Przejdź do głównej zawartości

Rzuciłem palenie


Lipcowe świeżynki rozpoczynają się dla Odbioru zdecydowanie wakacyjnie. Najpierw Foghorn, na podróż lub odludzie, a teraz trio Dym ze swoim debiutanckim albumem Czerwone usta. Wyjątkowo między tekstami – płyta przede wszystkim akustyczna.

Ciekawe są koleje losu. Na fanpage'u zespołu możemy przeczytać, że cały skład Dymu można było poznać już wcześniej przy różnych okazjach, łączy ich natomiast granie jako 3/4 składu Patrick the Pan. Byłem na paru koncertach tegoż, we Wrocławiu na Męskim Graniu oraz w Krakowie, lecz od tych dni minęło już sporo czasu. Pojawiła się też taka płyta, odstająca klimatem od znanych mi wcześniej. 

Panowie jako źródła inspiracji wymieniają VooVoo, Raz Dwa Trzy i Toma Waitsa. Sam dodałbym jeszcze częściowo choćby Organka czy side projecty Waglewskiego. O ile podczas słuchania dość oczywiste wydają mi się te dwie pierwsze, tak wokalnie Kuba Duda od Waitsa różni się ogromnie ze swoim czystym i łagodnym głosem. Mimo takich łatwych do odgadnięcia wpływów trio oczywiście dało tu dużo od siebie.


Brzmią bardzo przyjaźnie, choć sterylnie. Może to moje skrzywienie wynikające ze słuchania ostatnimi czasy różnych experimentali, ale mam wrażenie, że jest zbyt czysto. Przez to momentami wydaje się, że instrumenty są obok siebie, zamiast razem, a całość marnuje swój bluesowo-rockowy potencjał zbliżając się raczej do ballad i poezji śpiewanej. To przytyk zarówno do producenta, jak i dla muzyków – trochę nie wiem, o co im chodzi. 

Dla przykładu: otwierający album track Dym zawiera solo. Gdyby było nieco bardziej energetyczne, przesterowane czy zabrudzone, dałoby świetny, pełnokrwisty efekt, przełamujący lekki, poprockowy ton utrzymywany przez wcześniejsze dwie i pół minuty. Tymczasem jest tak jasne, że stanowi co najwyżej miłą odmianę. I tak to jest przez całe dziesięć utworów, że nawet gdy już coś zapowiada dodanie krzty energii, jej potencjał jest marnowany, w kinetyczną już się nie przeradza.

Jeszcze z wad: wokal kuleje. Czasem brzmi bardziej jak śpiewany z kartki, też płasko i bez przekonania, a czasem zwyczajnie beznamiętnie. Tu jestem pewien, że to kwestia zdobycia wprawy w roli wokalisty prowadzącego. Rozwoju głosu, który przychodzi wraz z praktyką. 

Ale dobra, koniec narzekania.


Warte uwagi jest użycie kontrabasu zamiast standardowej gitary basowej. Wawrzyniec Topa swoją grą nadaje brzmieniu Dymu taką cechę charakterystyczną, którą można łatwo zapamiętać. Domyślam się, że również jego sprawką są klawisze w numerze trzecim, czyli Nóż W Plecy Dziewczyna. W tym samym tracku można uświadczyć też wyczekiwanego przesteru – powiedziałbym, że to krok w dużo ciekawszą stronę od ogólnego, dość poprawnego udźwiękowienia. Nieco jazzujący klimat mają tytułowe Czerwone usta, co już jest wspólną pracą Topy oraz Adama Stępniowskiego, perkusisty. Gitara, póki jest wyłącznie rytmiczna na zwrotkach, także dołącza do tej kreacji.

Miłym elementem płyty są teksty. Nieinwazyjne, przejrzyste, proste – ale pasujące do gry. Nie odkrywają Ameryki, ale nie miały odkrywać. Mogą poruszać tę samą strunę, co u wspomnianego Patrick the Pan. Na pewno nie są pretensjonalne, w stylu szajsu typu Happysad, tylko odpowiednio wyważone względem melodii. A jednak nadal przekazują te codzienne sprawy, o których chciał nam opowiedzieć Kuba Duda

Zależy, czego się szuka. Dla łagodnych brzmień, na niedzielę, do włączenia podczas pikniku lub innej formy relaksu — tak, do tego Czerwone usta nadają się doskonale. Swoje zadanie spełniają, nie dając się porwać taniej cukierkowości ani nie wpadając w żaden potencjalny plagiat. Zahaczają nawet co nieco o lo-fi, to dzięki temu wokalowi. Jak widać, nawet i częściowe wady da się przekuć w zalety. 

