Przejdź do głównej zawartości

Otwieram wino


Przez kilka miesięcy zastanawiałem się, czy powrót Sidneya Polaka po dziewięciu latach to dobry pomysł. Czy ktoś na to czeka? Czy sam Jarek ma jeszcze coś do powiedzenia? Sentyment mam, ale tym większe obawy. Album 3 wyszedł 26 października.

Sidney Polak to moje guilty pleasure od lat. Jego debiut darzę ogromnym sentymentem. Uważam zresztą, że to całkiem pomysłowa płyta, w swoim stylu, dużo lepszym od T. Love, w którym Jarosław gra na perkusji od 1990 roku, a który z jakiegoś powodu nadal istnieje. Każdy zna Otwieram wino, choć często pojawia się ono raczej ironicznie, mordo. Drugim największym hitem byłby pewnie Skuter lub Chomiczówka. O ile numer o dwuśladzie jest obiektywnie tandetny, tak wydaje mi się, że warszawskie bloki opisane zostały całkiem nieźle.

No i właśnie. Bo jest też ta druga płyta. Cyfrowy Styl Życia przyniósł nieco inną muzykę, trochę się zmieniło. Na lepsze, czy na gorsze? Hm. Są tam pojedyncze dobre strzały jak Ostatni dźwięk czy autoironiczne Szach-mat, ale ogólnie raczej średnio. Gościnny występ Nosowskiej tego nie ratował. Dało się jednak zobaczyć, że Sidney nieco zwolnił - dobra, był tam taki Sztorm, ale ogólnie płyta leciała raczej w klimat Blasku. I ten kierunek zapowiadał pierwszy singiel z nowej płyty, czyli Twarzą w twarz.


Wiecie, przyjaźń, pozytywny vibe, kochajmy się, uśmiech to pierwszy krok do szczęścia, pozytywny wariacie. Takie zdziadzienie. Drugi singiel, Sport, pozwala pomyśleć, że artysta nie umiał wybrać między dwoma stylami: tanią wersją nowej Nosowskiej i Ostatnią Nocą lub Moniuszko Flow Tedego. Bit w stylu Sir Micha na lekkich sterydach i kryzys wieku średniego w tekście - jesteśmy lepszy sort / uprawiamy sport.

A gdyby tego było mało, to na Instagramie co jakiś czas publikował sneak-peaki z nagrań, skąd można było dowiedzieć się o wstawkach reggae.

Kurwa, no nie.

Ale powiem szczerze, że myślałem, że będzie dużo gorzej. Mamy elementy w stylu debiutu, mamy kontynuację z Cyfrowego Stylu Życia, mamy ukłon w stronę newschoolowych podkładów i tekstów. Co ciekawe, single okazały się jednymi z najsłabszych numerów z całego albumu. Nie ma cudów, ale nie jest to aż taki zły powrót. Jest kiepski.

Owszem, większość tracków brzmi jak Deszcz albo Blask z poprzedniego krążka. Krótko mówiąc, dupy to nie urywa. Obok tego są takie, hm, bangery jak Sport, zalinkowany niżej. Zastanawiam się też, czy refren Najlepszego słońca zimą był inspirowany słynnym freestyle'em Eldoki, bo wers narty pode mną robią śśśś jest doprawdy równie bajeczny.


Jarek Polak nie jest wirtuozem rapu. Jego flow nie uległo zbytniej ewolucji przez te lata, a teksty momentami zawierają całkiem sporo rymów częstochowskich. Co ciekawe, są też explicity. Do tej pory na przestrzeni 29 utworów w jego karierze padła tylko jedna kurwa - w dodatku z ust gościa z Trzeciego Wymiaru. Nie, żeby teraz nagle było rzucanie mięsem we wszystkie strony, ale jednak procentowo jest tego dużo więcej.

Śmieszny efekt daje przemieszanie tekstów o waleniu wódki z ziomkami i wyrywaniu lasek ze słowami o odnalezieniu tej jedynej, prawdziwej miłości, która prowadzi go przez życie. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest już może po rozwodzie - na nagraniu z Najmniejszego Koncertu Świata sprzed kilku lat pokazywał obrączkę - ale potem przyszła właśnie ta druga strona. Ale może popełniam klasyczny błąd, czyli utożsamienie podmiotu lirycznego z autorem.

Niestety, Sidney jest nieco nie na czasie. Bity odstają od tego, co obecnie słyszy się w rapgrze, czy to nisko- czy wysokobudżetowej. Teksty są takie same, jak były, ale dołączył jeszcze wspominany już kryzys wieku średniego. Pamiętajcie, ważne jest to, co macie w sercu. Uwierzcie w to, że możecie, że macie siłę. Świat jest dobry, a my musimy podchodzić do życia z uśmiechem. Zieeeew.


I jeszcze bzdura w Korku, że gdyby w czasie wojny bomby nie spadły na Warszawę, mielibyśmy tu Paryż albo Nowy Jork - no błagam... Faktycznie, planowanie przestrzeni w stolicy kuleje od iluś lat, ale niedocenianie estetyki MDM-u to jakaś pomyłka.

"To muzyczny powrót do korzeni solowej twórczości artysty", jak można przeczytać na polskaplyta-polskamuzyka.pl. No, niestety, nie jest tak. Muzycznie zwłaszcza niezbyt jest się czym ekscytować. Szkoda.

I jeszcze cover T. Love na sam koniec, okropieństwo.
  • Muzyka: 5/10
  • Wokal: 5/10
  • Teksty: 4/10
  • Produkcja: 6/10
  • Total: 5/10

Smoq

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...