Przejdź do głównej zawartości

Za duży mróz na mandaty


Kolejna wizyta na Chłodnej, kolejny wieczór w studio. Tym razem dzięki uprzejmości Unicorn Booking wybrałem się na Flying Moon In Space oraz Ode Sapac, więc pierwszy raz od dawien dawna stukot pukot trans piguły. Zapraszam do tripa.

Decyzja była dość spontaniczna. Zacznijmy może od tego, że regularnie dostaję maile od Unicorn (znanej muzycznie jako SKY) na temat organizowanych przez nią wydarzeń. Dzięki temu widzę, że mimo krótkiej działalności wyszło ich już całkiem sporo, a zbliżają się następne. No i gdy okazało się, że czwartkowy wieczór mam jednak wolny, postanowiłem wpaść - i faktycznie wpadłem do CH25.

Grały dwa składy. Pierwszy, czyli warszawskie trio Ode Sapac, składające się z Michała Olczaka, Kuby Grzybowskiego i Kuby Korzeniowskiego. W kwestii tego ostatniego na Odbiorze powinny się kojarzyć Zwidy i Tentent, więc była to już trzecia zupełnie inna okazja, by popatrzeć gdy gra. Co to dużo mówić - improwizacjny set na saksofon na zmianę z klarnetem, gitarę i perkusję, wszystko ze wsparciem laptopa. Opis z wydarzenia jest bardzo adekwatny, dając taki zabawny tag jak tropical noise jazz i schizophrenic beat repeat ambient. Tak, była to ściana dźwięku, ale sprawiająca dużą przyjemność, transowa, dynamiczna. I nieoczywista, między innymi dzięki wspomnianemu klarnetowi. 


Drugi zespół to niemieckie Flying Moon In Space, czyli coś, czego potrzebujecie, żeby stracić poczucie czasu. Sześć osób na scenie, z czego cztery mają gitary. Co prawda słychać raczej trzy, a gdyby - tu posiłkuję się opinią Piotra, który również był ze mną na koncertach - zamienić jedną na, na przykład, organy Hammonda, byłoby idealnie. Zespół z Lipska zagrał doprawdy tak, jak się nazywa - kosmicznie, przestrzennie, potężnie. Pomiędzy improwizowanym hałasem znalazło się dużo miejsca na, ponownie tego wieczoru, transowość, uderzającą tu raczej w stylistykę techno, czy też - już bardziej wymyślnie - deep space post rock. Instrumentarium dopełniał dość wysoki głos wokalisty. Przy długich utworach, które zlatywały w moment, można było wybić się ze swojego ciała i pobujać obok. 



Trip bez specjalnych używek można zatem uznać za udany. Mógłbym częściej spędzać wieczory w ten sposób - bardziej odłączony  od bodźców ze świata poza salką, w ciągłym i intensywnym kontakcie z tym, co dzieje się na scenie i przed nią, niż stale podłączony do nowości i postów. Oba zespoły poznałem dopiero wczoraj, ale już są i będą zaobserwowane, pozostaje czekać na nowości, a potem je grać i wrzucać. I jeszcze raz podbijam Unicorn Booking, czekam na następne maile - może kiedyś  ogarniemy też jakiś patronat? To się okaże, a na pewno mogę powiedzieć: do zobaczenia. 

Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...