Podsumowując: życzyłbym więcej odwagi w komponowaniu. Z tego można wydobyć więcej charakteru, więcej siły, a nie odjąć tym samym uroku. I to chciałbym usłyszeć na następnym albumie. Tutaj jest bardzo dobry zaczątek, fuszerki nie ma. Jest sentymentalnie i ładnie, podoba mi się. 

  • Muzyka: 8/10
  • Wokal: 6/10
  • Teksty: 6/10
  • Produkcja: 6/10
  • Total: 6,5/10


Smoq

Komentarze

Najczęściej czytane

Jakieś sto tysięcy słow na tym betonie zapisałem

W ostatni czwartek ukazał się pierwszy nowy singiel zapowiadający nadchodzący album duetu SARAPATA . Radical Kindness to więcej niż jeden numer - w tym przypadku jest to koncepcja idąca za całym krążkiem. Jeszcze w środę spotkaliśmy się w Czwórce, by o tym pomyśle porozmawiać. Efekty poniżej. Moim gościem w Muzycznym Lunchu był Mateusz Sarapata, rozmawialiśmy jeszcze przed oficjalną premierą Radical Kindness , ba, nawet przed prapremierowym pokazem w Kinie Kultura. Robi się z tego piramida, więc może zostańmy przy tym, że oto klip w reżyserii Sylwii Rosak: I jeśli pamiętacie prześwietną EP1  z 2021 roku, to po pierwsze: powraca chłód, który mi kojarzył się zawsze z górskim strumieniem, ale tym razem jest to dużo łagodniejszy nurt. Po drugie: gościnnie ponownie słyszymy tu Marcelę Rybską, a i wspomnianą reżyserkę możecie kojarzyć dzięki klipowi do Rework . Całą rozmowę możecie znaleźć tu:  SARAPATA: "Radical Kindness" to manifest bycia dobrym dla siebie i dla świata . Niedługo

Jaki mam rytm, gdzie lubię być

  A zatem NEXT FEST Music Showcase & Conference 2024 . Pierwsza wizyta - i pierwszych razów ogólnie było dość sporo, bo tak wyszło - do tej pory nie widziałem kilku naprawdę ważnych zespołów, a festiwal to dobra okazja by pobiegać po mieście i nadrobić braki. Nie ze wszystkim się udało, ale trochę koncertów zaliczyłem. Najlepsze? Trudno wybrać, więc alfabetycznie. 🟢 Coals - piękna nowa płyta, do tego przekrojowa setlista na podstawie zapotrzebowania słuchaczy. Świetne wykonanie, co przy materiale łączącym wpływy avant-popowe, rurę i najntisowe gitarki jest szczególnie ważne, bo na żywo zwyczajnie łatwo skiepścić muzykę do tego stopnia wypieszczoą w studiu. Prawdopodobnie ten poziom jest u nich normą, ale - wstyd przyznać - to było nasze pierwsze spotkanie. Niedługo grają w Warszawie, liczę na powtórkę, choć nie wiem, jak my się pomieścimy w tej Hydrozagadc e, bo Tama była pełna.  🟢 Kosmonauci - niedługo po opublikowaniu debiutu, również za parę dni będzie okazja do powtórki . Czy

Wielki strach jak cały świat

Przed wami druga rozmowa z ostatniego odcinka Spoza nurtu w Czwórce. Rozmowa z air hunger , bez szczególnej okazji - raczej w wyniku ogólnej fascynacji jego muzyką, która operuje... sugestywną delikatnością? To chyba najbardziej trafne określenie, jakie umiem znaleźć dla wycofanego wokalu, ambientu i gitarowego dronu. Pomysł na tę rozmowę ma dwa źródła: jedno to rozmowa Magdy z Filmawki pt.  Nie jestem do końca przekonany, czy na “Grace” to jestem w ogóle ja… [WYWIAD] , przeprowadzona jeszcze przed Peleton Festem, a druga to sam koncert podczas tegoż festiwalu. Nie był to pierwszy raz, gdy widziałem Dawida na żywo, choć to doświadczenie faktycznie jest dość krótkie - bo o ile muzykę znam, zdaje się, od pierwszych solowych nagrań, to live'u słuchałem dopiero przed tegorocznym koncertem Northwest w Chmurach. Grace by AIR HUNGER Był to jednak świetny występ, podobnie jak na Peletonie – i w naszej rozmowie pojawia się twinpeaksowe skojarzenie z klubem Roadhouse, z onirycznym występem