Przejdź do głównej zawartości

Ta rzecz tu się dzieje #12

 


Tydzień świąteczny, ale też tydzień radiowy. No co? Taka prawda, akurat tak się złożyło. Dlatego też w podsumowaniu tygodnia znajduje się przede wszystkim audycja za audycją, choć premier i koncertów też nie brakuje.

Dwunasty odcinek Ta rzecz tu się dzieje obejmuje posty od 11.04 do 17.04.2022.

W środę wybrałem się do Chmur na koncert Ali Kryształ i Ewy Sad, oba widziane na żywo po raz pierwszy. Ewie nadal brakuje wydanej płyty, ale materiał ewidentnie jest już gotowy, bo miała czym zapełnić swoje pół godzin, choć moim zdaniem nadal najlepiej wybrzmiewają te główne single, typu Serce czy Bum bum. Natomiast fajnie ogląda się kogoś, kto oprócz podkładów na żywo leci wyłącznie z basem i wokalem; zwłaszcza ta pierwsza ścieżka jest tu należycie wyeksponowana. Natomiast jedna strona realizacji leżała, mianowicie wizualna, bo w zasadzie cały występ był okraszony statycznym czerwonym światłem, przez co zaburzyła się cała dynamika występu. Ale może na lepszą oprawę jeszcze przyjdzie czas.

Jeśli za to chodzi o Alę Kryształ, to dostałem mniej więcej to, czego się spodziewałem, czyli pełen klasy koncert, który w wersji na żywo oddaje magiczny klimat albumu Sandtrack, a nawet trochę do niego dodaje, bo ta muzyka najlepiej wychodzi wtedy, gdy wszystko dzieje się na naszych oczach. Niby można je zamknąć, ale ja jak zahipnotyzowany podążałem za ruchami rąk na handpanie i hamgamie. A że ostatnio na Sea You zwróciłem uwagę na shruti box, to i tu się uśmiechnąłem, gdy go zobaczyłem. Wajbujący psychodeliczny syntezator na żywo też robi wrażenie i myślę, że w tym przypadku można poczuć się podobnie jak na koncercie Błota, czyli całkiem kosmicznie. No i mamy kontrast co do występu Ewy - ważną częścią Ali Kryształ są przecież tworzone na żywo wizualki. Za to przyznam szczerze, że nie do końca ogarniam, jak one powstawały... były to chyba poklatkowe loopy? Z pewnością jednak mogliśmy oglądać dynamiczne tło ze świadomością, że powstaje ono na żywo, co robi efekt.

Już w najbliższą środę ukaże się najnowsza płyta Bastard Disco, czyli Satelity, a w międzyczasie dostaliśmy drugi singiel. Czy 30 jest tak samo dobre, jak opisywany niedawno kawałek tytułowy? No nie wiem, raczej nie. Mimo tego mogę zdradzić, że album jako całość robi robotę, bo miałem już okazję posłuchać.

Czekałem, czekałem i się doczekałem. Antyrzeczywistość od Szklanych Oczu nareszcie ujrzała światło dzienne, dzięki czemu możemy oficjalnie posłuchać kilku nowych kawałków - mam na myśli, że szczerze mówiąc do niedawna nie byłem pewien, jak rozpatrywać na przykład taki Piołun, skoro z założenia była to piosenka zrobiona do gry, a nie najpierw wydana, a dopiero potem wykorzystana jako soundtrack. 

Jedyne, czego trochę mi szkoda, to że Flaki z płyty nie robią takiego wrażenia jak na żywo. Ale można się było tego spodziewać. Oczywiście znajdą się fani i nic dziwnego, jeśli ktoś lubi wrzaskliwy punk, ale możliwe, że sam będę to skipował przy odsłuchu, mimo absolutnego zakochania na koncertach. Ale nic to! Są przecież pozostałe cztery tracki, które serdecznie polecam.


