Przejdź do głównej zawartości

Widziałem już setki miejsc, lecz wciąż o milion za mało


Tekst o debiucie EABS był jednym z pierwszych na Odbiorze. Od tamtej pory u mnie zmieniły się lajki na peju – liczba odsłon bloga już nie do końca – a Electro-Acoustic Beat Sessions zagrali niejeden koncert i wydali kolejną płytę. Przed wami Slavic Spirits

Ten początek był całkiem fajny. Być może zabrzmię trochę jak mój ulubiony Koniec Wszystkiego, ale wtedy była tu osoba, która może czasem zagląda, może nie, ale na pewno nie współtworzy już tego miejsca, tej swego rodzaju idei, czyli Odbioru. Ale tak to czasem bywa. Jakoś na początku, był to początek września 2017 roku, gdy blog liczył sobie, nie wiem, pięćdziesięciu czytelników, dostałem album longplayowo debiutującego niewiele wcześniej składu Electro-Acoustic Beat Sessions.

Nie znam się na jazzie, w tej kwestii nic się do dziś nie zmieniło, ale czułem, że album jest dobry. Niedługo potwierdziło to wiele innych tekstów. Zdania na temat nowego wydawnictwa są jednak podzielone. Przynajmniej to wynika z paru facebookowych dyskusji, jakie widziałem.


Słuchałem Slavic Spirits idąc po chinola i z odebranym chinolem. Po drodze przesłuchałem tylko dwa pierwsze numery, bo mimo że Ciemność trwa nieco ponad trzy minuty, to Leszy trwa już ponad dziesięć. Wobec tego w jednym z lipcowych dni z nagłym spadkiem temperatury i pojedynczymi prześwitami słońca spomiędzy chmur otaczały mnie odgłosy kniei: chrobot chrząszczy, ćwierkanie ptaków, rechot żab. Może jakieś kroki. Borowy strażnik lubuje się w naśladowaniu różnych dźwięków, więc starał się odwieść mnie od obranej drogi, skusić, abym poszedł gdzieś w bok. Nie tym razem, amigo.

Słuchałem Slavic Spirits będąc w drodze na Centralny, dokąd zmierzałem, aby odebrać grupę i pojechać z nią nocnym pociągiem aż na koniec Łodzi. Czekaliśmy na autokar mniej więcej pięć lat. Po drodze też słuchałem Slavic Spirits. To już bliżej klimatu utworu Ślęża (Mgła), tak trochę bardziej noir – tak siedzi się na stacji Widzew od pierwszej w nocy do czwartej rano. Następny utwór, sama Ślęża, może być nawet lepszą ilustracją dla tego oczekiwania: jest neurotyczny, niecierpliwy, pełen napięcia, które nigdzie nie uchodzi, co najwyżej przeradza się w melancholię. Znowu minął nas ten sam uczestnik wycieczki do Bułgarii. Nie naszej wycieczki, a jednak odjeżdżającej o tej samej godzinie w nocy z tego samego miejsca. Przywitanie Słońca (Rytuał). W zasadzie to rytuał chodzenia w kółko po dworcu rozmiarów mieszkania w bloku z lat 60. – przynajmniej tyle jest części użytkowej, bo reszta jest zajęta przez stałych bywalców. Przywitanie Słońca zbiegło się z położeniem się do łóżka.


Słuchałem Slavic Spirits jadąc na nieodbyte ostatecznie spotkanie na Białołęce. Po drodze okazało się, że nikt się nie wyrobi, a gospodarzy nie ma już nawet w mieszkaniu, więc wysiadłem przy Stadionie Narodowym i czekałem na autobus powrotny. Godzina pasująca do nazwy utworu, zatem tym razem Południca, potwór polujący na nieuważnych ludzi znajdujących się na polu o godzinie dwunastej. Mnie autobus 166 jakoś nie dorwał, jak zwykle zresztą – dzięki uprzejmości ZTM-u nawet w godzinach bez korków ominęła mnie przyjemność jazdy. Po drodze czytałem za to "Generację nic" Wandachowicza, wkomponowało się. Tworzy się niezdrowa sytuacja niewypowiedzianego szantażu, gdzie pracownik do tego stopnia jest uzależniony od swojego etatu, że będzie go bronił za wszelką niemal cenę... Znaczy, hm... A nic, może innym razem wrócę do tego eseju. Do dziś jest on ważny, więc będzie okazja.


I tak to jest. Najnowszej płyty EABS można posłuchać na zasadzie ilustrowania kolejnych sytuacji, w jakich się znajdujemy czy jakie nas spotykają. Każda z nich nabierze w tych okolicznościach trochę innego wydźwięku, może głębszego, może nie, ale na pewno innego – bo na Slavic Spirits na pewno jest dużo, hm, klimatu, takiej substancji nastrojogennej, która zmienia postrzeganie. Nie będę się odnosił jakoś bardziej do technicznych aspektów, bo jest wielu ludzi, których moja niewiedza aż uderzy po oczach. Musi zatem wystarczyć nieduża dawka życia.

Na pewno jest to coś innego niż Repetitions, a już tym bardziej Puzzle Mixtape. Nie licząc Przywitania Słońca, na płycie jest dużo mniej ciepłych dźwięków. Więcej jest tego, o czym napisałem w okolicy Ślęży i nocnego siedzenia na dworcu. Więcej jest niepokoju, stworów podkradających się przez krzaki. Ostatnio wreszcie ogrywam Wiedźmina 3, którego twórcy wprowadzili sporo słowiańskiego klimatu, wywierając duży – i błędny – wpływ na wyobraźnię zbiorową na temat tego, jak powinna wyglądać zbliżająca się netflixowa adaptacja czy tego, jaka ostatecznie była atmosfera sagi Sapkowskiego. Przypadek, że akurat teraz posłuchałem EABS, mimo że wyszło już miesiąc temu?

Może tak, może nie. Ale nie mam nic przeciwko, mogę słuchać dalej; warto.

Smoq
PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Wielki strach jak cały świat

Przed wami druga rozmowa z ostatniego odcinka Spoza nurtu w Czwórce. Rozmowa z air hunger , bez szczególnej okazji - raczej w wyniku ogólnej fascynacji jego muzyką, która operuje... sugestywną delikatnością? To chyba najbardziej trafne określenie, jakie umiem znaleźć dla wycofanego wokalu, ambientu i gitarowego dronu. Pomysł na tę rozmowę ma dwa źródła: jedno to rozmowa Magdy z Filmawki pt.  Nie jestem do końca przekonany, czy na “Grace” to jestem w ogóle ja… [WYWIAD] , przeprowadzona jeszcze przed Peleton Festem, a druga to sam koncert podczas tegoż festiwalu. Nie był to pierwszy raz, gdy widziałem Dawida na żywo, choć to doświadczenie faktycznie jest dość krótkie - bo o ile muzykę znam, zdaje się, od pierwszych solowych nagrań, to live'u słuchałem dopiero przed tegorocznym koncertem Northwest w Chmurach. Grace by AIR HUNGER Był to jednak świetny występ, podobnie jak na Peletonie – i w naszej rozmowie pojawia się twinpeaksowe skojarzenie z klubem Roadhouse, z onirycznym występem