Przejdź do głównej zawartości

Dźwięki Moskwy cz.2


W drugiej części przeglądu rosyjskiego undergroundu i innych ciekawych artystów, którzy wystąpili na tegorocznym Moscow Music Week, trochę post-punka, muzyki eksperymentalnej i jeszcze chwila powrotu do przeszłości. A także parę słów o zamiłowaniu Rosjan do pewnego miasteczka w stanie Waszyngton.

Rockowy line-up tego showcase festiwalu, jak się przekonaliśmy, choć treściwy, raczej nie był zbyt porywający i nieco brakowało w nim świeżości. Nie wymieniłem jednak, za co pluję sobie w brodę, jednej z jego perełek, a mianowicie psych-rockowego zespołu z Białorusi, Yuppies Indeed. I choć kraj reżimu Łukaszenki i ziemniaków może nie wydawać się stolicą ciekawej muzyki, to ta grupa całkowicie burzy to przeświadczenie. Z muzyką Yuppies cofamy się do Ameryki przełomu lat 60. i 70., a dopracowanie i jakość wykonania sprawia, że zastanawiamy się, czy, gdyby urodzili się w innym kraju i w innych czasach, Białorusini mogliby stanąć wśród klasyków tego gatunku. 


Pozostając jeszcze chwilkę w czasach, gdy Rosja kojarzyła się nie z basem, neonowym dresem i laserami w petersburskich piwnicach, a z brwiami Leonida Breżniewa i zagrożeniem wojną jądrową, warto sprawdzić grupę Комсомольск, która silnie inspiruje się popularną muzyką tego okresu, choć dorzuca też nieco punka, a ich satyryczne teksty dotykają współczesnych tematów. Ładniutkie i pełne życia żeńskie wokale oraz radosne podkłady, czy to gitarowe, czy syntezatorowe, od razu wprawiają nas w dobry humor i przepełniają energią. Do tego dochodzi urzekający, prześmiewczy styl i charakter zespołu, dopełniający lekkoduszną muzykę.




Klimat szlagierów, przygrywających w trakcie domówek na nowo powstałych osiedlach z wielkiej płyty, jest też silnie odczuwalny w części utworów moskiewskiego Race to Space. Części, bo zespół wydaje też bardziej współczesne, elektroniczne i trip-rockowe utwory. Jednak niezależnie od epoki, w której dany utwór tkwi, praktycznie zawsze sobą hipnotyzuje. Warto też sprawdzić solową twórczość ich gitarzysty, Pawła Dodonowa.



Może nie są do końca oczywiste, jednak mam wrażenie, że nie tylko ja słyszę w muzyce wyścigu w kosmos inspiracje ścieżkami dźwiękowymi Angelo Badalamentiego i ogólnie lynchowskimi klimatami. I nie tylko w ich, bo amerykański reżyser jest na wschodzie bardzo ceniony, szczególnie za serial Twin Peaks, który, choć stanowił światowy fenomen, wchodzących w kapitalizm Rosjan urzekł szczególnie. Na samym zresztą festiwalu, ewidentne sugerowanie się twórczością Davida Lyncha i, zawsze stanowiącymi istotny element, pochodzącymi z niej soundtrackami, widzimy chociażby w twórczości rockowego zespołu Спасибо, czy eksperymentalnych utworach słoweńskiego producenta, Lifecuttera.


Dla kogoś, kogo kręcą takie mroczne, ale pełne emocji i symboliki w dźwiękach, eksperymentalne i elektroniczne twory, niepokojące dzieła Zurkas Tepla, powinny być interesujące. Moskiewski producent tworzy coś, co czasem ciężko nawet nazwać muzyką. Jednak z pewnością można te subtelne, jakby przygrywające w tle, szumy, odgłosy i uderzenia w syntezator nazwać intrygującymi i hipnotyzującymi.


Jeśli ktoś gustuje w nietypowych brzmieniach, ale nie rajcuje go obcowanie z wydaniami skrajnie eksperymentalnymi i odchodzącymi od tradycyjnego postrzegania muzyki, na pomoc przychodzą mu nasi rodacy z warszawskiego duetu Sotei. Świetnie brzmiące połączenie elektroniki z tradycyjną perkusją naprawdę potrafi elektryzować, a ich twórczość, choć nieco żywsza, na pewno jest równie oryginalna co muzyków powyżej. Ciekawe jest też z pewnością to, co prezentuje Holy Palms, czyli miks elektroniki i plemiennych brzmień centralnej Azji.