Niespodziewanie pojawił się solowy projekt Patryka Weissa z zespołu pies, czyli Bezsen. Łatwo odróżnić jedno od drugiego, bo Taki miły dzień to naturalnie przewrotny tytuł, a brzmienie dalekie jest od slackerskiego pop rocka macierzystej formacji Patryka. Tutaj idziemy w postpunkowy slowcore, raczej mówiony niż śpiewany, tekstowo trochę zalatujący Bąkowskim, z pewnością bardziej polsko-brudny niż można było oczekiwać. Do tego całość zgrabnie unika łatki "typowego post-punku", wplatając dysonanse i synkopowaną perkusję. Warto zapisać w oczekiwaniu na następne utwory.


Łódzki festiwal Great September pochwalił się wstępnym ogłoszeniem części line upu i... no... jest... okej? Ale szału nie ma. Jest tu paru fajnych niezalowych wykonawców, wiadomo, Zespół Sztylety, Czechoslovakia, OvE czy Franek Warzywa, jest paru na granicy jak Oysterboy czy Jakub Skorupa, ale jest też kilku takich, którzy przy mojej pełnej lub umiarkowanej sympatii naprawdę niekoniecznie potrzebują jeszcze większego dostrzeżenia, a przynajmniej niekoniecznie w formacie showcasowym, czyli trzy górne nazwiska. Tak, raz pojechałem na showcase i już jestem ekspertem, a co?

Okej, ktoś zaraz powie, że przecież na Sea You też były Trupa Trupa czy Resina. No i dobra, ale przypominam, że to wcale nie były moje ulubione części tego wydarzenia, a do tego tam mieliśmy do czynienia z lokalnym eventem, więc obecność większych nazw była zrozumiana. A tutaj, gdy mamy do dyspozycji całą Polskę? No nie wiem, nie wiem. Jestem w stanie wytłumaczyć to sobie tylko tym, że z samej sceny niezależnej nie utrzyma się festiwalu, tak jak OFF Festival musi mieć wsparcie piwa BUH i Rossmanna. No cóż, tak musi być.

A skoro wspomniałem o Sea You Tricity Music Showcase, to od razu podrzucam podcast z Czwórki na jego temat. To mniej szczegółowe podsumowanie niż relacja, którą ostatnio napisałem, ale w zamian pojawiają się tu głosy inne niż mój. Za udział dziękuję Ignacemu, Mateuszowi i Michałowi z Żurawi, Szymonowi z Zespołu Sztylety, Zofii z Alfah Femmes oraz Pawłowi Przyborowskiemu, tu złapanemu jako członek zespołu Kwiaty. 

Jeśli o tym ostatnim mowa, to w najbliższy czwartek w Bemowskim Ośrodku Kultury Paweł będzie grał materiał z płyty Nieśmiesznie. Ja wpadam, Wy też możecie. Link do wydarzenia tutaj.


W tym tygodniu miałem okazję poprowadzić trzy audycje w Czwórce. Pierwszą był Muzyczny Lunch, czyli audycja z autorskim doborem muzyki i przedstawieniem płyty tygodnia, gdzie z Polski pojawiły się m.in. Kwiaty, a z zagranicy na przykład Helado Negro. Ważniejsze natomiast były dwa następne programy, czyli piątkowe Zanurzenie, w którym grałem muzykę typu elektronika/elektroakustyka, a więc wspominaną już w tym poście Alę Kryształ, ale i Vysoké Čelo, Alamedę czy Naphtę, a także sobotnie Przebidźwięki z brzmieniami dostosowanymi do świątecznych okoliczności, a przede wszystkim z wartymi uwagi tekstami. Stąd Michał Kowalonek, Patrick the Pan i Klaudia Miłoszewska.

Link do Zanurzenia znajdziecie tutaj, a link do Przebidźwięków - tutaj.

W tegotygodniowym Halo, Odbiór? natomiast grałem niezalowe crème de la crème, czyli między innymi najnowszą Artificialice, Syndrom Paryski z My Name Is Poznań, kilka z kawałków opisanych powyżej i jeszcze trochę wspomnień z Sea You. Fajny odcinek, jeden z lepszych ostatnio.


Do zobaczenia za tydzień.

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...