Przejdź do głównej zawartości

Pokaż mi inny świat, inną planetę, inny dom


Podsiadło, Nosowska, Mela Koteluk... Do pełni szczęścia brakuje jeszcze Brodki, Rojka i Zalewskiego, a mielibyśmy plejadę sław na liście premier. Tym razem jednak skupimy się na Meli i jej nowej płycie zatytułowanej Migawka.

W sumie nigdy nie byłem jakimś ogromnym fanem twórczości Meli Koteluk, mimo pełnej sympatii do osoby. Muszę jednak przyznać, że w czasach Spadochronu lubiłem jej posłuchać. Ale wtedy lubiłem też grać w Minecrafta. No dobrze, bez przesady, tamten album nadal się broni i czasem z przyjemnością włączę sobie kilka kawałków.

Niemniej – gdy cztery lata temu wyszły Migracje wiedziałem, że już się nie dogadamy. 


Dlaczego? Cóż, nie jestem fanem przepoetyzowania. Owszem, na debiucie również było tego dużo, vide chociażby otwierające Dlaczego drzewa nic nie mówią?, lecz miałem wrażenie, że jest to jakkolwiek zgrabne i znośne. Jak wiadomo, rozwój przychodzi z czasem. Tymczasem na płycie numer dwa rzeczy jak Żurawie origami, Fastrygi czy Tango katana wyczerpały moją cierpliwość. Nie pomógł openerowy koncert, również w roku 2014, gdy na ówczesnej scenie Here&Now połowę miejsca zajęły wiolonczele.

Gwoździem do trumny było, a jakże, jak zwykle, gdy przychodzi do moich wspomnień na temat muzyki, Męskie Granie 2015, a dokładniej singiel Armaty, gdzie zwrotka Meli była tekstowym strzałem w stopę. No błagam:
Nawołują mnie odległe galaktyki.
To skład mojej krwi, moja trajektoria.
Rozpętlony rydwan tętni, dudni w skroniach.
Mój dom jak dym, jak drzwi otwarte na noc.
Nawet nie pytam o ten rydwan, a różne portale typu Tekstowo podają tę samą wersję przymiotnika (choć sam wpadłbym raczej na rozpędzony).

Jak myślicie, w którą stronę w związku z tym mogła pójść Migawka? Oczywiście, że kontynuuje tę drogę. Nie mamy tu specjalnego rozwoju muzycznego; teksty są takie same, jak wcześniej; patos również ten sam. Ta płyta wydaje mi się tak nudna, że szkoda na nią słów. Naprawdę, zwyczajnie się nudzę.

Trudno mi nawet opisać rzecz szerzej. Po prostu całość brzmi, jakby była zwykłym ciągiem dalszym, stroną B Migracji bez postępu. Wszystko to już słyszałem na dwóch poprzednich albumach. Nad zalinkowanym wyżej singlem znęcałem się już trochę na fanpage'u, ale wróćmy do tego:
Ten las przerzedził huragan
Notujemy spadek cienia, a właściwie – jego brak
Wyparowała woda z nas
Nie ma tego złego tak, uczono tak
Ponownie: no błagam. Nie zatrzymujmy się, wejdźmy w jeszcze jeden tekst:
Palpitacje, niewinny szmer
Po łebkach wiedzie drogą ten pęd
Dokąd? Nie wiadomo po co i gdzie
Hen, hen 
Chcę powiadomić odpowiednie straże
Że grożę nagłym zaginięciem
Czy ktoś tu słyszy albo słyszał może?
Czy ktoś tu czuwa tak naprawdę?
To akurat z Hen, hen. Chciałbym skomentować, ale zostanę może przy tym, że czasem dobrze, gdy nie tylko drzewa nic nie mówią.



Żeby jednak nie było, że usiadł rozsierdzony Adam i znowu wysmarował paszkwil na polską muzykę alternatywną z radia – warto dodać, że są tu też przyjemne aspekty. Manierę wokalną Meli można lubić lub nie, ale dobrze wyćwiczonego głosu odmówić jej nie można. Zdecydowanym nadużyciem byłoby też stwierdzenie, że piosenki są jednakowe. Różnią się dość mocno, czy to tempem czy melodiami. Muzycy odegrali swoje w porządku, nie ma tu niczego kompromitującego ich umiejętności, lecz jednocześnie daleko do wirtuozerii, zwyczajnie nic specjalnego. Produkcja Marka Dziedzica nie pomaga, bo jest równie nijaka, jak reszta albumu.

Jestem w stanie wyobrazić sobie ludzi, którym się to spodoba. Okej. Wstydu nie będzie. Jest po prostu nuda. Ale czy naprawdę oczekiwałem czegoś dużo lepszego? Raczej spodziewałem się właśnie tego.

  • Muzyka: 6/10
  • Wokal: 8/10
  • Teksty: 3/10
  • Produkcja: 6/10
  • Total: ~5,8/10
Smoq

PS. dzisiejszy post jest pod znakiem Lata w mieście – pokaż mi inny świat, inną planetę, inny dom i obiecaj, że grają w nim coś więcej niż indie rock.

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Wielki strach jak cały świat

Przed wami druga rozmowa z ostatniego odcinka Spoza nurtu w Czwórce. Rozmowa z air hunger , bez szczególnej okazji - raczej w wyniku ogólnej fascynacji jego muzyką, która operuje... sugestywną delikatnością? To chyba najbardziej trafne określenie, jakie umiem znaleźć dla wycofanego wokalu, ambientu i gitarowego dronu. Pomysł na tę rozmowę ma dwa źródła: jedno to rozmowa Magdy z Filmawki pt.  Nie jestem do końca przekonany, czy na “Grace” to jestem w ogóle ja… [WYWIAD] , przeprowadzona jeszcze przed Peleton Festem, a druga to sam koncert podczas tegoż festiwalu. Nie był to pierwszy raz, gdy widziałem Dawida na żywo, choć to doświadczenie faktycznie jest dość krótkie - bo o ile muzykę znam, zdaje się, od pierwszych solowych nagrań, to live'u słuchałem dopiero przed tegorocznym koncertem Northwest w Chmurach. Grace by AIR HUNGER Był to jednak świetny występ, podobnie jak na Peletonie – i w naszej rozmowie pojawia się twinpeaksowe skojarzenie z klubem Roadhouse, z onirycznym występem