Obok eksperymentalnych dźwięków, na moskiewskim tygodniu muzyki bardzo dużo mogliśmy usłyszeć post-punka. Jeśli o ten gatunek chodzi, bardzo cenię jeden z kilku znanych mi już przed festiwalem zespołów, Лето в Городе, którego utwory charakteryzuje bardziej senny i transowy klimat. Drugi, Электрофорез, dostarczający nam nieco bardziej żywe i dopełniane przez świetny wokal rzeczy, to już nowe odkrycie.




Zróżnicowanie gatunkowe i ilość oryginalnych podejść do nieco oklepanych schematów, a także techniczny poziom, to cechy tego, co słyszymy z rosyjskiego i wschodniego podziemia. Jest w czym przebierać, a dopiero się rozkręcamy. W kolejnej części czeka nas muzyczny kontrast, gdyż zestawimy wariacje na temat jazzu i bluesa z ostrym techno. Zapraszam.

Wojciech :~)

Komentarze

Najczęściej czytane

Imithe le fada

  Sezon letni obfituje w przeróżne imprezy, ale król jest tylko jeden. Parę słów o OFF Festivalu 2025  musiało się tutaj pojawić. Tym bardziej, że zapowiadało się na najmocniejszą edycję od lat. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Czy na Scenie Eksperymentalnej przydałyby się kamizelki ratunkowe? Czy pod sceną główną powstała zapowiadana piramida z ludzi? O tym poniżej.   Zawsze śledzę OFFowe ogłoszenia ze sporą ekscytacją, ale przyznam, że tęskniłem za znaną formułą, czyli radiowym spotkaniem na żywo z Arturem Rojkiem i stopniowym odsłanianiem lineupu. Za każdym razem jest to też porcja parskania śmiechem, bo on ewidentnie specjalnie tak podprowadza artystów, by do samego końca nie było w pełni jasne, o kogo chodzi, a te wszystkie omówienia są dość zabawne, w tym dobrym, sympatycznym sensie.  Tak czy inaczej: już pierwsze wieści były grube. Fontaines D.C., Snow Strippers, Geordie Greep. Osobiście jarałem się tylko na dublińczyków, ale to po prostu obiektywnie są d...

Lubisz boksik?

OFF Festival jaki jest, każdy widzi. Co roku grupka fanów zastanawia się, czy line up w sumie okazał się super, czy może jednak beznadziejny, czy jeden hydrant wystarczy dla wszystkich i ile razy uda się zrobić Arturowi Rojkowi zdjęcie z przyczajki. I wszystkie te zabawy są fajne, ale pogadajmy o koncertach. Bo - jak zwykle - jest o czym. Do tego posta powstawiałem trochę świeżych linków z amatorskich nagrań, więc nie zdziwię się, jeśli coś spadnie. Wstęp może być w zasadzie taki sam, jak co wakacje - dyskusji o repertuarze było sporo, w tym roku przeważało kwestionowanie headlinerów, sceny One Up Tiger, obecności Johna Mausa i Otsochodzi. Dodajmy do tego, że akurat na weekend pogoda się załamała, że nie dojechał saksofonista zespołu Maruja, a gitarzysta Hotline TNT spadł ze sceny i złamał nogę, a ktoś pomyśli, że było słabo. No więc nie było - o to, zdaje się, nie trzeba się martwić. W tym roku byłem na OFFie nie tylko prywatnie, ale przynajmniej w części służbowo, więc w najbliżs...

Z Gdyni, a nie skądś tam

Po trzech latach od słynnego ewakuowanego Open'er Festivalu ponownie odwiedziłem Gdynię. Jeśli nie trafiliście tu po raz pierwszy, to wiecie, że jestem raczej odbiorcą skrojonym pod OFFa, ale przy kilku poprzednich razach w Kosakowie również bawiłem się nieźle. Zresztą po wpisach o Primaverze widać, że na dużych imprezach też się odnajduję. Spora część ogłoszeń zachęciła. A jak było tym razem? Zacznijmy może od tego, że harmonogram ujawniania tegorocznego lineupu był co najmniej lekko dezorientujący. Długo było cicho, wśród potencjalnych uczestników pojawiły się nawet obawy, że Open'er może w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście takiego ryzyka nie było, przecież to nie Fest, na stronie którego licznik sprzedanych biletów wciąż wynosi 0/20 000 z ostatnią aktualizacją 10 września ubiegłego roku. Tak czy inaczej, nie pomagała też nieregularność.  Ale też, jak by nie patrzeć, ogłoszenia takie jak Linkin Park, Muse czy Doechii zostały odebrane bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem Magda...