Przejdź do głównej zawartości

Mój głos możesz usłyszeć z daleka



Dawno nie byłem w Pogłosie. Dobrze, że nadarzyła się okazja, a bilet okazał się warty zakupu. Cloud Nothings i supportujące Hanako dostarczyło mi takiej rozrywki, jakiej od dawna potrzebowałem. Przed wami swobodna relacja z dwóch godzin koncertu.

Z początku istotna sprawa, czyli shout-out do ziomków z peja Interwydziałowa cieplarnia muzyczna, z którymi bardzo miło spędziłem popołudnie, a następnie koncert. I ogólnie to bdb strona, polecam każdemu, fajne recki piszą.

Teraz druga rzecz, czyli zespoły. Hanako znałem sporo wcześniej, trafiłem bodaj rok czy półtora temu na liście, nawet napisałem o tym tekst. Kojarzyłem, że to dobry hc punk, screamo, posłuchałem wszystkiego, co do tej pory wypuścili. Swoją drogą, to mój ulubiony projekt z udziałem Bibi, tworzącej solo i grającej w Evvolves. Z Cloud Nothings historia jest krótsza (mimo bogatszej dyskografii), bo poznałem ich dopiero niedawno, na fali podsumowań rocznych.


Z Mokotowa bardzo miło dojeżdża się do Pogłosu. Jeden tramwaj albo jeden autobus i proszę, jesteśmy obok Arkadii, a stamtąd już rzut beretem do klubu.

Dotarliśmy na miejsce tuż przed początkiem setu Hanako, więc zdążyliśmy kupić sobie obowiązkowe piwko ;)))))) i posłuchać całego występu. Skład obejmuje cztery osoby (perkusja, wokal, gitara, bas), także było na kogo patrzeć. Można wręcz użyć pełnego entuzjazmu określenia "supergrupa", bo mamy tu reprezentantów Native Lungs, The Spouds, Zwidów i wspomnianego Evvolves. O ile panowie trzymali się sceny, to Bibi jednak wręcz jej unikała, to stojąc metr przed nią, to chowając się między ludźmi.

Doszedłem do wniosku, że za rzadko chodzę na koncerty. Nie wiem, czy wtedy oceniałbym jakoś inaczej koncert Hanako, ale w tej sytuacji przyznaję, ze jestem totalnie oczarowany. Ta ściana dźwięku, z której jednak każdy instrument da się wyłowić, poprzetykana wokalem – raz jednym, raz drugim – uderzyła tak mocno, że przez dłuższą chwilę nie mogłem się pozbierać. Set w sumie nie był tak krótki, patrząc na ilość materiału na bandcampie, ale pozostał pewien niedosyt. Chciałbym więcej. W sumie może to i lepiej, bo skoro tak, to następnym razem pewnie też się zobaczymy.

Szkoda tylko, że publiczność była dość drętwa, a i mogłoby być jej trochę więcej, bo przez to zespół nie został wystarczająco doceniony. Ale może to było magazynowanie energii na koncert gości z Ameryki.



Tutaj już pojawił się tłum. Wyszliśmy na fajkę, a gdy wróciliśmy trzeba było się trochę przepychać. Tym razem ludzie byli bardziej żywi, więc w zasadzie pod sceną przez cały czas był kocioł, którego brakowało na supporcie. Co poskakane i poobijane, to moje.

Cloud Nothings zagrali dość przebojowo. Jak napisałem wyżej, nie znam dobrze ich dyskografii. Zapoznałem się z całością, ale z pamięci dużo nie wymienię. A jednak, przede wszystkim ostatnia płytka, czyli Last Building Burning, kojarzy mi się raczej niezbyt popowo, nie licząc pojedynczych numerów, jak So Right So Clean czy Leave Him Now. Ale może to tylko ja, nie wiem.

Z pewnością jednak grali głośno. Zabawne, ale dalej dzwoni mi w uszach. Cóż, starość nie radość, faktycznie zasiedziałem się na dupie, zamiast chodzić na koncerty. I z czymś takim kojarzy mi się występ rockowy, na jakim chciałbym być – frekwencja dopisała, muzyce niczego nie brakuje, jakiś typ wskoczył między ludzi, a oni ponieśli go na rękach.

Czy potrzeba czegoś więcej? Nie wydaje mi się. To był dobry, archetypiczny (choć może nie do końca, bo Pogłos na szczęście jest klubem jasno podkreślającym bycie progressive-friendly) koncert rockowy, który sprawił dużo frajdy. Prostej, niezbyt skomplikowanej radości. I choć wróciłem do domu maksymalnie zmęczony, to z przyjemnością ogarniałbym takie okazje częściej.

Jako materiał poglądowy aranżacji daję występ z KEXP z 2017 roku:


Gdy main skończył grać, ludzie klasycznie domagali się więcej. Wokalista Dylan Baldi po chwili wrócił na scenę i z uśmiechem zapewnił, że nie zagrają już ani jednego kawałka, bo nie mają pozwolenia i jest zbyt późno, ale że zaraz wyjdą do ludzi i będzie można z nimi pogadać. W międzyczasie realizator znacząco puścił muzykę z głośników (nie pozdrawiam).

Szczerze? Bawiłem się zajebiście. Pozostaje wrócić do przyswajania sobie albumów Cloud Nothings i oczekiwania na debiutancki longplay Hanako, który ukaże się już niedługo, a zapowiada się bardzo dobrze. I na powrót pełnej sprawności słuchu też jeszcze poczekam.

Smoq

PS. Tytuł stąd.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Wielki strach jak cały świat

Przed wami druga rozmowa z ostatniego odcinka Spoza nurtu w Czwórce. Rozmowa z air hunger , bez szczególnej okazji - raczej w wyniku ogólnej fascynacji jego muzyką, która operuje... sugestywną delikatnością? To chyba najbardziej trafne określenie, jakie umiem znaleźć dla wycofanego wokalu, ambientu i gitarowego dronu. Pomysł na tę rozmowę ma dwa źródła: jedno to rozmowa Magdy z Filmawki pt.  Nie jestem do końca przekonany, czy na “Grace” to jestem w ogóle ja… [WYWIAD] , przeprowadzona jeszcze przed Peleton Festem, a druga to sam koncert podczas tegoż festiwalu. Nie był to pierwszy raz, gdy widziałem Dawida na żywo, choć to doświadczenie faktycznie jest dość krótkie - bo o ile muzykę znam, zdaje się, od pierwszych solowych nagrań, to live'u słuchałem dopiero przed tegorocznym koncertem Northwest w Chmurach. Grace by AIR HUNGER Był to jednak świetny występ, podobnie jak na Peletonie – i w naszej rozmowie pojawia się twinpeaksowe skojarzenie z klubem Roadhouse, z onirycznym występem