnika Muzycznego, audycji nadawanej w Radiu Aktywnym Politechniki Warszawskiej.

Jeśli nie kojarzycie, czym ostatnimi czasy zajmuje się Julian Płoski (julek ploski Premium), to służę przypomnieniem: współprowadzony z Natalią Szczepańską (Natalie Schchepanskye Erotic Pleasure) 𝓰𝓵𝓪𝓶𝓸𝓾𝓻.𝓁𝒶𝒷𝑒𝓁 rozwija się od maja, mając na swoim koncie składankę various artists, split Płoskiego z Faxadą oraz po jednym longplayu duetu TSVEY i DJa NABUCHODONOZORA. W ostatni piątek ukazała się też nowa płyta Akwizgrama. Julek swój album wydał jednak gdzie indziej, w działającym od trzech lat czeskim labelu Gin&Platonic.

“śpie” brzmi jak koszmar osoby, która jeszcze się nie obudziła, ale już słyszy dźwięk budzika. Ewentualnie: zasypia, a gdzieś za ścianą gra rozstrojona pozytywka, przebijając się do podświadomości. Trzeszczące, przesterowane i pocięte dźwięki zdają się być właśnie czymś takim: odgłosami świata przetworzonego przez oniryczną, koszmarną rzeczywistość. Przerysowane, wręcz groteskowe kompozycje utrzymują się w pół-śnie, przechodząc od IDM-u przez post-industrial do gabberu - można zatem strzelać w ciemno, że ten album spodoba się entuzjastom zdekonstruowanych klubowych brzmień.


To dopiero drugi pełnoprawny album Płoskiego, ale już od pierwszych sekund słychać, że artysta przeszedł daleką drogę od czasu wydanego w marcu zeszłego roku “Tesco”, opierającego się na zaskakująco dobrze wyważonej noisowo-ambientowej mieszance. Chciałoby się klasycznie powiedzieć, że “śpie” to dojrzalszy album, ale poprzednio poprzeczka została zawieszona tak wysoko, że nie ma takiej potrzeby. Echa debiutu można jeszcze usłyszeć na przykład w utworach “ja człowiek” czy “ja mama”. Inne, jak choćby “ja osoba ktorej nie lubiei”, mogą budzić lęk, albo - jak “ja tata” - wprowadzać w raczej nerwowy nastrój. Czy to nadal muzyka klubowa? Może, ale to musiałby być naprawdę dekadencki klub.

Nie jest to płyta, której słuchanie sprawia przyjemność ot tak. Na podstawowym poziomie można to porównać do odtwarzania muzyki z uszkodzonej taśmy magnetofonowej. Coś ładnego i przystępnego tu jest, tyle że zostało tak powykręcane i poprzecierane, że całkowicie straciło swój kształt, przepoczwarzając się w potwora. Ale to jednocześnie bardzo dobrze przemyślany i rozplanowany potwór. Podsumowując: Julek Płoski znowu to zrobił.

Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...